Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 01:19
Reklama KD Market

Karaibski koszmar

Sarm Heslop zaginęła w bardzo podejrzanych okolicznościach. Bez śladu, bez słowa, bez pożegnania. A wszystko stało się w raju na ziemi, na turkusowych wodach Wysp Dziewiczych. Miejscu pełnym majestatycznych palm i bajkowych plaż, gdzie zwykle głównym zmartwieniem człowieka jest brak miejsca pod parasolem słonecznym lub wolnego leżaka...
Karaibski koszmar
Sarm Heslop

Autor: FindSarm.com

Zginęła w nocy

Sarm nie zastanawiała się dwa razy, gdy na portalu randkowym Tinder poznała Ryana. Wydawało się, że znaleźli idealną formułę na szczęście. Bogaty Amerykanin z Michigan zaproponował 41-letniej brytyjskiej stewardesie wspólne życie i biznes na pokładzie katamaranu „Śpiew Syreny”. Ona zgodziła się z entuzjazmem. Był rok 2020, panowała pandemia. Sarm szukała nowego życia pełnego nieograniczonej wolności. Czuła, że Ryan jest szansą, by jej marzenia zamieniły się w rzeczywistość. 

Para zaczęła wspólny biznes – on organizował dla turystów wycieczki po Karaibach, ona gotowała dla gości. Życie na morzu miało swój rytm. Rano zabierali ludzi do najpiękniejszych zatoczek, potem serwowali im posiłki na pokładzie, a wieczorami pili rum i obserwowali gwiazdy. Sarm czuła się w tej roli jak ryba w wodzie. Była przecież doświadczoną stewardesą, która pracowała wcześniej na luksusowych jachtach w Nowym Jorku. Znała morze, znała zwyczaje i reguły.

Ale okazało się, że nie znała do końca Ryana. Sarah, najbliższa przyjaciółka Sarm powtarza, że na związku brytyjskiej stewardesy i bogacza zza oceanu szybko pojawiły się rysy. Ryan bywał kontrolujący i niezwykle zazdrosny o Sarm. Kłócili się o pieniądze, o biznes i o przyszłość. Podobno Sarm zaczęła tęsknić za domem i rozważała powrót do Anglii. Czy właśnie wtedy Ryan zdecydował, że nie pozwoli jej odejść?

Był 7 marca 2021 roku. Para spędziła wieczór w barze na Saint John. Łódź była zacumowana w zatoce Frank Bay. Zjedli kolację w restauracji 420, pili drinki, rozmawiali z miejscowymi. Tego dnia Ryan kupił Sarm kolczyki w prezencie. Świadkowie pamiętali, że wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Ostatnie nagrania kamer monitoringu pokazały, jak około 9.00 wieczorem obydwoje wsiadają do pontonu i płyną do swojego jachtu. Sarm pożegnała się jeszcze ze znajomymi na przystani. Był to ostatni raz, kiedy ktoś ją tam widział.

Następnego dnia o 2.30 nad ranem Ryan zadzwonił na policję i zgłosił zaginięcie Sarm. Twierdził, że gdy się obudził, jej już nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Jej telefon, portfel i paszport zostały jednak na jachcie.


Ucieczka na Grenadę

Policja przeszukiwała wybrzeże używając dronów, ekipy nurków i psów tropiących. Sprawdzała rafę koralową, jaskinie podwodne, mangrowe zarośla. Eksperci marynarki wojennej badali prądy morskie, by określić, gdzie mogło się znajdować ciało, jeśli Sarm wypadła za burtę. Wszystko na próżno. Nie było po niej śladu.

Policja chciała też przeszukać katamaran Ryana. Ten kategorycznie odmówił. Straż Przybrzeżna oskarżyła go o utrudnianie śledztwa. Chronił go jednak jego amerykański prawnik. Oznajmił, że Ryan nie ma obowiązku odpowiadać na pytania. Zaczęto zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem mężczyzny. Tymczasem on zamiast współpracować, szybko opuścił Wyspy Dziewicze. Popłynął na Grenadę, gdzie wymienił zamrażarkę i inne części z łodzi. Potem sprzedał cały katamaran. Wszystko w pośpiechu, jakby chciał zatrzeć ślady. 

Prywatny detektyw zatrudniony przez rodzinę Sarm odkrył kolejne niepokojące szczegóły. Ryan miał wcześniej problemy z prawem. Był oskarżony o przemoc domową wobec byłej żony. Policja z Wysp Dziewiczych o dziwo nie sprawdziła jego przeszłości, zanim wyjechał. To zastanawiało wielu. Bo najbardziej szokujący w całej sprawie wydawał się właśnie fakt, że Ryan nigdy nie został aresztowany. Mimo odmowy współpracy, mimo podejrzanych działań i mimo sprzedaży jachtu. 

 

Mroczna tajemnica

Karaibski sen zamienił się w niekończący koszmar. Rodzina Sarm nie mogła zrozumieć sytuacji. W każdym normalnym kraju mężczyzna byłby głównym podejrzanym. Tymczasem Ryan chodził wolno po ulicach. Matka Sarm, Brenda Street, zaczęła własne śledztwo. Poleciała na Wyspy Dziewicze, rozwieszała plakaty, rozmawiała ze świadkami.

Odkryła, że Ryan opowiadał sprzeczne historie o tym, gdzie wysadził Sarm. Raz mówił o jednej przystani, raz o drugiej. Pracownicy portów nie widzieli jej nigdy. Brenda nie poddawała się. Walczyła z systemem, pisała listy do polityków, organizowała protesty. „Moja córka nie mogła tak po prostu zniknąć. Ktoś wie, co się stało” – powtarzała. Wraz z resztą rodziny zatrudniła najlepszych detektywów, zaoferowała nagrodę 10 tysięcy dolarów za jakikolwiek trop. Bezskutecznie. 

Rodzina Sarm domaga się sprawiedliwości w amerykańskim sądzie. Tymczasem Ryan wrócił do Ameryki i zniknął. Zmienił adres, ukrył się przed mediami. Jego prawnicy stali się jego rzecznikami.

Zaginięcie Sarm odsłoniło poważne luki w systemie prawnym Wysp Dziewiczych. Brak doświadczenia, słabą współpracę z FBI, przestarzały sprzęt, brak laboratorium kryminalistycznego czy ekspertów od zbrodni. Jednym słowem okazało się, że raj dla turystów jest równocześnie piekłem dla ofiar. 

Brenda nie poddaje się, nie daje się uciszyć, powtarza ciągle: „Dopóki nie znajdziemy Sarm, nie będzie dla nas spokoju”. Eksperci mówią, że bez ciała trudno udowodnić morderstwo. Ale powątpiewają, by kobieta mogła spaść z jachtu przypadkowo. Katamaran miał wysokie burty, morze było spokojne. Sarm była doświadczona w żeglarstwie. Nikt nie spada z łodzi w środku nocy bez powodu. 

Kapitan Tom Bradley, który przeanalizował sprawę, twierdzi, że by spaść ze „Śpiewu Syreny”, trzeba by się bardzo postarać. Relingi sięgały do wysokości pasa, pokład był szeroki i stabilny. „To nie jest żadna łupina orzecha. To solidny katamaran” – wyjaśnia. Sarm mogłaby spaść tylko wtedy, gdyby ktoś ją zepchnął. Albo wrzucił już martwą do wody. 

Na razie turkusowe wody Wysp Dziewiczych skrywają swoją mroczną tajemnicę. 

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama