Krew na sardyńskim wzgórzu
Polował z precyzją chirurga. Wybierał zawsze młode, atrakcyjne pary szukające intymności w zaparkowanych na odludnych drogach autach. Pierwsze ofiary znalazł 21 sierpnia 1968 roku w miasteczku Signa pod Florencją. Antonio Lo Bianco i Barbara Locci zaparkowali właśnie białego alfa romeo na odosobnionym wzgórzu Via di Castelletti. Ukryli go między drzewami oliwnymi. Uprawiali seks na tylnym siedzeniu auta. Obok spał sześcioletni synek Barbary, Natalino.
Nagle ciszę sierpniowej nocy przerwał głuchy huk. Ktoś zbliżył się w ciemnościach do samochodu i strzelił przez boczną szybę siedem razy. Pociski trafiły w głowy i klatki piersiowe kochanków. Antonio próbował jeszcze uciekać z samochodu. Został zastrzelony pięć metrów od alfa romeo. Barbara zginęła na miejscu, jej bezwładne ciało upadło na przerażonego chłopca.
Następnego ranka mieszkańcy odkryli tam makabryczną scenę. Krew pokrywała siedzenia i tablicę rozdzielczą auta. W środku w stanie głębokiego szoku znaleźli drżącego Natalino. Przeżył całą noc ukryty pod ciałem matki.
Początkowo policja uznała to za zbrodnię z namiętności. Barbara była mężatką, miała romans z Lo Bianco. Jej mąż, Stefano Mele, sardyński imigrant o wybuchowym temperamencie, był jedynym podejrzanym. Został aresztowany. Pod presją śledczych przyznał się do winy. Potem się wycofał. Twierdził, że został zmuszony do zeznań przez policję. Skazano go za współudział w morderstwie i trafił do więzienia. Włoska policja popełniła swój pierwszy błąd. Prawdziwy zabójca pozostawał bowiem na wolności. I przygotowywał się do kolejnego krwawego polowania.
Autograf bestii
14 września 1974 roku historia się powtórzyła z przerażającą precyzją. Na odludnej winnicy w Borgo San Lorenzo, w tym samym rejonie toskańskich wzgórz, ktoś zastrzelił kolejną parę młodych kochanków: dziewiętnastoletniego Pasquale Gentilcore i osiemnastoletnią Stefanię Pettini. Przyszli tutaj podobnie na romantyczną randkę.
Morderca zaatakował około północy, gdy para oddawała się miłości. I tak jak poprzednim razem chłopak został zastrzelony przy samochodzie – pociski trafiły go w głowę i klatkę piersiową. Stefania w panice próbowała uciekać przez winnicę, ale zabójca dogonił ją i zastrzelił. Potem przeszedł do makabrycznej części swojego rytuału.
Zrobił coś, co na zawsze stało się jego przerażającym „autografem”. Klęknął przy ciele dziewczyny. Wyciągnął długi nóż kuchenny i zadał jej 96 precyzyjnych ciosów. Metodycznie masakrował piersi i narządy płciowe zmarłej. Ten potworny rytuał powtarzał potem przez lata. Ciało wyglądało jak po satanistycznej ceremonii. Krew sączyła się między rzędami winorośli, tworząc ciemne kałuże na ziemi. Tak napisano przynajmniej w policyjnym raporcie.
Testy potwierdziły, że przy obydwu morderstwach użyto tej samej broni. Rewolweru Beretta kalibru 22.
Nożownik w raju
Po kilku latach toskańskie wzgórza stały się sceną kolejnego, niemal identycznego koszmaru. 19 czerwca 1981 roku w Scandicci zginęli Giovanni Foggi i Carmela De Nuccio. Morderca zastrzelił ich, gdy kochali się w białym fiacie. Carmela została okaleczona nożem.
22 października tego samego roku w Calenzano zginęli Stefano Baldi i Susanne Cambi. Kobieta próbowała uciekać. Ślady krwi ciągnęły się przez dwadzieścia metrów. Morderca dogonił ją i dźgnął nożem czterdzieści razy.
19 czerwca 1982 roku w Baccaiano zabił Paolo Mainardiego i Antonellę Migliorini. Para planowała ślub następnego lata. Morderca przeciągnął ciało Antonelli na łąkę. Tam, w świetle księżyca, przeprowadził swój makabryczny rytuał.
Rok później, 9 września 1983 roku, w Galluzzo zaatakował podczas schadzki dwóch Niemców: Wilhelma Meyera i Uwe Sense. Parę gejów zabójca pomylił z heteroseksualną parą przez długie włosy jednego z mężczyzn. Okaleczył ciało tego, którego wziął za kobietę – zadał osiemdziesiąt siedem ciosów nożem.
Kolejny rok przyniósł kolejną tragedię. 29 lipca 1984 roku w lesie Boschetto di Giogoli, w namiocie zginęli kochankowie Claudio Stefanacci i Pia Rontani. Około trzeciej nad ranem ktoś przeciął płótno namiotu i strzelił do wnętrza, zabijając parę w śpiworach. Potem wyciągnął ciało kobiety na zewnątrz i dopełnił makabrycznego rytuału.
Ostatni akt maniaka
8 września 1985 roku doszło do ostatniego znanego ataku. Francuska para, Jean-Michel Kraveichvili i Nadine Mauriot, zatrzymali się w San Casciano. Około pierwszej w nocy morderca zaatakował ich samochód. Strzelił do Jeana-Michela przez okno, zabijając go pięcioma strzałami. Nadine próbowała uciekać, ale została postrzelona w plecy. Zadał jej ponad sto ciosów nożem. Rok później prokurator otrzymał makabryczną przesyłkę. W paczce znajdował się kawałek piersi Nadine, zakonserwowany w formalinie. To był ostatni znak zabójcy.
Przez lata policja szukała sprawcy. Aresztowano kilkudziesięciu podejrzanych. Jednego z nich, Pietro Paccianiego, w 1994 roku skazano nawet za czternaście zabójstw. Potem Sąd Kasacyjny uchylił wyrok. Podejrzane były także inne osoby. Żadna nie została jednak ostatecznie skazana za zbrodnie.
Sława Potwora inspirowała tymczasem Thomasa Harrisa podczas pisania trylogii o Hannibalu Lecterze. Pisarz czerpał z historii florenckich mordów, tworząc mroczną postać, która z zimną krwią zabija i okalecza ofiary, zachowując fragmenty ciał jako trofea.
Dziś, czterdzieści lat po ostatnim morderstwie, tożsamość Potwora z Florencji pozostaje nadal zagadką. Toskańskie wzgórza uparcie skrywają przed policją tajemnice potwora grasującego podczas tamtych krwawych nocy. Może ukrywa się tam nadal? A może sekret zabrał ze sobą do grobu?
Joanna Tomaszewska









