Opuszczonymi dziećmi zainteresował się pracownik kolei. Starszy z chłopców wyjaśnił, że przyprowadził ich tam znajomy ich ojca, Denis. Mężczyzna poszedł kupić im słodycze i nigdy nie wrócił. Wezwano policję. Funkcjonariusze dowiedzieli się, że dziewczynka ma na imię Elvira, młodszy z chłopców Ricard, a starszy Ramón. Żadne z dzieci nie potrafiło jednak podać swojego nazwiska, imion rodziców ani adresu. Wiedziały tylko, że do niedawna mieszkały w Paryżu.
Pięciolatki zwykle znają podstawowe dane o swojej rodzinie, ale policja nie uznała tego za szczególnie podejrzane. Zakładano, że wkrótce ktoś – krewny lub przyjaciel rodziny – zgłosi ich zaginięcie i sprawa szybko się wyjaśni. Jednak czas mijał, dni zamieniły się w tygodnie, a nikt nie zgłaszał zaginięcia trójki maluchów.
W maju psycholog Marisa Manera zwróciła uwagę na zdjęcie Elviry i jej braci przypięte do tablicy ogłoszeń w biurze barcelońskich służb socjalnych. Ona i jej mąż mieli doświadczenie w opiece nad dziećmi z rodzin zastępczych, dlatego zaproponowali, że zajmą się rodzeństwem. Już wkrótce dzieci przeniosły się do nich.
Dziecięce wspomnienia
W 1986 roku Marisa i jej mąż Lluís adoptowali Elvirę i jej braci. Dziewczynka dorastała w kochającej rodzinie i tylko od czasu do czasu zastanawiała się, dlaczego biologiczni rodzice zostawili ją i braci, ale pytania te szybko odkładała na bok. Zmieniło się to dopiero, gdy sama została matką. Narodziny dzieci przyniosły jej radość, ale też niepokój – co, jeśli w jej rodzinie istniała choroba genetyczna, o której nic nie wiedziała? Kim byli jej rodzice? Dlaczego porzucili swoje dzieci?
W 2020 roku postanowiła sama sobie podarować na święta test DNA MyHeritage. Liczyła, że ogromna baza danych tej firmy pozwoli jej odnaleźć krewnych. Wyniki jednak ją rozczarowały. Kilka słabych dopasowań we Francji, więcej w południowej Hiszpanii – ale wszystkie odległe, niejasne, wskazujące najwyżej 1-2 procent wspólnego DNA. Próby kontaktu z potencjalnymi krewnymi skończyły się fiaskiem: jedni milczeli, inni nie mieli nic do powiedzenia.
Elvira opowiedziała o swoich poszukiwaniach braciom i Marisie. Dwa dni później przybrana matka zaprosiła ją i Ramóna do swojego mieszkania. Z szuflady wyjęła kilka pożółkłych wycinków z gazet, które schowała jeszcze w lipcu 1984 roku. Artykuły dotyczyły Raymonda Vaccarizziego, szefa mafii z Lyonu, który na początku lat 80. uciekł przed francuską policją i wojnami gangów do Hiszpanii. Marisa od dawna podejrzewała, że mógł być biologicznym ojcem dzieci. Pewne szczegóły z ich dziecięcych wspomnień – szybkie samochody, nagłe wyjazdy – zdawały się to potwierdzać.
Ramón jednak stanowczo odrzucił tę teorię. W jego pamięci ojciec miał jasne włosy, a Vaccarizzi był brunetem. Mimo to wspomnienia rodzeństwa sugerowały, że ich prawdziwi rodzice mogli mieć związek ze światem przestępczym. Ramón pamiętał, jak znalazł w domu pistolet. On i Ricard bawili się nim na schodach. Ramón wycelował w brata, pociągnął za spust i z przerażeniem zobaczył, że broń naprawdę wystrzeliła. Innym razem przypomniał sobie scenę z nadmorskiej restauracji: ojciec zostawił dzieci w samochodzie z włączonym silnikiem, a gdy wrócił po kilku minutach, miał zakrwawioną i posiniaczoną twarz.
Ricard, choć miał mniej wspomnień, nosił w sobie obrazy równie intensywne: ojciec parkujący czarne porsche nad stromym klifem; paryskie mieszkanie z widokiem na wieżę Eiffla; wizyta w szpitalnej sali, gdzie leżał pobity mężczyzna, którego nazywali tatą.
Pierwsze tropy
W marcu 2021 roku przyjaciel skontaktował Elvirę z katalońską stacją radiową RAC-1. Dziennikarzy zaciekawił temat porzuconych dzieci. Zaproszono ją do popularnej audycji, w której opowiedziała swoją historię. Wspomniała o hipotezach dotyczących kryminalnej przeszłości ojca i poprosiła o pomoc w odnalezieniu rodziny. Nie wiedziała, że audycji słucha ponad 150 tysięcy osób w całej Katalonii i że los tajemniczego rodzeństwa poruszy tyle osób. Już po kilku dniach wolontariusze założyli stronę na Facebooku, która szybko przyciągnęła amatorskich detektywów i genealogów. Zaczęły napływać pierwsze tropy.
Przełom nastąpił w maju, kiedy Carmen Pastor, 54-letnia pasjonatka kryminalistyki, poprosiła Elvirę o udostępnienie wyników badań DNA i z uporem zaczęła analizować ich wyniki. W końcu natrafiła na daleką krewną, która przyznała, że historia trójki zaginionych dzieci brzmi dla niej znajomo i obiecała zasięgnąć informacji w rodzinie. Kilka dni później Elvira odebrała telefon od kobiety, która przedstawiła się jako Lorena – jej potencjalna kuzynka drugiego stopnia. Lorena powiedziała, że jeśli faktycznie są spokrewnione, to istnieje cała sieć dalszej rodziny: kuzyni, ciotki, wujkowie, którzy chcieliby ją poznać. Przysłała jej też zdjęcia.
I nagle Elvira patrzyła na własne fotografie z dzieciństwa: siebie jako niemowlę, braci jako kilkuletnich chłopców. Potem na ekranie pojawiło się zdjęcie starszej kobiety. „To starsza pani, która dawała nam mleko!” – wykrzyknął Ramón. Rozpoznał babcię, u której spędzali wakacje i która jak się okazało zmarła w 2013 roku.
Najbardziej poruszające były jednak kolejne zdjęcia: elegancki mężczyzna i kobieta pchający ich w wózkach, tulący do snu, wszyscy razem bawiący się na plażach i w parkach. W tle znajome budynki, samochody, a nawet szaro-zielony jaguar, który bracia zapamiętali z dzieciństwa. Po raz pierwszy od niemal czterech dekad patrzyli na twarze swoich rodziców.
Dom jak mennica
Nazywali się Ramón Martos Sánchez i Rosario Cuetos Cruz. Ramón był elegancki, z szerokim uśmiechem i gęstymi, siwiejącymi włosami zaczesanymi do tyłu, Rosario – uderzająco piękna, z ciemnymi, długimi włosami i wyrazistymi rysami twarzy. Rodzina wspominała ich ojca jako człowieka inteligentnego, czarującego, skłonnego do ryzyka i zabawy. We Francji miał wspinać się po szczeblach przestępczego świata, zajmując się fałszywymi pieniędzmi, klejnotami i innymi wartościowymi, ale niebezpiecznymi towarami. Początek lat 80. w Paryżu to czas głośnych napadów na banki i nie wydawało się wykluczone, że Ramón miał z nimi coś wspólnego. Bracia pamiętali pudełko pełne błyszczących kamieni, słoik z monetami i ojca żartującego, że ich dom jest jak mennica.
Pierwsza część zagadki została rozwiązana – znali już nazwiska swoich biologicznych rodziców. Pozostawało kluczowe pytanie: gdzie są teraz? Elvira miała nadzieję, że krewni znają odpowiedź, ale okazało się, że oni również nic nie wiedzieli. Ostatni raz Rosario skontaktowała się z rodziną w maju 1983 roku. Zadzwoniła do siostry z budki telefonicznej we Francji i powiedziała, że Ramón jest bardzo chory. Inni krewni potwierdzili później, że rzeczywiście przebywał wtedy w klinice gruźliczej pod Paryżem. Nikt jednak nie miał pojęcia, co się z nimi działo później.
Nikt też nie wiedział, dlaczego Elvira i jej bracia zostali porzuceni. Zdjęcia przedstawiały uśmiechniętą, zżytą rodzinę – co więc poszło nie tak? Tuż przed zniknięciem Ramón miał mówić kuzynowi, że szykuje się do „wielkiego skoku”, który miał odmienić ich życie. Czy rodzice padli ofiarą porachunków gangów? A może zginęli podczas przestępczej akcji i zostali gdzieś anonimowo pochowani? Czy może zostawili swoje dzieci, desperacko próbując ochronić je przed jakimś zagrożeniem?
Elvira nigdy nie porzuciła nadziei, że gdzieś tam, w ukryciu, jej rodzice wciąż żyją i któregoś dnia skontaktują się z rodziną. Ramón i Rosario – gdyby żyli – mieliby obecnie około 80 lat, czasu więc zostało niewiele. Mimo to Elvira wciąż wierzy, że przy wsparciu życzliwych ludzi jej determinacja w końcu doprowadzi do rozwiązania ostatniej, najboleśniejszej niewiadomej: prawdy o losie rodziców.
Maggie Sawicka









