Joanna Marszałek: Jest Siostra dość dobrze znana w Polsce, ale może mniej w Chicago. Jak przedstawiłaby się Siostra naszej Polonii?
Siostra Anna Bałchan: Kobieta w drodze. Tak by było chyba najlepiej. Tak postrzegam moje życie i służbę. Wszyscy jesteśmy w drodze. Homo sapiens, choć czasem ledwo sapiens. Potrzebujemy siebie nawzajem, żeby przekazywać sobie wartości, wiarę i dobre informacje, że Bóg nigdy nie zapomniał o człowieku, nigdy się nim nie znudził. On zawsze jest w moim życiu i w każdej ciemności, którą przechodzę.
Słyszałam, że w Polsce jest Siostra znaną influencerką.
– Ja? No nie. A co robi influencerka?
Przez swoją obecność w internecie i mediach społecznościowych ma duży wpływa na myślenie, zachowania i działalność ludzi, zwłaszcza młodych.
– A to ciekawe. My po prostu działamy. Kluczową sprawą jest to, że od 1998 r. przez 10 lat pracowałam na ulicy i powiedziałam głośno o tym innym świecie – mieście wewnątrz miasta.
Ta praca na ulicy obejmowała głównie pomoc kobietom.
– Tak, kobietom w różnej sytuacji, nieraz bardzo trudnej, nieraz życiowo złamanym i doświadczającym różnych procederów, w tym przestępczych. Charyzmat Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, którego jestem członkinią, to praca z kobietą od narodzin do naturalnej śmierci. My, kobiety, mamy bardzo duże spektrum. Są kwestie utraty dzieci, aborcji, kwestie odchodzenia z domu i problemy małżeńskie, relacyjne itp. Dodatkowo nasze siostry prowadziły misję dworcową, ośrodek interwencji kryzysowej, opiekowały się chorymi dziećmi, kobietami psychicznie chorymi i innymi osobami odrzucanymi przez społeczeństwo. Gdy zaczęłyśmy mówić głośno, że w Polsce jest handel ludźmi, niektórzy pukali się w głowę.
Kto wysłał Siostrę na ulicę?
– W 1998 r. prezydent Katowic Henryk Dziewor zwrócił się do naszej Matki Generalnej o wyznaczenie osoby, która podjęłaby się pracy z młodymi mieszkankami miasta zagrożonymi prostytucją i innymi zorganizowanymi formami wykorzystania seksualnego. Ówczesny arcybiskup Damian Zimoń również zachęcał nas do podjęcia tej pracy. Wyczytali, że praca z kobietą najbliższa jest naszemu zgromadzeniu. Zostałam oddelegowana, aby zorganizować taką działalność. Pracy ulicznej uczyłam się w Domu Aniołów Stróżów w Katowicach, który prowadził działalność na dworcu kolejowym w Katowicach. Jednocześnie ukończyłam szkołę terapeutyczną i przeszłam wiele szkoleń, w tym specjalistycznych.
Dziś prowadzi Siostra Stowarzyszenie PoMOC dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej w Katowicach.
– Misją Stowarzyszenia jest kompleksowa pomoc kobietom i ich dzieciom w sytuacji kryzysowej. Prowadzimy w Katowicach placówkę, w której schronienie znajdują kobiety, w tym ofiary handlu ludźmi. Mamy Punkt Konsultacyjny, który jest miejscem indywidualnych spotkań z profesjonalistami udzielającymi wsparcia psychologicznego, terapeutycznego oraz pomocy prawnej i zawodowej. Prowadzimy też działania szkoleniowe i profilaktyczne.
Ile pań może się u Was zatrzymać?
– Maksymalnie 15 kobiet razem z dziećmi. Wiem, że to nie brzmi dużo, ale prawda jest taka, że jeśli się pracuje z drugim człowiekiem, to trzeba mieć dla niego czas, zwłaszcza jeżeli mówimy o profesjonalizmie. Nie możemy mieć tu tłumów. To nie jest miejsce, żeby się tylko wyspać i zjeść. Nie o to nam chodzi. Mogą też do nas przychodzić panie w ciąży, które nie chcą dzieci z różnych powodów. Otaczamy je opieką, pomagamy załatwić formalności adopcyjne. Jest dużo ludzi, którzy przyjmą takiego maluszka. A kobiety mają przeróżne powody. Choć wiem z rozmów, że zawsze myślą o tych dzieciach.
Jak długo kobiety mogą liczyć na Waszą pomoc?
– Panie, które doświadczyły przemocy, mogą być u nas maksymalnie 9 miesięcy. Pracujemy z nimi indywidualnie, aby dana pani mogła stanąć na nogi, odzyskać władzę nad swoim życiem, odnaleźć swoją sprawczość. Jesteśmy takimi towarzyszkami. Żeby się odbić, potrzeba czasu i bezpiecznego miejsca. Czasami panie zaczynają od zrobienia dokumentów, wizyty u lekarza, czasem psychiatry, leczenia traumy. Ostatecznie znajdują mieszkanie, pracę, ale na wszystko potrzeba czasu.
Z czego utrzymuje się dom?
– Robimy różne akcje, sprzedajemy cegiełki w postaci kawy czy dobrej książki, robimy zbiórki w parafiach. Nagrałam też płytę „Korzenie” ze starymi oazowymi szlagierami. Prawda jest taka, że potrzebujemy Waszego wsparcia, żebyśmy mogli działać.
Oprócz tego Siostra „buduje coś dobrego”. O co chodzi z tym hasłem?
– Pod hasłem „Budujemy coś dobrego” można znaleźć w internecie wszystkie informacje o naszym najnowszym dziele. Wraz ze społecznością kobiet budujemy Centrum Rodziny im. św. Józefa w Katowicach. Ma to być miejsce, w którym dzieci, rodzice, opiekunowie i dziadkowie będą rozwijać swoje umiejętności budowania relacji i więzi. W ekologicznym i energooszczędnym budynku będzie żłobek, kuchnia, przestrzeń szkoleniowo-warsztatowa, kawiarenka z wyjściem na taras, gabinet terapeutyczny, kaplica, pomieszczenia dla sióstr prowadzących Centrum i więcej.
Skąd wziął się pomysł budowy centrum?
– Zauważyłyśmy, że aby przeciwdziałać kryzysom, potrzeba edukacji i narzędzi. Seniorzy przychodzili do nas i mówili: „Proszę siostry, nie umiem rozmawiać z moim wnukiem, on mówi jakimś dziwnym językiem”. Albo ojciec, który nie wie, jak rozmawiać z pięcioletnią córką. Chcemy stworzyć takie miejsce, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Epidemią dzisiejszych czasów jest samotność, mimo że mamy telefony i komputery. Jako grupa ludzi o pewnych wartościach możemy dla siebie być wsparciem, a jednocześnie zrobić coś fajnego w naszej okolicy. Są rzeczy, których nie da się kupić: uważność, czas, przyjaźń, miłość.
Na jakim etapie jest obecnie budowa?
– Teraz są odbiory tego centrum. Wszystko idzie pod górkę. Nagle trzeba to czy tamto wymieniać. No i koszty, koszty, koszty. Musimy różnymi formami pozyskiwać pieniądze, żeby potem móc też jakoś ten dom utrzymać.
Jak można wesprzeć to dzieło?
– Wszystkie informacje i instrukcje dotyczące wpłat można znaleźć na stronie budujemycosdobrego.pl
Czy to Siostry pierwsza wizyta w Ameryce?
– Dawno temu byłam w okolicach Chicago. To był chyba rok 2008, bo pamiętam, że wybrali wtedy Obamę. I akurat było u was to święto, Halloween. Byłam w ciężkim szoku. Nagle widzę groby przy domach. Pytam mojego znajomego: to u was można tak ludzi chować przy domach? Wytłumaczył mi, że to są atrapy…
Co robiła Siostra wtedy w Chicago?
– Przyjechałam spełnić swoje marzenie – zobaczyć, jak ludzie żyją w Stanach. W Chicago spędziłam około miesiąc. Żeby odpracować bilet, opiekowałam się starszą panią polskiego pochodzenia, pomagałam w domu i przy firmie. Chciałam uczyć się języka, ale nie bardzo mi to wyszło. Okazało się, że wszystko jest u was mega drogie. Rzeczywistość mnie przerosła. Ale to nie szkodzi. Mogłam sobie popatrzeć, jak ludzie żyją.
Jakie Siostra wyniosła stąd wrażenia?
– Pamiętam rzędy białych krzyży przy drodze. Powiedziano mi, że symbolizują poległych amerykańskich żołnierzy. Pamiętam zbiórki na weteranów wojennych. Odległości, które były zupełnie inne niż w Polsce. Byłam w amerykańskim kościele, gdzie bardzo mnie zaskoczyło, że młodzież rozdaje komunię. Pamiętam też, jak znajoma pani wzięła mnie na „shopping”. Była w to bardzo zaangażowana, ja mniej… I sklep, w którym wszystko kosztowało 1 dolara. Jak mi coś spadło, to ta pani nie pozwoliła mi nic podnieść, bo od tego są inne osoby. Myślę, że mogłabym się odnaleźć w Stanach, ponieważ praca służebna dostępna jest tak naprawdę wszędzie. Podobno nawet nie trzeba znać języka.
Jaka będzie rola Siostry podczas XXXVIII Pieszej Polonijnej Pielgrzymki do Merrillville?
– Mam wygłosić dwie konferencje. Chcę mówić jako świadek o tym, co Bóg zrobił w moim życiu, że Bóg żyje, Jezus żyje, że on uzdrawia i może robić to, co po ludzku jest niemożliwe. Będę mówić o relacjach i o tym, że w życiu kobiet też nie ma rzeczy niemożliwych. Będę do dyspozycji ludzi, gdyby ktoś chciał porozmawiać. Ja jestem jak komandos – gdzie mnie wrzucą, tam się okopię.
Jak się Siostra czuje na myśl o przejściu trasy o długości 29 mil – ponad 46 kilometrów?
– Pieronie, trochę się boję. Jestem taki misiek. Ojciec mnie pytał, czy przejdę 400 metrów. Czterysta to może przejdę, a jak nie, to powiedzieli mi, że mnie wsadzą do samochodu i tyle.
W takim razie udanego pielgrzymowania i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Marszałek
[email protected]

Anna Bałchan – zakonnica w zgromadzeniu Sióstr Marii Niepokalanej, teolog, działaczka społeczna, trener Dialogu Motywującego. Założycielka i prezes zarządu Stowarzyszenia PoMOC dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej. Od 1999 r. zajmuje się wsparciem kobiet w kryzysie. Podczas trzydziestu lat pracy z człowiekiem jako pedagog, nauczyciel, terapeuta oraz streetworker wychodziła z inicjatywą do osób potrzebujących pomocy. Szkoliła się w Polskim Instytucie Ericsonowskim, Polskim Instytucie Terapii Krótkoterminowej w Krakowie oraz Krakowskiej Szkole Psychoterapii Psychodynamicznej. Jest również certyfikowanym Terapeutą Motywującym, który doskonalił się w Klasie Mistrzowskiej Trenerów Dialogu Motywującego prowadzonej przez międzynarodowych specjalistów.
Zdjęcia z archiwum Siostry Anny Bałchan
















