Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 01:20
Reklama KD Market

Tragedia na Taconic Parkway

Minęło 16 lat od katastrofy, do której doszło upalnego popołudnia w lipcu 2009 roku. Wtedy 36-letnia Diane Schuler zjechała na przeciwny pas ruchu na Taconic Parkway, doprowadzając do jednego z najbardziej tragicznych wypadków drogowych w historii stanu Nowy Jork. W ułamku sekundy życie straciło wówczas ośmiu ludzi. Ten dzień na zawsze zmienił życie rodzin ofiar, pozostawiając po sobie pytania, które do dziś nie doczekały się odpowiedzi…
Tragedia na Taconic Parkway

Autor: Adobe Stock

Szaleństwo na drodze

Wszystko zaczęło się niewinnie. Diane Schuler i jej mąż Daniel spędzili weekend na kempingu Hunter Lake w górach Catskills, razem z dwójką swoich dzieci – dwuletnią Erin i pięcioletnim Bryanem. Towarzyszyły im także trzy bratanice Diane: ośmioletnia Emma, siedmioletnia Alyson i pięcioletnia Katie. W niedzielny poranek 26 lipca mieli wracać do domu. Przed nimi było 150 mil – około trzy godziny jazdy malowniczą trasą przez lasy w kierunku Long Island. Diane zabrała dzieci pożyczonym od rodziny minivanem, podczas gdy Daniel załadował bagaże i psa do swojej półciężarówki.

Właścicielka kempingu, Ann Scott, doskonale zapamiętała moment ich wyjazdu. Diane zatrzymała się przy niej na chwilę, by podziękować za wspaniały weekend. Dzieci śmiały się, pokrzykiwały przez okno i opowiadały, jak świetnie się bawiły. Diane, z którą Ann zamieniła kilka słów, absolutnie nie sprawiała wrażenia osoby odurzonej alkoholem czy narkotykami. Jak podkreślała później, nachyliła się do niej wystarczająco blisko, by być tego pewna.

O 11.37 rano 8-letnia bratanica Diane, Emma, zadzwoniła do swojego ojca, Warrena – starszego brata Diane – by poinformować, że będą w domu trochę później, bo zatrzymali się na śniadanie. Przed rozłączeniem Warren krótko rozmawiał z Diane i później wspominał, że brzmiała zupełnie normalnie. W tle słychać było wesołe dziecięce głosy i śmiech.

Jednak zaledwie pół godziny później na numer 911 zaczęły napływać zgłoszenia o czerwonym minivanie, który poruszał się dziwnie, tworząc niebezpieczeństwo na drodze. Kierowca gwałtownie zmieniał pasy i jechał zdecydowanie zbyt szybko, trąbiąc na innych, aby zjechali mu z drogi. Jeden ze świadków, Geraldo Salerno, dobrze zapamiętał kobietę prowadzącą samochód oraz dzieci na tylnych siedzeniach. „Widziałem, jak przy każdym ostrym skręcie rzucało nimi na wszystkie strony” – powiedział reporterom po wypadku.

 

Co się dzieje z ciocią Diane?

O 12.58 Emma zadzwoniła ponownie do ojca z niepokojącym komunikatem, że zgubili drogę a Diane ma problemy ze wzrokiem. Dziewczynka powiedziała, że „z ciocią Diane dzieje się coś złego”. Warren usłyszał w tle, jak Diane mówiła, że „jest oślepiona i nie wie, gdzie jest”. Zaniepokojony tą rozmową, natychmiast do niej zadzwonił. Diane brzmiała jak osoba zdezorientowana, bełkotała i nazywała go imieniem swojego męża. Warren błagał ją, by zjechała na pobocze i poczekała, aż po nią przyjedzie, ale Diane rozłączyła się.

Warren zadzwonił więc do jednej z córek, która podała lokalizację samochodu. Byli dopiero w połowie drogi do domu, tuż przy zjeździe z Tappan Zee Bridge. Mężczyzna natychmiast wsiadł do auta i ruszył im na spotkanie. Jego żona, Jackie, postanowiła zawiadomić o całej sytuacji policję, mając nadzieję, że dotrą do Diane szybciej niż Warren. Niestety telefon Diane był wyłączony i nikt nie był już w stanie się z nią skontaktować. 


Śmiertelna jazda

Według późniejszego raportu policyjnego o 13.30 Diane wjechała pod prąd na Taconic Parkway i zaczęła pędzić z prędkością ponad 130 km/h, zmuszając dziesiątki kierowców do gwałtownych manewrów. Jednym z nich był Corey Lowe, który nigdy nie zapomniał tamtego dnia. Było słoneczne, niedzielne popołudnie. Corey wraz z żoną jechał na spotkanie z rodziną, gdy nagle zauważył pędzący na nich samochód. W ostatniej chwili udało mu się zjechać na sąsiedni pas, unikając tragedii.

Przerażeni kierowcy zaczęli dzwonić na numer alarmowy, informując o niebezpiecznej sytuacji. Policja natychmiast wysłała na miejsce patrole, ale było już za późno. Minivan Diane uderzył z ogromną siłą w nadjeżdżającego z naprzeciwka chevroleta Trailblazera, którym podróżowali: Guy Bastardi, jego ojciec Michael oraz przyjaciel rodziny Daniel Longo. Uderzenie było tak potężne, że oba pojazdy niemal rozpadły się na części. Chevrolet został zepchnięty na bok i odbił się od kolejnego auta a samochód Diane wypadł na pobocze. Zaczął dymić, pojawił się ogień.

Świadkowie natychmiast rzucili się na ratunek, chcąc wydostać pasażerów z samochodu, zanim ogarną go płomienie. Jeden z nich, Peter Dedvuka, wyciągnął z wraku czwórkę dzieci. Troje z nich już nie żyło. „Nie mogliśmy nic zrobić. Czwarta dziewczynka miała jeszcze puls, ale zmarła po chwili” – wspominał w jednym z wywiadów.

W ułamku sekundy zginęło osiem osób: Diane, jej 2-letnia córka Erin, dzieci jej brata oraz wszyscy pasażerowie chevroleta. Ocalał jedynie pięcioletni synek Diane, Bryan, który w momencie zderzenia wypadł z samochodu przez okno. Miał połamane kończyny, rozległe obrażenia wewnętrzne, poważny uraz mózgu i przez tygodnie walczył o życie na oddziale intensywnej terapii. Cudem przeżył. 

 

Szok i niedowierzanie

Policja i rodzina Diane początkowo nie potrafiły wyjaśnić, co wydarzyło się tamtego feralnego dnia. Podejrzewano udar albo inne nagłe problemy zdrowotne, bo nikt nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć jej dziwnego zachowania. Przez kilka dni narastały domysły, mnożyły się pytania bez odpowiedzi. Aż dziewięć dni po tragedii podano do wiadomości publicznej wyniki badań toksykologicznych i wszystko zmieniło się na zawsze.

We krwi Diane stwierdzono alkohol w stężeniu ponad dwukrotnie przekraczającym dopuszczalny limit. Według toksykologów odpowiadało to wypiciu około dziesięciu kieliszków wódki w ciągu zaledwie godziny, co oznaczało, że kobieta musiała pić prowadząc samochód. Dodatkowo wykryto ślady marihuany, co wskazywało, że Diane paliła ją niedługo przed wypadkiem.

Eksperci nie mieli wątpliwości: była silnie odurzona a mieszanka alkoholu i THC mogła poważnie zaburzyć jej zdolność oceny sytuacji, spowolnić reakcje, wywołać dezorientację. Fakt, że mimo wszystko zdołała przejechać kilkanaście kilometrów, wjechać pod prąd na autostradę i pędzić z prędkością ponad 130 km/h, tylko utwierdzał specjalistów w przekonaniu, że musiała mieć wysoką tolerancję – a więc piła często, być może regularnie.

Dla jej najbliższych informacja ta była jak grom z jasnego nieba. Nikt nie potrafił pogodzić się z myślą, że Diane – odpowiedzialna, oddana matka – mogła prowadzić samochód w stanie nietrzeźwości, mając pod opieką piątkę dzieci. „To tak nieprawdopodobne, że aż trudno w to uwierzyć” – mówiła Christine Lipani, jej najlepsza przyjaciółka. W trakcie ich trzydziestoletniej znajomości widziała Diane pijącą alkohol zaledwie kilka razy i to w symbolicznych ilościach.

Podobnie wypowiadał się mąż Diane. Twierdził, że jego żona w ogóle nie piła. Kategorycznie zaprzeczył też, by mogła nadużywać marihuany. Jego siostra, Jay Schuler, przyznała, że Diane czasem sięgała po marihuanę, ale wyłącznie wieczorem, gdy nie mogła zasnąć. „Bardzo kochała dzieci. Były całym jej światem” – powtarzała w rozmowach z dziennikarzami. Zapewniała, że Diane nigdy nie piła ani nie paliła przy dzieciach. Teściowie i współpracownicy również opisywali ją jako osobę odpowiedzialną, zorganizowaną, skoncentrowaną na rodzinie.

Jej bliscy do dziś szukają innego wytłumaczenia wierząc, że za dramatycznym zachowaniem Diane musiało stać coś więcej. Podejrzewają udar, guz mózgu, cukrzycę, infekcję zęba. W ich wersji wydarzeń Diane nie była pijana – była chora. Coś się z nią stało. Coś, czego toksykologia nie zarejestrowała, czego nikt nie zbadał, nie zrozumiał, nie potrafił nazwać. Nie przyjmują do wiadomości, że ich ukochana żona, siostra, szwagierka, mogłaby świadomie narazić życie ukochanych dzieci i swoje.

Ich przekonanie – tak silne i niezmienne mimo upływu lat – rodzi pytanie, którego nie sposób zignorować: czy na pewno wiemy wszystko o tym, co wydarzyło się tamtego letniego dnia? Czy możliwe, że za katastrofą stało coś więcej niż tylko alkohol i marihuana? Czy raporty toksykologiczne, tak jednoznaczne i nieubłagane, opowiadają całą prawdę o tamtym tragicznym dniu?

Ale odpowiedzi na te pytania najprawdopodobniej już nigdy nie poznamy.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama