Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:21
Reklama KD Market

I tu i tam, jest jeden Kościół

I tu i tam, jest jeden Kościół

Autor: Adobe Stock

Kiedy ogłosiłem, że moją kolejną misją ma być na kilka miesięcy pomoc współbraciom w Australii, każdy, kto o tym wiedział, mówił mi: „Woow, ale ci dobrze”. Rozumiem te reakcje, to w końcu inna część świata, brzmi egzotycznie i być może dla wielu jest marzeniem. Dla mnie to kolejny etap. Krótki póki co, ale jak każdy inny jest on ważny, gdyż wiąże się z misją, którą pełnię i mam wypełniać. Misją głoszenia słowa Bożego i bycia blisko ludzi, którzy tego słowa, Jezusa Chrystusa szukają.

W Australii byłem już kilkanaście lat temu. Prowadziłem wtedy rekolekcje dla moich zakonnych współbraci. Było to dla mnie przeżycie. Nie znałem jeszcze wtedy świata tak, jak znam go dzisiaj. Teraz jest inaczej. Miejsce na kuli ziemskiej nie robi już na mnie wrażenia. Dziś nawet stwierdziłem, że prawdziwe jest zdanie: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Choć w Australii jest teraz zima, właściwie większość czasu pada ulewny deszcz i jest chłodno, to i tak największe wrażenie robi na mnie tutejsza przyroda, kolorowe, śpiewające ptaki i kwitnące mimo pory roku drzewa i krzewy. Ludzie są tacy, jak wszędzie. Zajęci pracą, szkołą, codziennością. Dla jednych religia jest ważna, dla innych mniej lub wcale. To, co jest jednak bardzo istotne i tutaj i w każdym innym miejscu, to, żeby z nikogo nie rezygnować i każdego traktować bardzo osobiście i poważnie.

W ubiegłą niedzielę odprawiałem mszę wieczorną za 18-letniego człowieka. Jest w bardzo zaawansowanym etapie choroby nowotworowej. Kilka lat temu zmienił płeć. Jego rodzice są zaangażowani w życie Kościoła. Przeżywają wszystko, a najbardziej stan zdrowia ich dziecka. Na mszę przyszło mnóstwo ludzi, w tym młodych, którzy raczej na co dzień nie mają wiele wspólnego z Kościołem i religią. Zespół przygotował piękną oprawę muzyczną. A ja wiedziałem, że bez względu na okoliczności, modlę się za młodego człowieka, który tej modlitwy, wsparcia, bliskości, bardzo potrzebuje. Widziałem jak to mocno działało na ludzi, którzy do Kościoła przyszli. Jakie to było ważne, żeby usłyszeć, że przytulamy tę osobę do miłosiernego Serca Pana Jezusa. Jak jest ona dla Boga i dla nas ważna, właśnie teraz. Naprawdę nie trzeba wiele, żeby dotrzeć do ludzi z Dobrą Nowiną o Chrystusie, który także za nich umarł na krzyżu!

Być może to jest ta wyjątkowość, o którą jeszcze trudno w Polsce czy w polonijnych środowiskach w świecie, gdzie jest jednak jeszcze wiele uprzedzeń i zimnej obojętności. Tutaj dostrzegam, że mimo wszystko jest jakieś poszukiwanie przestrzeni i Osoby, która przygarnie, przytuli, przywróci siłę.

Poza tym wszystko tak samo, jak gdzie indziej. W sklepach te same marki, nazwy, ceny, nawet droższe chyba niż w USA. Ta sama monotonna codzienność, choć zdecydowanie jest większe poczucie bezpieczeństwa niż gdzie indziej. Mieszkam akurat w dzielnicy ludzi bardzo bogatych. Nie ma tu jednak ani policyjnych patroli, ani „ostrych psów” i ochroniarzy pilnujących domy. To mnie akurat cieszy. Ludzie żyją spokojniej. Dla mnie najważniejsze jest to, aby tak jak wszędzie, być blisko tych ludzi i głosić im Ewangelię nie tylko słowem, ale przede wszystkim bliskością i otwartością, wskazując drogę Bożej miłości i zaproszenia do nowego, głębszego życia.

To jest najpiękniejsze w misji księdza. Iść nie patrząc na to, gdzie i w jakich warunkach. Wszędzie są ludzie, a Ewangelia jest taka sama. Iść i głosić wszystkim, bez wyjątku. Prowadzić do Boga, którym samemu się zachwyciło i z którym weszło się w relację. Rozmawiałem z biskupem Karolem Kulczyckim, moim zakonnym współbratem, który dopiero co wrócił z chicagowskiej pielgrzymki do Merrillville. Był zachwycony pielgrzymką. Opowiadał, jak wiele osób przystępowało do spowiedzi i jakie to wszystko było dla nich ważne. Tutaj w Australii jest biskupem ogromnej terytorialnie diecezji. Jak mówi: „To jest diecezja misyjna”. Wiele osób, w tym księży nie wierzy, że coś takiego jest możliwe w Australii. A jednak. Ale to, co podkreśla biskup Karol, to entuzjazm wiary i chęć bycia ludzi w Kościele. A także ewangelizacja poprzez pokazywanie, że Kościół jest miejscem dla wszystkich. To jest wspólne i dla Kościoła w Australii i dla pielgrzymki do Merrillviile. Oby takim było dla całego Kościoła, który jest „jeden, święty, powszechny (czyli katolicki) i apostolski”.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama