Zawołano mnie ostatnio do szpitala. Starsza kobieta, ponad 90- letnia była w ostatnim stadium życia. Przy łóżku córka i wnuczka, bezradne, choć bardzo pogodzone z gaśnięciem mamy/babci. Jednak najbardziej pogodzona była ona, w pełni świadoma swojego odchodzenia, spokojna. Wyraziła szczery żal za popełnione w życiu grzechy, wypowiadała powoli wszystkie słowa modlitw. Przyjęła sakrament namaszczenia chorych i komunię świętą. Była w tym momencie tak piękna i prawdziwa, że na pożegnanie pocałowałem jej dłoń i jak zawsze w takich sytuacjach poprosiłem: „Pamiętaj o mnie z tamtej strony”. Nie była naszą parafianką, nie wiem nawet, czy jeszcze żyje na tym świecie. Jestem pewien, że nawet jeśli jej życie zmieniło się już, to na pewno się nie skończyło, trwa w wieczności. Takie chwilę są dla mnie bardzo mocnymi i wyjątkowymi, jestem za nie wdzięczny, one bardzo wiele mnie uczą.
Kilka dni później zostałem zaproszony na śniadaniowy piknik grupy biblijnej. W każdy piątek mamy spotkanie on-line. Rozważamy niedzielne czytania z Pism Świętego. Zadziwiają mnie bardzo wszyscy uczestnicy. Oni naprawdę czytają Biblię i ją rozważają. Są także na bieżąco z nauczaniem Kościoła, papieży. Zwyczajni ludzie. Widzę jednak, jak bardzo na poważnie traktują wiarę i swoje miejsce w Kościele. To nie jest im obce, ani wrogie. Jest ich w grupie około 15. Na pikniku usiadłem obok pani Yvonne. Z pochodzenia jest z Libanu, ma 98 lat, bardzo światły umysł i promienieje niezwykłą radością życia. Podzieliła się ze mną szczęściem, jakie daje jej wiara w Chrystusa i bycie w Kościele. To szczęście jest jej siłą, nie tylko duchową, gdyż przekłada się także na tę fizyczną. Każdego dnia spaceruje uliczkami wokół domu około 45 minut. Ma niezwykle dużo wiedzy biblijnej. Interesuje się wszystkim, co dzieje się w świecie i Kościele.
Ci starsi ludzie w australijskiej parafii, gdzie jeszcze przez kilka tygodni będę służył, dają mi niezwykle wiele. Pokazują mi piękno życia, które naprawdę jest i to w zasięgu ręki. To piękno rodzi się z połączenia tego biologicznego życia z duchowym. Promienieje z serdecznych i ciepłych relacji z bliskimi i przyjaciółmi, którzy nie tylko są, ale ma się też dla nich czas. Czy chodzi o to, żeby zazdrościć im spełnionego życia i w miarę szczęśliwemu spokojnej starości? Czy raczej uczyć się od nich tego, co dzisiaj chyba coraz bardziej się zatraca?
Gdziekolwiek dzisiaj nie postawiłbym stopy, pierwszą sprawą do załatwienia są kursy i zaświadczenia o bezkarności dotyczące nieletnich. To od tego zależy, czy mogę publicznie sprawować posługę księdza. Doskonale to rozumiem i nie próbuje z tym dyskutować. Jest jednak coś, w czym chyba po części uczestniczymy wszyscy. Mianowicie, w coraz większej izolacji emocjonalnej i uczuciowej względem siebie. Niestety, boimy się siebie coraz bardziej. Stawiamy już nie tylko bariery, ale budujemy wysokie mury bezpieczeństwa. Tak zwane „profesjonalne’ zachowanie polega na tym, żeby nawet na siebie nie patrzeć, uważać na to, co się mówi i jak się zachowuje, nie robić zdjęć ludziom. Trzeba też uważać na to, co się pisze innym i wysyła przez telefon. Totalna izolacja! Im dalej i im bardziej obco, tym lepiej. Jest to niestety bardzo prawdziwe.
A my ludzie, potrzebujemy bliskości i otwartości na siebie. Nie potrafimy nawet bez tego żyć. Być może te braki są powodem coraz bardziej wszechobecnej depresji, licznych samobójstw, także wśród ludzi młodych i dzieci. Izolacja jest straszna, także ta pozbawiona wzajemnego uśmiechu i jakiegokolwiek wzrokowego kontaktu. To niestety rodzi wszelakie dewiacje, poszukiwania szczęścia w świecie wirtualnym, a także w używkach prowadzących do nałogów. Pustka.
Jak w takiej sytuacji mówić ludziom o dobrym Bogu, który jest Miłością? Jak samemu Go doświadczać, skoro ta miłość zakłada bliskość? Jak mówić innym o wspólnocie, która jest Kościół, skoro każda wspólnota, począwszy od rodziny zakłada bliskość i otwartość na siebie? Jak? Coraz trudniej znaleźć odpowiedź na temu podobne pytania.
Śp. ks. Jan Kaczkowski, o którym na szczęście wciąż jeszcze niektórzy pamiętają, mówił, że „przytulanie jest czymś najpiękniejszym w życiu, co się nam może przydarzyć”. Mówił to w kontekście relacji, bliskości i uważności. Rodzicom radził, żeby uczyli swoich dzieci przytulania. Mówił o tym jako człowiek młody, złamany cierpieniem i terminalną chorobą. Mówił niejako z perspektywy wieczności. A co my myślimy? Czy jest to na nowo możliwe, bez podtekstów, w prawdzie i szczerości?
ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Był przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.









