Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:58
Reklama KD Market
38. Piesza Polonijna Pielgrzymka 2025

W drogę!

Czy warto, czy dam radę i czy to na pewno dla mnie? Adidasy, sandały czy trapery? Prosić, dziękować czy pokutować? Cała trasa czy choćby kawałek? Na te i inne pytania odpowiadają i swoimi refleksjami dzielą się uczestnicy minionych pielgrzymek do Merrillville.
W drogę!

Autor: Michał Duch

Świadectwa zebrała: Joanna Marszałek

Mary Środoń (65 lat, Gurnee): Trzeba iść na całość

Początkowo obawiałam się, bo to przecież kawał drogi. Jakieś 8 lat temu postanowiłam spróbować. Pierwszy raz było bardzo ciężko – głównie przez buty, bo normalnie nie chodzę w adidasach. Odpadły mi paznokcie. Dlatego za rok przeszłam tylko ostatni odcinek i stwierdziłam, że to jednak nie to samo. Czułam się niespełniona. Trzeba iść na całość, albo wcale. Teraz chodzi mi się bardzo dobrze i lekko. Lubię iść szybko. Jak się wbiję w rytm, to nie lubię, jak ktoś mnie zwalnia. Nie trzeba myśleć za dużo, tylko iść. W ostatnich latach chodzę z wnukami. „Babcia, ja idę z Tobą”– mówią i nawet nie narzekają. Końcowe dojście do Merrillville to ogromna wewnętrzna satysfakcja. Łzy się same leją. Po każdej pielgrzymce czuję się lekka i spełniona.
Moja rada: Adidasy nie są dla każdego – u mnie sprawdzają się sandały i skarpetki. Na każdym przystanku trzeba pić elektrolity – bardzo pomagają na mięśnie, a nogi nie bolą na następny dzień.

 

Ewa Bacal (65 lat, Morton Grove): W tłumie, ale sama

W Polsce mieszkałam na trasie pielgrzymki do Częstochowy i przyjmowałam pielgrzymów na noc. Gdy pierwszy raz poszłam do Merrillville jakieś 20 lat temu, nagle znalazłam się po tej drugiej stronie. Na początku wydało mi się dziwne, że wszyscy mówią do siebie „siostro” i „bracie”. Po jakimś czasie wpadasz w pielgrzymkowy rytm i nawet sama nie wiesz, kiedy zaczynasz tak mówić. Pielgrzymi stają się jedną wielką rodziną, w której wszyscy są równi. Ja chodzę podziękować: za zdrowie, rodzinę, przyjaciół, wnuki i wszystko, co mam. Nie proszę, bo wiem, że Bóg i tak jest miłosierny i obdarza nas swoją łaską, miłością i opieką. Pielgrzymka to taka cicha rozmowa z Bogiem, rozmowa myślami. Może dlatego nigdy nie jestem zmęczona. Wyciszona, zagłebiona w myśli, podziękowania i modlitwę, ta droga po prostu płynie. Po dojściu do celu, do tego obrazu, czuję się dumna z siebie i uduchowiona, pewna siebie, silna i wdzięczna. Człowiek niby jest w tłumie, ale jednak sam. To jest piękne.

Justyna Kukułka-Hoffmeister (28 lat, Chicago): Z dziadkiem i amerykańskim mężem

Najbardziej zapamiętam pielgrzymkę, na którą poszłam z moim nieżyjącym już dziadkiem. Byłam nastolatką, a on miał prawie 70 lat i to była jego pierwsza pielgrzymka. Jego chęć i odwaga, siła psychiczna i wiara, które pomogły mu dojść do końca, były inspirujące. Normalnie lubię chodzić z przodu, ale wtedy szłam z dziadkiem wolniej z tyłu. Szczególnie wspominam też pielgrzymkę, na którą po raz pierwszy poszedł ze mną mój przyszły mąż. To było fascynujące, że zgodził się iść, zwłaszcza, że nie mówi po polsku. Jego zaangażowanie i oddanie były budujące. Bardzo doceniam, że mogłam podzielić się z nim wzrostem wiary, którego doświadcza się we wspólnocie pielgrzymów. To inspirujące, ile osób bierze swoją wiarę na poważnie i chce ją pielęgnować, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy społeczeństwo jest przeciwko religii. Ulubiony moment to kiedy wchodzimy do sanktuarium. Dochodząc do Maryi, widząc ją twarzą w twarz, człowiek doświadcza niesamowitego uczucia i satysfakcji, że pokonało się trud pielgrzymowania.

 Nick Hoffmeister (29 lat, Chicago): Nie trzeba rozumieć polskiego

Kiedy zacząłem spotykać się z Justyną – od 9 miesięcy już moją żoną – zaprosiła mnie do udziału w pielgrzymce z jej rodziną. To był rok 2023. Byłem podekscytowany, choć nie wiedziałem, czego się spodziewać. Poszedłem z otwartym umysłem. Najbardziej zaskoczyła mnie skala pielgrzymki. Nigdy nie doświadczyłem wydarzenia, gdzie tysiące ludzi wspólnie przeżywa swoją wiarę – to było naprawdę fajne. Jestem już trochę przyzwyczajony do bycia w otoczeniu języka polskiego, którym nie władam. Żona wyjaśniała mi niektóre rzeczy, abym nie czuł się wykluczony. Ale nawet jeśli ktoś nie jest w stanie zrozumieć słów, to sama obecność, współudział, droga i poczucie wspólnoty są na tyle silne, że można z tego coś wynieść. Wszyscy na pielgrzymce są bardzo przyjaźni. Dla mnie to czas refleksji nad moją wiarą, swobodniejszego jej wyrażania, a nawet większej dumy z mojej wiary.

 

Mariola Kukułka (52 lata, Palos Park): Woda z lodem z boskiej ręki

Na pielgrzymce dziękuję i proszę za trójkę moich już dorosłych dzieci. Pielgrzymka daje mi siłę i moc. Po pielgrzymce mam w sobie radość i chęć do życia. Serce i dusza są naładowane. Warto na chwilę się zatrzymać, zostawić wszystko i popatrzeć na to z boku. Po spotkaniu z Matką Boską człowiek inaczej patrzy na życie, nabiera wewnętrznego spokoju i radości. Na co dzień nie ma czasu na głębsze przeżywanie wiary. Na pielgrzymce człowiek się wycisza, ma czas na modlitwę i rozmowę z Bogiem. Nie zapomnę mojej pierwszej pielgrzymki około 20 lat temu. Było wtedy bardzo gorąco. Myślałam, że już nie dojdę do postoju. Polałam się wodą z lodem, żeby się ostudzić i nagle dostałam wielkiej siły. Dalej szło się już łatwo. Myślę, że w tej zimnej wodzie była jakaś ręka boska!
Moja rada: Niektórzy przed pielgrzymką więcej spacerują, żeby przygotować nogi.
Znajoma doktor poradziła mi, żeby parę dni przed pielgrzymką smarować stopy czymś tłustym. Spróbowałam i od tego czasu nigdy nie mam odcisków.

 

Marta Miężał (55 lat, Harwood Heights): Za duszę mamy i przyszłość niepełnosprawnego syna

Tegoroczna pielgrzymka będzie dla mnie szczególna, ponieważ będę myśleć o mojej zmarłej w styczniu Mamie. Tę pielgrzymkę ofiaruję za spokój Jej duszy. To właśnie ona zaszczepiła we mnie miłość i nabożeństwo do Matki Bożej. Co roku niosę też intencje rodzinne: za dzieci, za ich przyszłość, zwłaszcza syna. Jako rodzic dziecka niepełnosprawnego zawsze obawiam się o jego przyszłość. Modlę się, aby ktoś się nim zajął, gdy mnie już nie będzie i aby jego życie zawsze było pełne i radosne.
Wraz z Łukaszem chodzimy na na końcowy etap pielgrzymki wraz ze Wspólnotą Integracyjną Jaśmin działającą przy Jezuickim Ośrodku Milenijnym w Chicago.

Dwie sytuacje z pielgrzymki zapadły mi w pamięć. Mój syn, Łukasz, jest bardzo bezpośredni. Na jednej pielgrzymce szedł do ołtarza z darami i zamiast pocałować biskupa w pierścień, on poklepał go po ramieniu. Zdrętwiałam! Biskup w odpowiedzi… też poklepał go po ramieniu. Łukasz zawsze chciał służyć jako porządkowy. Parę lat temu główny porządkowy, Pan Tomasz, zrobił mu niespodziankę. Na jednym z postojów Łukasz dostał kamizelkę, kapelusz i dyplom honorowego przyjęcia do grupy służb porządkowych. Oboje bardzo to przeżywaliśmy.

 Łukasz Miężał (25 lat, Harwood Heights): Jest super!

– Czy lubisz chodzić na pielgrzymkę do Merrillville?
– Tak, bardzo!

– Dlaczego?
– Bo lubię służyć, nieść krzyż i jest super!

– Za co się modlisz na pielgrzymce?
– Za rodzinę. Śpiewam Abba Ojcze.

– Co jeszcze?
– Niosę krzyż i dary. Ostatnio niosłem serce (jaśminowe – dopowiada mama). Bardzo chcę służyć (jako ministrant do mszy – dopowiada mama).

Pierwszy raz Łukasz poszedł na pielgrzymkę, gdy miał 9 lat – z mamą w wózku do biegania. „To było niesamowite przeżycie. Ta świadomość, że nasze dzieci mimo trudności mogą uczestniczyć w takim wielkim dziele” – relacjonuje mama Łukasza. „Łukasz jest bardzo blisko Kościoła. Od ponad 12 lat jest ministrantem u ojców jezuitów. Uwielbia chodzić do kościoła, modlić się, ogląda relacje z pielgrzymek, zbiera odznaki pielgrzymkowe i bardzo wszystko przeżywa. Idzie, choć jest zmęczony. Odmawia, gdy pytam, czy chce wracać do domu”.

 

Monika Kawula (39 lat, Itasca): Odpokutować i omodlić

Dla mnie pielgrzymka ma głównie charakter pokutny. Trud i niedogodności pielgrzymowania ofiaruję za grzechy całego roku. Muszę przyznać, że amerykańską pielgrzymkę można nazwać luksusową w porównaniu z 9-dniowymi pielgrzymkami do Częstochowy, których odbyłam kilkanaście. Tu wszystko mamy podane na tacy, nawet kiełbaskę i zimną wodę, a po drodze są łazienki i inne wygody. Dlatego każdy powinien spróbować, ponieważ na trasie jest mnóstwo pomocy i udogodnień. Oprócz pokuty, niosę intencje i prośby o zdrowie i powodzenie dla rodziny i firmy. Choć to tylko półtora dnia, każda pielgrzymka wymaga wyrzeczeń i pokory. To czas ciszy, modlitwy i refleksji. Daje poczucie celu. Dojście do końca to za każdym razem radość i wzruszenie ze zdobycia kolejnego szczytu, mimo że miejsce jest to samo. To pokonanie słabości, wzmocnienie fizyczne i psychiczne.
Moja rada: Przed pielgrzymką warto zacząć chodzić na dłuższe spacery. Dotyczy to zwłaszcza osób, które mają pracę siedzącą. Z doświadczenia wiem, że rozchodzone buty, które trzymają kostkę i bawełniane skarpetki sprawdzają się najlepiej. Dużo wody, elektrolity i czekolada, i w drogę!


 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama