Wielka zagadka
Jego obrazy wyróżnia nie tylko świetne operowanie światłocieniem, ale przede wszystkim głęboka, symboliczna wymowa. Dzieła van Eycka są cenione niezwykle wysoko. A niektóre z nich, jak „Portret małżonków Arnolfinich”, są najbardziej zagadkowymi obrazami w historii sztuki. Dzieło to naszpikowane zostało przez artystę ukrytymi symbolami, które na pierwszy rzut oka są niewidoczne. Stanowią jednak niezwykłe świadectwo przenikliwości, erudycji i najwyższych umiejętności autora, którego życie i twórczość kryją wiele białych plam.
Uważa się, że Jan van Eyck urodził się między 1390 a 1395 rokiem w miejscowości Maaseick położonej niedaleko Maastricht i Liege. Pierwsze z tych miast leży dziś w Holandii, drugie w Belgii, a na przełomie XIV i XV wieku należały do księstwa burgundzkiego. Nie tylko nie wiadomo, kiedy dokładnie się urodził, gdzie żył i mieszkał w pierwszych latach swojego życia. Nie znamy też dzieł z wczesnego okresu twórczości artysty, ale podejrzewa się, że malarstwa uczył go prawdopodobnie brat, Hubert van Eyck, który zmarł w 1426 roku.
Pierwsze informacje o Janie pojawiają się w roku 1422, kiedy został on na dwa lata zatrudniony na dworze księcia bawarskiego w Hadze. Z kolei w roku 1425 został nadwornym malarzem Filipa III Dobrego, księcia Burgundii. Władca widział w van Eycku kogoś więcej niż tylko malarza. W jego imieniu artysta odbywał podróże w misjach dyplomatycznych. Książę mówił o nim, że jest „tak doskonały w sztuce, jak i w wiedzy”.
W 1426 roku malarz odwiedził Hiszpanię, a dwa lata później Portugalię, gdzie sportretował infantkę Izabelę, która została trzecią żoną księcia Filipa. Dopiero w tym czasie powstały zachowane dziś obrazy, którym bez wątpienia przypisuje się autorstwo van Eycka. Co ciekawe, po latach podważane są pierwotne interpretacje dzieł. Całkiem na nowo zinterpretowany został na przykład „Portret małżonków Arnolfinich”.

Mistrz symboliki
Portret ten jest wyjątkowy pod względem perspektywy, kolorystyki i ruchu, ale zwłaszcza niezwykłej symboliki. Obraz przedstawia ceremonię składania przysięgi małżeńskiej przez kupca włoskiego z Lukki, Giavanniego di Nicolao Arnolfiego z Giovanną Cenani (a tak przynajmniej przez dziesięciolecia zakładano).
Na obrazie para stoi we wnętrzu mieszkania rozjaśnionego światłem wpadającym przez okno znajdujące się po lewej stronie. Za plecami kobiety znajduje się baldachim, a nad złączonymi dłońmi pary wisi wypukłe lustro, w którym odbijają się ich plecy. W zwierciadle ujrzeć też można odbicia przybyłych na uroczystość świadków, a wśród nich samego artysty. Tuż nad lustrem ozdobionym kolejnymi miniaturowymi portretami można dostrzec autorską sygnaturę artysty: „tak jak potrafię”.
Warto zwrócić uwagę na to, jakim kunsztem i precyzją musiał wykazać się mistrz, aby tak wiele treści pomieścić na niewielkim, mającym wymiary 82,2 na 60 centymetrów arcydziele! Zachwycali się tym malarz David Hockney i historyk sztuki Zdzisław Kępiński. Ten pierwszy pisał: „Niezwykłe w van Eycku jest to, że zawsze udaje mu się przełoży
na farbę różne rodzaje połysku (…). Wszystko absolutnie idealne. Nie da się tak malować z wyobraźni. Więc jego warsztat musiał być bliski hollywoodzkiemu filmowi: kostiumy, oświetlenie, kamera – jedziemy!”.
Z kolei polski historyk sztuki pisał: „Nad całym horyzontem europejskiego malarstwa XV wieku tzw. Portret Arnolfinich błyszczy świeżością czystą i nieporównaną (…). Obraz tak jasny i oczywisty dla oka stanowi jednak dla umysłów badawczych jedną z trudnych zagadek, a w literaturze naukowej od pewnego czasu przedmiot zaciętego sporu”.
Spór o oblubienicę
Otóż pierwotnie zakładano, że na obrazie znajduje się Giovanni Arnolfi i jego pierwsza żona, Giovanna Cenani. Jednak dzięki odkryciom dokonanym po latach w archiwach miasta Lukki okazało się, że Giovanna wyszła za kupca dopiero w 1447 roku. Z całą pewnością nie mógł jej namalować van Eyck, który zmarł 6 lat wcześniej. Historycy doszli więc do wniosku, że kobieta na portrecie to Constanza Trenta, która została żoną Arnolfiego w lutym 1433 roku, na rok przed powstaniem obrazu.
Ponoć małżeństwo, które zawarli bogaty kupiec ze szlachetnego rodu i arystokratka, było szczęśliwe i kochające się. Tuż po zaślubinach kobieta zaszła w ciążę. Niestety podczas porodu zmarła razem z dzieckiem. Historycy doszli do wniosku, że portret jest pięknym obrazem pamiątkowym, o czym świadczyć może zapalona świeca tuż nad żałobnym, czarnym i szerokim kapeluszem mężczyzny. Świeca po stronie kobiety jest zgaszona i ulatuje z niej delikatny dymek.
Na zwieńczeniu słupka łóżka znajduje się wyrzeźbiona figura św. Małgorzaty, patronki ciąży i porodu, zaś owoce pomarańczy leżące na stole i parapecie symbolizują pierwotną czystość i niewinność. Mogą też być znakiem płodności, za jaki uchodziły wówczas we Włoszech. Tych symboli jest znacznie więcej, zatem obraz ten należy oglądać wyjątkowo wnikliwie. Warto dodać, że znajduje się on w National Gallery w Londynie.

Pierwszy oleista
Jana van Eycka uważa się za wynalazcę farb olejnych, co zrewolucjonizowało całe malarstwo. Farby te pozwalały na uzyskanie dużo lepszych efektów niż stosowana dotychczas tempera: większe wysycenie barw i połysk oraz subtelny laserunek dający w obrazie efekt trójwymiarowości. Ze spoiwem olejnym można też było mieszać więcej pigmentów niż z temperą, dzięki czemu obrazy miały bogatszą paletę barw. No i najważniejsze – farby olejne wolniej schły, więc można było w trakcie malowania poprawiać błędy i nakładać kolejne warstwy. Namalowany przez słynnego Flamanda „Ołtarz Gandawski” (1426-32) uważa się za pierwszy w historii sztuki obraz olejny.
Autorstwo techniki olejnej przypisuje van Eyckowi Antonio Averlino w swoim „Trattorio di architettura”, napisanym w drugiej połowie XV wieku. Teorię tę powtarzali później Giorgio Vasari oraz Karel van Mander. Farby olejne stosowali po nim inni rodacy Flamanda, m.in. Hans Memling. Na grunt włoski przeniósł ją kilka lat później Antonello da Messina, który specjalnie w tym celu przyjechał do Burgundii.
Jan van Eyck nie bez powodu uważany jest za prekursora renesansu. Malarz ten słynął z przywiązania do detalu, do skrupulatności w przedstawianiu tego, co widzi. Były to pierwsze przejawy malarstwa realistycznego. Realizm najbardziej przejawiał się w licznych portretach, które wyszły spod jego pędzla, jak „Tymoteusz” czy „Portret człowieka w turbanie”. Przy tym ostatnim warto się chwilę zatrzymać.
Zdaniem niektórych badaczy to autoportret, choć według alternatywnej teorii wizerunek przedstawia hrabiego de Berlaimonta. Za koncepcją autoportretu ma przemawiać wbity w nas wzrok, co jest nieuniknione podczas pracy z lustrem. To w owej epoce też było rozwiązaniem rewolucyjnym. Bez wątpienia van Eyck był odkrywcą efektu „patrzącego” portretu, który nawiązuje kontakt z widzem. Sugestywność obrazu wzmacnia fakt, że nie widzimy rąk twórcy zajętych pracą.
Gdzie życiorys mistrza?
O malarzu więcej mówią jego obrazy, gdyż szczegółowych biografii brakuje. Nie wiadomo przecież nawet, kiedy dokładnie się urodził. Kroniki odnotowują jego obecność dopiero wtedy, kiedy pojawił się na szlacheckich dworach.
W 1432 roku, po służbie u księcia Burgundii, artysta osiedlił się w Brugii. Kupił tam dom i ożenił się rok później z młodszą o 15 lat Małgorzatą, z którą dochował się dwójki dzieci. W Brugii van Eyck wiódł życie bogatego mieszczanina i humanisty o rozległym wykształceniu. Nieznana jest dokładna data śmierci artysty, ale pochowany został 9 lipca 1441 w Brugii.
W 1444 roku jego szczątki zostały przeniesione do świątyni St. Donacjana, którą zburzono w roku 1800. Wdowa po artyście dostała skromną pensję od miasta Brugii. Wiadomo, że przynajmniej część tego dochodu inwestowała w loterię. Ciekawe, że kronikarze odnotowują takie informacje, zamiast zająć się pogłębioną biografią malarza. Może to były pierwsze symptomy tabloidyzacji historii?
Małgorzata Matuszewska









