To był zdecydowanie polski dzień. Środa 6 sierpnia 2025 w Warszawie odbyło się zaprzysiężenie nowego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Pana Karola Nawrockiego. I jak to zawsze bywa, dla jednych był to dzień szczęśliwy i pełen nadziei na przyszłość, dla innych dzień smutku i odgrażania się typu: „Uważaj(cie)!” i „to nie nasz prezydent”. Przykre jest, że podział idzie prawie w połowie. To nie świadczy o sile narodu, a raczej o jego rozbiciu. Czy jednak maksymą wielu władczych ludzi w świecie, znaną od dawien dawna nie jest: „Dziel i rządź?”. Niestety taka sytuacja dzieje się w niemal każdej społeczności, gdy do głosu dochodzi nie tyle chęć działania dla wspólnego dobra, ile egoistyczne dążenia do posiadania i rządzenia. A tych we współczesnym świecie jakby coraz więcej.
Dla mnie był to jednak bardzo polski dzień. Widok biało-czerwonych flag, dziesiątki tysięcy ludzi, którzy przyjechali lub przyszli tego dnia pod polski parlament i na warszawską starówkę. Ludzie byli nie tylko z całej Polski, także przedstawiciele Polonii z zagranicy, w tym naszej, z USA. Przyszli, by wesprzeć nowego prezydenta na samym początku bardzo niełatwej drogi, którą rozpoczął składając przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego. Przyszli, aby zamanifestować, że są dumni z bycia Polakami i że Polska jest naszą Ojczyzną, której dobro i bezpieczeństwo liczą się najbardziej.
Chociaż przeżywałem ten dzień z perspektywy dalekiej Australii, gdzie przełożeni posłali mnie do kilkumiesięcznej pomocy duszpasterskiej, czułem w sobie duchową siłę z tego powodu, że jestem Polakiem. Nawet w tej części świata spotykam rodaków, którzy chociaż niewiele w Polsce mieszkali, mówią pięknie po polsku, znają naszą kulturę, historię i geografię. To jest to, czego uczą się także polonijne dzieci w Chicago i innych częściach Stanów Zjednoczonych i czasem mam wrażenie, że są bardziej dumni ze swojego pochodzenia niż ci, którzy na co dzień w Polsce mieszkają.
Słuchając przemówienia prezydenta Nawrockiego tuż po zaprzysiężeniu, przychodziło mi wspomnienie inauguracji prezydenta Trumpa i jego mocne słowa w Kongresie. Jestem przekonany o tym, że potrzeba zdecydowanych głosów i dobrych, odważnych przywódców, którzy przede wszystkim nie ulegną presji wewnętrznej. Już pierwsze słowa prezydenta były czymś bardzo potrzebnym, konfrontacją z trudną rzeczywistością licznej opozycji, której musi stawić czoło: „Wolny wybór wolnego narodu postawił mnie dziś przed Państwem wbrew wyborczej propagandzie, kłamstwom, teatrowi politycznemu i wbrew pogardzie, z którą się spotykałem w drodze do urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Jako chrześcijanin – ze spokojem serca i z głębi serca – całą tę pogardę wybaczam”. Zdają sobie sprawę, że wielu zabolały, a innych rozwścieczyły te słowa. Nie były jednak niczym zaskakującym, jak tylko odpowiedzią na działania przeciwne jego osobie podejmowane do ostatniej minuty. I nie jest moją intencją omawianie poszczególnych kwestii prezydenckiego Orędzia, z którym zresztą się zgadzam, to bardzo poruszyło mnie odwołanie się do ojców polskiej niepodległości, którzy choć „mówili z różnych perspektyw, ale jednym głosem” i zacytował Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego, Ignacego Daszyńskiego, Ignacego Jana Paderewskiego. Przywołał także słowa śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że „Warto być Polakiem”.
Wzruszyło mnie także „Tak mi dopomóż Bóg!” dodane stanowczo do słów przysięgi prezydenckiej, a także zakończenie Orędzia słowami: „Niech Bóg błogosławi Polsce! Niech żyje Polska!” Przecież tego nie trzeba się wstydzić! Będąc Polakiem i katolikiem!
Bardzo ważne były dla mnie także słowa homilii metropolity warszawskiego abp Adriana Galbasa. Po raz kolejny ksiądz arcybiskup stanął na wysokości zadania. Pełne miłości i troski słowa. Choćby te, które szybko obiegły portale społecznościowe: „Urząd Prezydenta powinien nas wszystkich jednoczyć, ponieważ prezydent jest symbolem narodowej jedności, a także dlatego, że takie zostało mu powierzone zadanie”. Warto jednak zauważyć też wiele innych, a najlepiej przeczytać lub posłuchać całości. Arcybiskup wszak radził prezydentowi: „Aby w radości nie stracić głowy, a w strapieniu serca, potrzeba nie tylko osobistych przymiotów: inteligencji, kompetencji komunikacyjnych, decyzyjności, pracowitości, wytrwałości, odwagi, a jednocześnie pokory, zgody na kompromis i prostej dobroci. Potrzeba także dobrego zespołu, złożonego z ludzi lojalnych, uczciwych, rzetelnych, krytycznych, a nie krytykanckich i oczywiście nie lizusów. Lizusi są najgorsi. Do tego wszystkiego potrzeba jednak przede wszystkim łaski Bożej. Dlatego o nią się teraz modlimy.” Dodał jeszcze arcybiskup: „Niestety, będzie Pan uczestnikiem także tego, co dla społeczeństwa jest trudne, niepokojące i złe. Dziś jest to szczególnie niestabilna sytuacja na świecie, zwłaszcza w Europie i podział wewnątrz polskiego społeczeństwa.”
Dlatego warto i trzeba wspierać i modlić się za Polskę, jej Prezydenta, Rząd, Parlament i cały naród rozsiany po świecie, aby była między nami jedność i ukierunkowanie na dobro!
ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.









