O krok od katastrofy
Urodzony jako Jacques Bermon Webster II, raper dorastał zaledwie kilka kilometrów od parku rozrywki Six Flags Astroworld. Kiedy na początku lat dwutysięcznych ogłoszono, że park zostanie zamknięty, Scott postanowił kupić pobliski teren i organizować tam coroczny festiwal muzyczny, który na pamiątkę ulubionego parku z dzieciństwa nazwał Astroworld. Zanim wybuchła pandemia, odbyły się dwie edycje festiwalu, które spotkały się z ogromnym entuzjazmem fanów.
Kiedy więc w 2021 roku muzyk ogłosił powrót imprezy po pandemicznej przerwie, Houston eksplodowało z ekscytacji. Na dwudniowe wydarzenie przyjechali fani z całych Stanów Zjednoczonych. Jednak już pod koniec pierwszego dnia radość zamieniła się w horror. To, co wydarzyło się 5 listopada 2021 roku, było dramatycznym przykładem, do czego prowadzi totalne zlekceważenie wszelkich zasad bezpieczeństwa.
Tłum fanów zaczął gromadzić się pod bramą już wczesnym rankiem. O 8.30 rano zaczęto szturmować wejścia a ci, którym nie udało się kupić biletów, zaczęli przeskakiwać przez ogrodzenie. Nieliczna grupa ochroniarzy oddelegowana do zabezpieczania imprezy nie była w stanie ich powstrzymać. W rezultacie nikt nie potrafił dokładnie określić, ile osób faktycznie znalazło się na terenie wydarzenia.
Jedno było pewne – organizator sprzedał 50 tysięcy biletów, doskonale wiedząc, że pod główną sceną, na której miał wystąpić Travis Scott, pomieści się maksymalnie 35 tysięcy ludzi. Przed estradą ustawiono metalowe barierki, dzieląc przestrzeń na kilka stref dla widzów. Każda strefa miała tylko jedno wejście. Osoby, które znalazły się najbliżej estrady, nie miały żadnej możliwości wydostania się. Kto wszedł pierwszy, został tam uwięziony.
Uwięzieni w tłumie
Gdy o godzinie 21.00 rozpoczął się występ rapera, tłum eksplodował. Każdy chciał znaleźć się jak najbliżej sceny. Ludzie zaczęli napierać na siebie z ogromną siłą. Osoby uwięzione w środku nie miały szans się poruszyć, zaczerpnąć powietrza, a nawet utrzymać się na nogach.
„Nagle ziemia usunęła mi się spod nóg” – wspominała 24-letnia pielęgniarka Madeline Eskins, która przyszła na koncert z chłopakiem. „Byłam tak ściśnięta, że zemdlałam na stojąco”. Na szczęście jej partner zauważył, co się dzieje, i ponieważ stali blisko barierek, zdołał wyciągnąć ją z tłumu. Kiedy Madeline odzyskała przytomność, obok siebie dostrzegła nieprzytomnego młodego mężczyznę. Sprawdziła puls – był ledwo wyczuwalny. Natychmiast rozpoczęła reanimację.
Dla osób uwięzionych w tłumie sytuacja szybko stała się niebezpieczna. Ciała były ściśnięte tak mocno, że wiele osób traciło przytomność. Niektórzy wymiotowali z powodu silnego ucisku, inni próbowali wspinać się na ramiona obcych, ale nie było żadnej szansy ucieczki. „Nie dało się nawet podnieść rąk” – relacjonował jeden z uczestników koncertu, David Daniel. „Widziałem nieprzytomnych ludzi z pianą na ustach”. Ludzie wołali o pomoc, ale ich głosy ginęły w ogłuszającej muzyce.
Około 21.15 ratownicy z pomocą widzów zaczęli wyciągać z tłumu pierwsze ofiary. Już o 21.30 w kilku miejscach jednocześnie prowadzono reanimację. Jeden z widzów, widząc skalę tragedii, wdrapał się na platformę techniczną i próbował zwrócić uwagę operatora oświetlenia. Błagał, by przerwać koncert, ale został zignorowany. Zaczął więc skandować: „Zakończyć koncert!”.
Wkrótce coraz więcej osób, w przerwach między utworami, domagało się zakończenia wydarzenia. Nie wiadomo, czy Travis Scott słyszał ich wołanie, ale jedno jest pewne – widział nieprzytomnego chłopaka, którego publiczność przenosiła z rąk do rąk w stronę przejścia technicznego. Widział ratowników biegnących pod scenę. Zawahał się na moment, po czym kontynuował występ.
Około 21.40 pierwsi widzowie zaczęli dzwonić na numer alarmowy. Już pięć minut później pod bramy festiwalu podjechały ambulanse. Niestety, ratownicy nie byli w stanie przedostać się do poszkodowanych, uwięzionych głęboko w tłumie. W tym samym czasie policja bezskutecznie próbowała skontaktować się z ludźmi odpowiedzialnymi za organizację wydarzenia.
Czas mijał, ludzie umierali a koncert nadal trwał. Dopiero o 21.52 udało się nawiązać kontakt z organizatorem. Zapadła decyzja o przerwaniu występu o 22.00. Z niewyjaśnionych przyczyn przedłużono go o kolejne dziesięć minut. W tym czasie stratowano na śmierć dziesięcioro młodych ludzi.
Ofiary
Skala tragedii, jaka rozegrała się tej nocy, jest trudna do opisania. Dziesięć osób zmarło w wyniku uduszenia kompresyjnego. Ich płuca zostały zgniecione w morderczym uścisku tłumu. Najmłodszą ofiarą był 9-letni Ezra Blount. Przyjechał na koncert z ojcem, Trestonem. Trzymali się z tyłu, chcąc uniknąć niebezpieczeństwa, ale gdy fala ludzi ruszyła do przodu, Treston się przewrócił i Ezra, siedzący na jego ramionach, spadł i został stratowany. Trafił do szpitala w stanie krytycznym z poważnymi uszkodzeniami narządów wewnętrznych i mózgu. Po dziewięciu dniach zmarł.
Zginęli również: 14-letni John Hilgert, utalentowany bejsbolista, 16-letnia Brianna Rodriguez, cheerleaderka, marząca o karierze scenicznej. 23-letnia Madison Dubiski na koncert przyszła z bratem, ale chłopak nie zdołał jej uratować. Wśród ofiar był też 21-letni student inżynierii Franco Patiño i Rudy Peña, marzący o pracy w straży granicznej. Każde z nich chciało po prostu dobrze się bawić. Żadne nie wróciło do domu.
Na Astroworld zawiodło wszystko, co mogło zawieść – organizacja imprezy, zabezpieczenia, które okazały się iluzją, zbyt mała liczba ratowników. Ale najbardziej porażający jest fakt, że mimo dramatycznych sygnałów z tłumu, mimo informacji o omdleniach, koncert trwał dalej. Policja, choć wiedziała, co się dzieje, nie wymusiła jego natychmiastowego przerwania. Nikt nie poniósł odpowiedzialności za to, co się stało, bowiem zarówno organizator imprezy, jak i Scott Travis zostali uwolnieni od wszelkich zarzutów.
Maggie Sawicka