Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 5 sierpnia 2025 08:24
Reklama KD Market

Pejzaż Polski. Ludzie

Pejzaż Polski. Ludzie

Autor: Adobe Stock

Tak jak pisałem ostatnio, powrót do Polski to nie to samo, co wakacje w Polsce. To jakiś nowy początek. Nie jestem już „księdzem z Ameryki” czy „wujkiem z USA”. Jestem jednym z mieszkających w Polsce Polaków. A to jest jednak, jak się okazuje, spora różnica. Traci się swoistą „atrakcyjność” i „egzotyczność”. Chciał, nie chciał, trzeba zaakceptować swoje miejsce w szarym społeczeństwie. Mój powrót wiąże się z okresem adaptacji, który przechodzę. A w nim sporo czasu poświęcam na przyglądanie się naszej polskiej rzeczywistości i przede wszystkim ludziom, z którymi i wśród których mam teraz żyć. To jednak nie ci sami ludzie, których znałem z wakacyjnych przyjazdów. To nie ludzie w wersji gościnnej. Raczej ludzie w swojej codzienności, która jest czasami bardzo skomplikowana.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Zmieniło się to nasze społeczeństwo. Stało się bardziej formalne. Na przykład już wiem, że żeby odwiedzić kogoś „na kawę”, trzeba wcześniej się zapowiedzieć i umówić, nie dlatego, że się człowieka nie zastanie w domu, ale żeby wpisać się w jego harmonogram. I można usłyszeć „nie” i „może w innym czasie”. Brakuje takiej zwyczajności i otwartości, która mówiłaby: „Dobrze, że jesteś”. Mam też wrażenie, że jakby więcej w ludziach egoizmu, skoncentrowania i myśleniami sobie i swoich sprawach. To mnie bardzo smuci, a równocześnie wiem, że jest to cecha bardzo zaraźliwa i muszę uważać, żeby samemu jej nie ulec. Oczywiście ludzie jak byli tak są ciekawscy. Lubią podglądać życie drugich, nawet na fejsbuku. Lubią komentować i wyciągać informacje na różne tematy. Niemal każdego dnia wychodząc z parafialnego kościoła słyszę pytania o motywy mojego powrotu i przyszłość. No, jak się okazuje, jest to jakaś lokalna sensacja. W gruncie rzeczy nawet mnie to bawi, ta świadomość bycia na celowniku uwagi moich rodaków.

Jest jeszcze coś takiego, że sam zaczynam bardziej uczestniczyć, a może towarzyszyć życiu innych. Bardziej docierają do mnie ich trudności, zmartwienia, cierpienia. Czuję, jak mnie angażują i stają się mi bliskie. Jestem księdzem. Moje życie to także, a może nawet przede wszystkim, jest towarzyszeniem innym. Na ile, na to pozwolą. Nie jestem, żeby być tylko nauczycielem, a bardziej towarzyszem i przyjacielem, który bezinteresownie poświęci czas i zaangażowanie ludziom. Coraz bardziej dociera też do mnie potrzeba dzielenia się z innymi tym, co posiadam, także dobrami materialnymi. Wokół dzieje się wbrew pozorom bardzo dużo dobra, które trzeba wspierać nie tylko duchowo, ale i materialnie. Dostrzegam wiele pięknej wrażliwości w ludziach, zwłaszcza młodych. Są wymagający wobec pokolenia swoich rodziców. Często maja radykalne poglądy i nie boją się być krytyczni wobec innych. Bardzo mi się to podoba, choć przyznam, bywa trudne w odbiorze. Generalnie, jak zawsze, ludzie potrzebują siebie nawzajem, choć często, niestety, boją się o tym mówić. W tej sytuacji cieszę się, że doświadczenie życia poza Polską nauczyło mnie odwagi w komunikowaniu. Odwagi także w działaniu, w wychodzeniu w kierunku drugiego człowieka.

Czytam właśnie list, który do diecezjan z Łodzi napisał ich biskup, kardynał Ryś, na nadchodzącą niedzielę. Pisze o Abrahamie z pierwszego niedzielnego czytania: „Więc, Abraham czeka, w gotowości, w PRAGNIENIU gościnności. I PAN wynagradza mu to pragnienie w dwójnasób: najpierw SAM mu się ukazuje – a kiedy patriarcha cieszy się Jego obecnością, stawia mu przed oczyma trzech ludzi (dosł. „śmiertelników”). I wtedy… Abraham zostawia Boga, aby ugościć obcych. Owszem, ma nadzieję – i o to się modli – że Bóg go nie opuści. Wie, że Bóg poczeka. I tak się dzieje: kiedy trzej mężowie odchodzą, Bóg rozpoczyna z Abrahamem – swoim PRZYJACIELEM – rozmowę o Sodomie. „Gościnność – możemy wyczytać w starych komentarzach do tego tekstu – znaczy więcej niż przyjęcie Bożej obecności!”. Nie zostawia Boga ten, kto śpieszy – jak Abraham – do podróżnych. Przeciwnie, spotyka Go w jeszcze innej postaci. Tradycja chrześcijańska – zsumowana w sławnej Ikonie Rublowa – mówi nam, że Abrahama nawiedziła Trójca Święta. Przyznajmy jednak, że Boską Trójcę łatwiej jest nieraz przyjąć nawet w Jej niepojętej Tajemnicy, niż wtedy, gdy przychodzi w osobach trzech obcych wędrowców…”

Ładne i ważne to słowa. Przypomnienie o gościnności i o tym, że Bóg przychodzi także w drugim człowieku. Doświadczałem i doświadczam tego na codzień. I życzę wszystkim, żebyśmy tak siebie nawzajem traktowali, jako gości, z których obecności trzeba się cieszyć i być za nią wdzięcznymi. Jako ludzi, a nie intruzów.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama