Niejasny status
Boeing 727-223 o numerze rejestracyjnym N844AA wszedł do służby w 1975 roku w American Airlines. W ciągu 25 lat wylatał blisko 70 tysięcy godzin, aż do 2000 roku, gdy został przekształcony z pasażerskiego w transportowy. Wtedy należał do firmy z Miami, która rzekomo była w trakcie przekazywania go nigeryjskim liniom lotniczym lub angolskiej firmie cargo.
Samolot został jednak uziemiony w Angoli na ponad rok – z powodu zadłużenia z tytułu opłat parkingowych i serwisowych sięgających 4 milionów dolarów. Niejasny status własności dodatkowo pogłębiał chaos. Różne firmy i osoby rościły sobie prawa do samolotu, a brak dokumentów potwierdzających legalne przekształcenie go w maszynę cargo sprawił, że władze Angoli zakazały mu lotów. Pojawiały się również informacje, że brakowało mu niezbędnego radia wysokiej częstotliwości.
Jedna z wersji mówiła, że maszyna była dzierżawiona w celu dostarczania paliwa do kopalni diamentów w RPA i w chwili zaginięcia przewoziła 5000 galonów oleju napędowego. Wprawdzie większość ekspertów uznała tę wersję za mało prawdopodobną, niemniej wszystkie te finansowe i prawne zawiłości stały się tłem jednej z największych lotniczych zagadek współczesności.
Lot w stronę bezkresu
Późnym popołudniem 25 maja 2003 roku dwóch mężczyzn – Ben Charles Padilla, amerykański inżynier pokładowy, mechanik lotniczy i posiadacz licencji pilota, wraz z Johnem Mikaelem Mutantu, wynajętym mechanikiem, prawdopodobnie pochodzącym z Konga – bez najmniejszych problemów weszło na pokład samolotu N844AA. Nie wiadomo jednak, ile osób faktycznie znajdowało się w kabinie – część świadków zeznała później, że widziała jednego, inni dwóch. Żaden z nich nie miał jednak pełnych kwalifikacji do pilotowania Boeinga 727, który wymaga trzyosobowej załogi. Samolot stał na peryferyjnej płycie postojowej, nie miał zaplanowanego lotu ani zgody na start.
Tuż przed zachodem słońca zatankował podobno 14 tysięcy galonów paliwa – co dawało mu zasięg około 1500 mil (2400 km). Następnie rozpoczął chaotyczne kołowanie, nie nawiązując łączności z wieżą. Bez świateł pozycyjnych i z wyłączonym transponderem – systemem, który przekazuje kontroli ruchu lotniczego i innym samolotom informacje o identyfikacji, lokalizacji i wysokości barometrycznej lotu – N844AA wjechał na pas i wzbił się w niebo. Ostatni raz widziano go lecącego na południowy zachód, w stronę bezkresu Atlantyku.
Od tego momentu słuch po nim zaginął. Ani politujący go mężczyźni, ani samolot nigdy więcej się nie pojawili.
Pytania bez odpowiedzi
Co naprawdę wydarzyło się z N844AA? Kim byli ludzie, którzy odważyli się na tak desperacki krok? Czy na pokładzie czekał ktoś jeszcze, kto odegrał w tej historii nieznaną rolę? Czy kradzież samolotu była elementem oszustwa ubezpieczeniowego, próbą szybkiego zysku na sprzedaży maszyny, czy może miała znacznie mroczniejszy cel? I wreszcie – jak to możliwe, że ogromny Boeing zniknął bez śladu, jakby rozpłynął się w powietrzu?
Większość osób podejrzewała, że maszyna rozbiła się w oceanie – w końcu jej załoga nie miała wystarczającego doświadczenia. Jednak szybko pojawiło się mnóstwo innych teorii – od potencjalnie wiarygodnych po zupełnie niedorzeczne. Jedna z nich głosi, że samolot został skradziony w celu wykorzystania w tajnych operacjach cargo. Spekuluje się, że mógł być używany do transportu kontrabandy, takiej jak narkotyki czy broń. Brak komunikacji i planu lotu mógł być celowym działaniem mającym na celu uniknięcie wykrycia przez władze.
Inna teoria głosi, że kradzież samolotu w Angoli była misternym planem popełnienia oszustwa ubezpieczeniowego. Sugerowano, że właściciele mieli zaaranżować jego zniknięcie, aby uniknąć spłaty długów i uzyskać odszkodowanie.
Najbardziej ponura hipoteza, która pojawiła się tuż po zaginięciu, zakładała, że samolot mógł zostać użyty do ataku wzorowanego na wydarzeniach z 11 września 2001 roku – tragedii sprzed zaledwie kilkunastu miesięcy. Z biegiem lat, gdy nigdzie na świecie nie odnotowano podobnego incydentu, teoria ta zaczęła jednak tracić wiarygodność i stopniowo odchodzić w cień.
Była też koncepcja, że zaginiony Boeing został skradziony „na zamówienie”, z zamiarem sprzedaży na czarnym rynku. Na pierwszy rzut oka brzmiało to mało realnie: samolot był już wiekowy, a jego utrzymanie i serwis pochłaniały ogromne koszty. Taka operacja wydawała się więc ryzykowna i wątpliwa pod względem zysków. A jednak, jeśli wziąć pod uwagę światowy popyt na części zamienne, a nawet na całe, używane maszyny, ta koncepcja nie była całkiem pozbawiona sensu.
Nie brakowało także teorii z pogranicza fantazji – od przypuszczeń, że Boeing 727 został przejęty przez tajne służby, po hipotezy o jego spotkaniu z siłami nadprzyrodzonymi czy nawet pozaziemskimi. Jednak wśród rozmaitych domysłów najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że maszyna runęła w odległe, trudno dostępne miejsce – zapewne w oceanie, na południe od Afryki lub jeszcze dalej. Rozległe, niemal niemonitorowane obszary wód i lądu sprzyjają przypuszczeniu, że wrak wciąż może spoczywać w ukryciu. Tym bardziej że samolot leciał z wyłączonym transponderem, co uniemożliwiło śledzenie jego trasy i znacznie utrudniło wszelkie próby poszukiwań.
Od tamtej chwili minęły lata, a mimo to nie znaleziono ani fragmentu wraku, ani śladu po pasażerach. Milczenie Atlantyku tylko potęguje grozę – jakby ocean sam wchłonął tajemnicę, której nie chce zdradzić. N844AA stał się widmem lotnictwa: maszyną, która wystartowała, lecz nigdy nie wylądowała. I może właśnie w tym tkwi największy dramat tej zagadki – że odpowiedzi wciąż unoszą się w powietrzu, a cisza po zaginionym Boeingu brzmi głośniej niż jakiekolwiek wyjaśnienia.
Jacek Hilgier









