Waszyngton (AP) Była łączniczka Departamentu Sprawiedliwości z Białym Domem przeczy jakoby odegrała główną rolę w decyzjach dotyczących zwolnień federalnych prokuratorów i oskarża zastępcę prokuratora federalnego Paula McNulty o wprowadzenie Kongresu w błąd.
Monica Goodling oświadczyła, że zeznania McNulty’ego, złożone w lutym przed izbowym Komitetem Sądownictwa były "niekompletne, nie zawsze zgodne z prawdą i nieszczere".
McNulty natychmiast wydał oświadczenie podważające zeznania Goodling. "Odpowiadałem szczerze, w oparciu o to, co w tym czasie wiedziałem. Przedstawiona przez pannę Goodling charakteryzacja moich zenań jest niesłuszna i nie ma poparcia w dokumentach, jakie przekazano do Kongresu".
33letnia Goodling zrezygnowała z pracy w Departamencie Sprawiedliwości w ub. miesiącu, gdy okazało się, że zostanie wezwana na zeznania. Początkowo chciała powołać się na V poprawkę do Konstytucji. Uzyskała jednak sądownie przyznany immunitet, co chroni ją przed odpowiedzialnością karną za wykroczenia przeciw regulaminowi i prawu.
W środę przyznała, że w niektórych przypadkach brała pod uwagę polityczne przekonania osób ubiegających się o pracę prokuratorów, co stanowi naruszenie federalnego prawa. "Mogłam zapędzić się za daleko i mogłam brać pod uwagę profil polityczny kandydatów. Żałuję, że popełniłam te pomyłki".
Dokumenty Departamentu Sprawiedliwości potwierdzają, że panna Goodling uczestniczyła w wielu spotkaniach, gdzie omawiano plany politycznie umotywowanych zwolnień prokuratorów.
Na wstępie Goodling odmówiła odpowiedzi na pytanie przewodniczącego Komitetu Sądownictwa, kongr. Johna Conyersa, o to, kto sporządził listę prokuratorów przeznaczonych do odejścia. Kiedy kongresman przypomniał jej, że jest zobowiązana do dawania kompletnych i prawdziwych odpowiedzi, stwierdziła, że prawnicy z Dept. Sprawiedliwości o wszystkim informowali McNulty’ego, a listę prokuratorów przygotował były szef personelu prokuratora generalnego USA, Alberto Gonzalesa, Kyle Sampson.
Oświadczyła, że nigdy nie rozmawiała na temat prokuratorów z byłym radcą Białego Domu, Harriet Miers, ani z doradcą politycznym prezydenta Busha, Karlem Rovem.
Goodling, absolwentka chrześcijańskiego uniwersytetu, założonego przez telewizyjnego ewangelistę Pata Robertsona, uczelni, której 60% absolwentów nie zdało egzaminu na wykonywanie zawodu prawnika, zapewniała kongresmanów, że jej jedynym marzeniem było wykonywanie dobrej, uczciwej pracy dla rządu Busha. Począwszy od 2001 roku Dept. Sprawiedliwości zatrudnił 150 absolwentów uczelni Robertsona.
Na pytanie, czy wierzy, że jej decyzje odnośnie zatrudniania prokuratorów nie na podstawie kwalifikacji, lecz według przekonań politycznych były legalne, Goodling odpowiedziała: "Nie wierzę, że chciałam popełnić przestępstwo".
"Czy uważasz, że naruszyłaś prawo? Czy branie pod uwagę politycznych przekonań jest nielegalne?", pytał kongr. Bobby Scott. "Wiem, że przekroczyłam granicę, lecz nie miałam takich intencji", zapewniała Goodling, przyznając również, że były okazje, kiedy kandydata do pracy pytała na kogo głosował.
O McNultym powiedziała, że podczas senackich przesłuchań nie wyznał wszystkiego, co wiedział o przyczynach zwolnień prokuratorów. McNulty oświadczył wówczas, że decyzja o zwolnieniach została podjęta wyłącznie w Dept. Sprawiedliwości. Podobno wpadł w furię, gdy dowiedział się, że Sampson prowadził na ten temat rozmowy z Białym Domem przynajmniej od stycznia 2005 roku. Goodling dała do zrozumienia, że sytuacja przedstawiała się nieco inaczej, gdyż w rzeczywistości McNulty wiedział więcej o udziale Białego Domu w tych decyzjach niż przyznał.
McNulty i główny asystent zcy prokuratora generalnego, William Moschella, bronią się mówiąc, że Goodling i Sampson przekazali im niekompletne informacje o zwolnieniach prokuratorów. Podobno obaj są wściekli, że w wyniku tych niedopowiedzeń mogli nieświadomie wprowdzić Kongres w błąd.
Monica Goodling rolę Rove’a w tej sprawie określa jako "minimalną". Dokumenty świadczą jednak, że wkrótce po wyborach w 2004 roku Rove zastanawiał się, czy nie należałoby zwolnić wszystkich 93 federalnych prokuratorów. Pomagał Moschelli przygotować się do zeznań w Kongresie i dostawał zawiadomienia o planowanych zwolnieniach wymienianych między Białym Domem a Dept. Sprawiedliwości.
Kongres docieka, jaką rolę w całej tej sprawie odegrał Karl Rove. W tym celu domaga się przekazania dokumentów i zeznań Rove’a. Biały Dom odmawia powołując się na "przywileje egzekutywy". Niewykluczone, że sprawa zakończy się w sądzie. (eg)
Kto kłamie?
- 05/25/2007 07:02 PM
Reklama








