Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:58
Reklama KD Market
Nieudokumentowani Polacy w Chicago w obliczu gróźb deportacji

Biali, nielegalni, nietykalni

Na pozór spełniają swój amerykański sen: dom, samochód, dzieci w dobrych szkołach, weekendy w Wisconsin i wakacje na Florydzie. Wewnątrz są nieufni i podejrzliwi, nie wychylają się i nie organizują. Mogą prowadzić firmy, mieć willę za milion dolarów i historie imigracyjne warte filmu sensacyjnego. Kim są polscy nieudokumentowani i jak reagują w obliczu polityki imigracyjnej prezydenta Trumpa?
Biali, nielegalni, nietykalni

Autor: Joanna Marszałek

Ania, Piotr, Halina

Ania* od 25 lat sprząta „domki” w Chicago. Większość jej klientów to mieszkańcy apartamentowców w śródmieściu. Tylko jeden raz, lata temu, klientka zapytała ją, czy ma legalny status imigracyjny. Polka zamarła. Przez myśl przebiegły jej zdjęcia klientki z politykami, które nie raz odkurzała na ścianach. Szybko opamiętała się, gdy uświadomiła sobie, że w tym samym budynku sprząta kilkadziesiąt innych mieszkań. „Of course!” – odpowiedziała na luzie.

Ania jest w Stanach Zjednoczonych nielegalnie od 1999 roku, kiedy wygasło jej pozwolenie na pobyt. Przyznaje, że nigdy nie bała się tak jak wtedy – aż do tego roku, kiedy prezydent Trump po objęciu władzy zapowiedział zaostrzenie egzekwowania przepisów imigracyjnych i deportacje nielegalnych imigrantów.

„Bardzo się boję, bardzo” – napisała w SMS-ie w przeddzień naszego spotkania. Ten strach jest widoczny, gdy nad domem, gdzie mieszka, przelatuje samolot. 

– Od razu mi się wydaje, że lecą po mnie – wskazuje Ania, śmiejąc się przez łzy. 

Ania przyjechała do Chicago jako 18-latka. Po technikum włókienniczym w Białymstoku nie było wielu perspektyw. W rozbitym domu też nic jej nie trzymało. Ciotka pomogła uzyskać wizę turystyczną. Ania przez chwilę pracowała w polskich delikatesach na Jackowie, później zatrudniła się jako pomoc kuchenna w restauracji. Gdy zamknięto lokal, zaczęła sprzątać „domki” – najpierw w serwisie, później na własną rękę i tak jest do dziś. W międzyczasie wyszła za mąż, urodziła córkę i rozwiodła się. 

Od kilku lat Ania ma nowego partnera, który ma „zieloną kartę” i stara się o obywatelstwo. Utrudnieniem jest jego DUI z młodzieńczych lat. Ania nie liczy na „papiery” przez małżeństwo. Czeka, aż córka, studentka pielęgniarstwa na prestiżowym chicagowskim uniwersytecie, skończy 21 lat i ją sponsoruje.

Ania przyjechała jeszcze w czasach, kiedy turyści mogli dostać numer Social Security i prawo jazdy. Dlatego zbudowała historię kredytową, kupiła samochód i mieszkanie. Na sprzątaniu zarabia nawet do 7 tys. dol. miesięcznie. Jednak nie mogła pomóc córce przy FAFSA – wniosku o rządową pomoc finansową na studia. Nie mogła pojechać z nią na zagraniczne wycieczki ani na pogrzeb własnego ojca w Polsce. Problemy zdrowotne bez ubezpieczenia pochłaniają coraz większe wydatki. 

41-letni Piotr* również jest w Stanach nielegalnie, od sześciu lat. Po nieudanym związku i życiowych perypetiach przyjechał do ojca – amerykańskiego obywatela i brata – stałego rezydenta. Dostał tradycyjną, 10-letnią wizę turystyczną, mimo że w jego wniosku – jak przyznaje – prawie wszystko było zmyślone.

W Polsce Piotr był ścigany za niepłacenie alimentów. Dlatego we wniosku o wizę wpisał nieprawdziwe miejsce zamieszkania, pracę i odpowiedź na pytanie o niekaralności. Prawnik imigracyjny, do którego Piotr poszedł w sprawie możliwego sponsorowania przez ojca, powiedział mu, że po odbiór „zielonej karty” będzie musiał pojechać do Polski. Musiałby również wyciągnąć zaświadczenie o niekaralności. Piotr postanowił nie rozpoczynać procesu.

Najpierw Piotr zatrudnił się u „górala, który też nie miał papierów”. Wykańczali wnętrza. Dużo zleceń było w domach chicagowskich policjantów. Tuż przed pandemią przeszedł do innego budowlańca, bliżej domu w Schaumburgu. Nauczył się kłaść płytki. Po covidzie rozpoczął pracę na własną rękę. Nie ma firmy, ubezpieczenia, do niedawna nie miał także ważnego prawa jazdy. Prace remontowe dostaje głównie z polecenia, od prywatnych osób, które „płacą gotówką i o nic nie pytają, bo też wolą remont bez permitu”. Gdy potrzebuje hydraulika lub elektryka, dzwoni do znajomych z licencją. Piotr zarabia od 3 do 7 tys. dol. miesięcznie. Rozlicza się „z części dochodu” na numer podatkowy. 

Parę lat temu Piotr miał niegroźną stłuczkę na światłach w Schaumburgu. Dotknął zderzakiem zderzaka stojącego przed nim nowego BMW. Kobieta za kierownicą nalegała na spisanie raportu policyjnego. Piotr wręczył zdumionej funkcjonariuszce wygasłe polskie prawo jazdy oraz paszport. Dostał wezwanie do sądu na Zoomie. Poszkodowana nie stawiła się na przesłuchaniu, więc sędzia umorzyła sprawę. Dopiero po tym incydencie Piotr postarał się o stanowe prawo jazdy – wówczas tymczasowe dla nieudokumentowanych (TVDL), które obecnie wygląda już jak standardowe.

Piotr przyznaje, że politycznie bliżej mu do Trumpa i Republikanów niż Demokratów. Nie podoba mu się „rozdawnictwo, marnotrawienie pieniędzy i nicnierobienie z przestępczością”. Boli go, że w Chicago migranci „bez żadnych dokumentów” dostawali nocleg, wyżywienie i mieszkania. 

– Czemu mi nikt nic nie dał? – pyta retorycznie. – To wariat, ale do zaakceptowania – mówi o prezydencie Trumpie.

Piotr zdaje sobie sprawę, że zgodnie z obecną retoryką administracji Trumpa, może być w każdej chwili deportowany. Nie przeszkadza mu to. 

– Staram się nie przywiązywać i nie zapuszczać korzeni. Dziś jestem tutaj, ale jutro mogę być gdzieś indziej – mówi.

Halina* twierdzi, że prawdopodobnie jest jedyną Polką w kilkunastotysięcznym miasteczku w powiecie Waukesha. 

– Być może jedyną mieszkanką bez numeru Social Security – może nawet w całym Wisconsin – śmieje się.

Ten śmiech to nie arogancja. To jej sposób na przetrwanie: wraz z mężem od ponad 20 lat są nieudokumentowani. Wychowują dwoje dzieci. 

– Nie znam innej rzeczywistości w Ameryce. Może dlatego przyjmuję to wszystko ze spokojem – wyznaje 43-latka. – Czasami tylko wpadam w chwilowe dołki, kiedy muszę się wypłakać i potem znów wszystko będzie dobrze. 

Tak było, gdy Halina chciała podjąć wolontariat w szkole syna. Potrzebne było zaświadczenie o niekaralności. Nie dało się go wyciągnąć bez numeru Social Security. Albo kiedy rodzina nie mogła kupić nowego samochodu, bo żadne z małżonków nie ma historii kredytowej. Przeszkody pojawiły się również przy staraniach o pożyczki studenckie dla syna, a nawet oddawaniu towaru w sklepie czy kupnie alkoholu z międzynarodowym prawem jazdy. 

Amerykanie z małego miasteczka w republikańskim powiecie Wisconsin reagowali ze zdumieniem, gdy dowiadywali się, że Halina nie ma uregulowanego statusu imigracyjnego.

– Jestem biała, mówię płynnie po angielsku, dzieci normalnie chodzą do szkoły… ich reakcja najczęściej jest w stylu ‘wow, jak to możliwe’ – wyznaje Halina.

Halina przyjechała do USA w 2003 r. do chłopaka. Oboje mieli po 21 lat, turystyczne wizy, które – przynajmniej tak myśleli – były kilkakrotnie przedłużane. Wzięli ślub, urodziło się dziecko. Mąż miał być sponsorowany przez firmę budowlaną szwagra. Nic z tego nie wyszło. Prawnik od przedłużania wiz zmarł. Próbowali jeszcze zamienić wizy turystyczne na studenckie. Powiedziano im, że jest za późno. 

– I tak zostaliśmy do dziś. Już 22 lata – wyznaje Halina.

Halina pracuje jako niania. Mąż – w branży remontowo-budowlanej. W 2012 r. pracodawca zaproponował mu całoroczną pracę w charakterze konserwatora na osiedlu mieszkaniowym. Tak znaleźli się w Wisconsin. Kolejni pracodawcy przymykali oko na formalności, byle tylko polski, sprawdzony „kontraktor” nadal opiekował się kompleksem.

Halina w ogóle nie interesuje się polityką. Mówi, że ani jedna, ani druga partia nie zrobiły dla niej nic dobrego. Czasami tylko docierają do niej szczątki informacji na temat deportacji od zaniepokojonych znajomych z Chicago. 

 

Nieudokumentowany, czyli kto?

To tylko trzy z wielu historii nieudokumentowanych polskich imigrantów w rejonie Chicago. Nie wiadomo do końca, ilu ich jest. Skala z pewnością nie jest tak duża, jak w latach 80., kiedy do aglomeracji chicagowskiej przybyła ostatnia duża fala polskiej emigracji, znanej jako postsolidarnościowa. Imigracja do USA spadła znacznie po roku 2004, kiedy kraje Unii Europejskiej otworzyły się dla Polaków. Jednak spotykane czasami przeświadczenie, że nie ma już nieudokumentowanych polskich imigrantów w rejonie Chicago, jest błędne.

Zgadzają się z tym polskojęzyczni pracownicy instytucji i organizacji świadczących pomoc dla imigrantów: Archidiecezji Chicagowskiej, bezpłatnej przychodni dla nieubezpieczonych Community Health w Chicago, organizacji walczącej o poprawę warunków pracy imigrantów Arise Chicago, a także polonijni prawnicy imigracyjni. Zrzeszenie Polsko-Amerykańskie, którego dział imigracyjny przez lata pomagał Polakom, odmówiło udziału w artykule, tłumacząc, że otrzymuje środki finansowe z Departamentu Sprawiedliwości.

Myślenie, że wśród nieudokumentowanych imigrantów nie ma Polaków, wzięło się z błędnego przekonania, że jako przybysze z drugiej strony oceanu, wszyscy Polacy wjechali do Stanów Zjednoczonych z wizą, a zatem legalnie. Za nielegalnych powszechnie uważa się Latynosów, którzy bez dokumentów wjazdowych przedarli się przez zieloną granicę, przepłynęli Rio Grande, albo przeskoczyli słynny mur. 

Tymczasem termin „nieudokumentowany” od dziesięcioleci jest używany przez badaczy opracowujących szacunki populacji. Obejmuje zróżnicowaną grupę osób bez ważnego stałego statusu, w tym imigrantów, którzy wjechali do Stanów Zjednoczonych legalnie, a pozostali w kraju po wygaśnięciu wizy, osoby ze złożonymi petycjami imigracyjnymi, oczekujące w kolejkach na rozpatrzenie ich spraw. Pew Research Center zalicza do nieudokumentowanych wszystkich imigrantów z nietrwałym i niepewnym statusem, w tym posiadaczy TPS (Temporarty Protected Status), przyznawanego przybyszom z krajów dotkniętych wojną i kryzysami, a nawet beneficjentów programu DACA (Deferred Action for Childhood Arrivals), którzy zostali wwiezieni do kraju jako dzieci. 

Według różnych szacunków, liczba nieudokumentowanych imigrantów w Stanach Zjednoczonych waha się od 11 do 14 milionów. Centrum Pew szacuje, że liczba nieudokumentowanych osiągnęła w 2023 roku (najnowsze dostępne dane) najwyższy w historii poziom 14 milionów. Wstępne dane ośrodka badawczego wskazują na dalszy wzrost w 2024 r. i spadek w 2025 roku.

Według najnowszych danych Pew, spośród szacowanych 14 mln nieudokumentowanych, nieco ponad milion (1 050 000) pochodziło z regionu określanego jako Europa i Kanada. 

Statystyki dotyczące liczby Polaków mieszkających nielegalnie w Stanach Zjednoczonych nie są dostępne ani oficjalnie publikowane, ponieważ liczba nieudokumentowanych nie jest rozłożona na poszczególne grupy narodowościowe i opiera się głównie na szacunkach.

Według Pew, w 2023 r. w Illinois było 550 tys. nieudokumentowanych, co plasuje nasz stan na szóstym miejscu pod względem największej populacji nielegalnych (po Kalifornii, Teksasie, Florydzie, Nowym Jorku i New Jersey). 

Badanie przeprowadzone w 2019 r. Przez Migration Policy Institute oszacowało liczbę nieudokumentowanych imigrantów z Polski w powiecie Cook na 8 tysięcy lub 3 procent (z ogółu szacowanego na 275 tys.) 

Szacunki te są zaskoczeniem dla prawniczki imigracyjnej Ewy Brożek, której 90 proc. klientów stanowią Polacy. Adwokat twierdzi, że tylko w jej kancelarii, jednej z wielu w Chicago, jest zarejestrowanych parę tysięcy klientów, którzy mają założoną sprawę nieraz lata wstecz. 

Największą grupę obecnych polskich nielegalnych stanowią osoby, które wjechały na tradycyjnych wizach turystycznych (wydawanych do 2019 r., zanim Polska dołączyła do Programu Ruchu Bezwizowego), pozostały po wygaśnięciu pozwolenia na pobyt i nie miały możliwości legalizacji przez sponsorowanie przez rodzinę lub pracę. Często zawierały związki małżeńskie z inną nieudokumentowaną osobą i czekają, aż ich urodzone w Stanach dzieci ukończą 21 lat i złożą petycję o sponsorowanie rodziców na pobyt stały. 

Zaskakująco dużo, zdaniem Brożek, jest nieudokumentowanych Polaków, którzy wjechali do USA nielegalnie – przez Meksyk, Kanadę czy Bahamy. To najczęściej osoby, którym wielokrotnie odmówiono wizy i zostały w ten sposób „ściągnięte” przez przebywających w Stanach członków rodzin.

Kolejna grupa to osoby, które wjechały do kraju na cudzym paszporcie z wizą. Według adwokat imigracyjnej Magdaleny Grobelski, takie „usługi” były szeroko reklamowane w Polsce na początku lat 2000. Po przekroczeniu granicy paszporty były zabierane przez przedstawiciela szajki w Chicago.

Wśród polskich nieudokumentowanych do niedawna było wiele osób w wieku emerytalnym. Zdaniem prawniczek i polskich pracownic Community Health, po wyczerpaniu wszystkich możliwości i bez nadziei na amnestię zdecydowały się one na wyjazd do Polski. Wiele powrotów przyśpieszyła pandemia. 

Nie wszyscy nielegalni Polacy to budowlańcy, opiekunki czy panie sprzątające. Brożek mówi, że wśród jej nieudokumentowanych klientów są właściciele firm, czasami świetnie prosperujących i zatrudniających nawet paruset pracowników.

– Nikt tak naprawdę nie spodziewa się, że na zamożnych przedmieściach sąsiad, który ma dom za dwa miliony dolarów, może nie mieć uregulowanego statusu – mówi Brożek.

fot. Adobe Stock

Wmieszani w tłum

Brak ważnego statusu imigracyjnego wśród Polonii to temat tabu. Nieudokumentowanym, którzy wjechali przed 9/11, a tym samym uzyskali numer Social Security (choć z pieczątką „Not Valid for Employment”) i prawo jazdy, z powodzeniem udaje się ukrywanie braku statusu: wyprowadzka na przedmieścia, wmieszanie się w tłum amerykańskich sąsiadów, pozostawanie latami w jednym miejscu pracy.

– Teraz wszyscy boją się o tym mówić i niestety pierwsza porada, jaką słyszą od rodziny, to nie żeby pracować nad legalizacją, tylko: nikomu się nie przyznawaj, możesz zostać nielegalnie, będziesz normalnie żyć i funkcjonować – ubolewa Brożek.

Polacy często nie ujawniają swojego statusu nawet we własnych rodzinach.

– Często mam takie sytuacje, że rodzice przychodzą się sponsorować przez dziecko, ale do tej pory mu nie powiedzieli. Albo decydują się powiedzieć jednemu, a drugiemu jeszcze nie. To przykre, lecz zrozumiałe. Oni myślą, że to zmieni życie dziecka – mówi Grobelski.

Zdarza się, że zmienia. Prawniczki przytaczają przykłady rodzin, w których ukrywanie statusu wywołało traumę u dzieci. 

– Jedną nastolatkę rodzice musieli zabrać do psychologa, bo nie mogła sobie z tym poradzić. Wyrastała w przekonaniu, że wszyscy są obywatelami, a tu nagle się okazuje, że nie ma nawet „zielonej karty”. W szkole panowała narracja, że jak jesteś nielegalnie, to jesteś przestępcą – wspomina Brożek.

Polskojęzyczni nieudokumentowani kamuflują się do tego stopnia, że niechętnie korzystają z zasobów i usług przeznaczonych właśnie dla nich.

Małgorzata Tys w 2012 r. była dyrektorką polskiej szkoły przy parafii św. Błażeja w Summit na południowo-zachodnich przedmieściach. Gdy weszło rozporządzenie DACA, pozwalające młodym, nieudokumentowanym imigrantom na tymczasową ochronę przed deportacją i pozwolenie na pracę, Tys była zaskoczona, ile rodzin zgłosiło się do niej po zaświadczenie, że dziecko chodzi do szkoły i należy do parafii.

– To mi otworzyło oczy, ilu polskich imigrantów jest nieudokumentowanych, zwłaszcza na południu Chicago – wspomina Tys.

Jednak gdy kilka lat później, jako polonijna koordynatorka Duszpasterstwa Imigranci Imigrantom Archidiecezji Chicagowskiej, zaczęła organizować bezpłatne spotkania z prawnikami imigracyjnymi w polonijnych parafiach, ludzie niechętnie mówili o swojej sytuacji. Przychodzili natomiast prywatnie, poradzić się, co robić. 

– Od księży słyszałam, że ludzie nie zapiszą się do parafii, bo myślą, że już będą odnotowani – wspomina Tys.

Polskojęzyczne pracownice Community Health od lat próbują dotrzeć do polskiej społeczności. Choć przy rejestracji pacjenci nigdy nie muszą udowadniać swojego statusu imigracyjnego, a tylko dochody i brak ubezpieczenia, Polacy zawsze z niedowierzaniem i ostrożnością podchodzą do oferty darmowej opieki zdrowotnej.

– Zawsze mają gdzieś w planach, że ten status kiedyś uregulują i nie chcą, żeby coś wówczas stanęło na przeszkodzie, na przykład „public charge” – mówi Marzena Zagata, pośrednik społecznościowy i koordynator ds. opieki zdrowotnej z Community Health.

Wraz z Elżbietą Czerwonką, odpowiedzialną za rejestrację polskich pacjentów, szacują, że przynajmniej połowa polskich pacjentów kliniki to osoby nieudokumentowane.

Do Polaków próbuje też dotrzeć Anna Jakubek, która w Arise Chicago zajmuje się prawem pracy i organizowaniem pracowników domowych. Dla Polaków organizuje warsztaty i spotkania w kościołach. Zainteresowanie jest znikome, mimo że wielu rodaków pracuje w charakterze niań, opiekunów, gospodyń i pań sprzątających.

Jakubek pokazuje materiały dotyczące praw w razie zatrzymania przez ICE, rozpowszechnianych wśród społeczności latynoskiej.

– Jak powiem w kościele, że mam to po polsku, to nikt nie weźmie, bo od razu będzie wiadomo, że nie ma statusu – mówi Jakubek. – Nie mogę dotrzeć do Polaków w normalny sposób. Wmieszać się w tłum – to ich strategia. Nie organizować się jako grupa narodowa, która działa na rzecz poprawy czy zmian praw imigracyjnych, tylko udawać, że ich to nie dotyczy.

 

Straumatyzowani

Gdy na początku roku władzę przejęła administracja prezydenta Donalda Trumpa, wśród nieudokumentowanych imigrantów pojawił się niepokój. Od samego początku prezydent zapowiadał zaostrzenie egzekwowania przepisów imigracyjnych i deportacje nielegalnych imigrantów. Podpisywał rozporządzenie za rozporządzeniem, wymierzone w nieudokumentowanych.

U prawniczek imigracyjnych rozdzwoniły się telefony. 

– Ludzie bardzo się bali, brali po tydzień wolnego. Żony prosiły, żeby zadzwonić do mężów, uspokoić ich, żeby poszli do pracy – wspomina Grobelski.

Pacjenci zaczęli odwoływać wizyty lekarskie w Community Health lub zamieniać je na telefoniczne. Według kierownictwa kliniki, w pierwszych tygodniach rządów prezydenta Trumpa, około 30 proc. pacjentów nie pojawiło się na umówione wizyty. Dotyczyło to zarówno latynoskich, jak i polskich pacjentów. 

Mimo że zatrzymania przez ICE i deportacje dotyczą w większym stopniu Latynosów, zdaniem Brożek nieudokumentowani Polacy są bardziej straumatyzowani.

– Latynosi są tak obyci z tematem nielegalnego przekraczania granicy, że nie powoduje to u nich takiej traumy. Rzadko się zdarza, żeby latynoski klient przychodził straumatyzowany, a bardzo często zdarzają się straumatyzowani Polacy – mówi Brożek.

Po szoku pierwszych tygodni, kiedy nie nastąpiła fala deportacji nieudokumentowanych Polaków, sytuacja nieco się uspokoiła. Nie oznacza to, że nieudokumentowani Polacy przestali się bać.

– Przychodzą i płaczą, potem otrząsają się, wychodzą i wracają do swoich biznesów i swojego życia – mówi Brożek.

W oficjalnych oświadczeniach amerykańskiej służby imigracyjnej i celnej (ICE) oraz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) wielokrotnie zaprzeczano, jakoby działania tych organów były wymierzone w Latynosów lub opierały się na profilowaniu rasowym.

„Wszelkie twierdzenia, że osoby zostały ‘wzięte na celownik’ przez organy ścigania ze względu na kolor skóry, są obrzydliwe i kategorycznie FAŁSZYWE” – czytamy w komunikacie prasowym ICE z 30 czerwca, w którym agencja obala fałszywe ich zdaniem nagłówki medialne dotyczące zatrzymań.

Agencja podkreśla również, że jej działania dotyczą wszystkich nieobywateli („aliens” w oficjalnej terminologii), którzy popełnili przestępstwa lub naruszają przepisy imigracyjne, niezależnie od kraju pochodzenia. 

Stwierdzenia te są jednak sprzeczne z dowodami zawartymi w orzeczeniach sądów federalnych, niezależnych analizach, udokumentowanych doświadczeniach Latynosów i polonijnych prawniczek.

– Niestety uważam, że policja imigracyjna profiluje ludzi. Sama mówię klientom, że białych nie zatrzymują, bo to ich po prostu uspokaja. Jednak w przepisach biali wcale nie są bardziej chronieni – mówi Grobelski.

– Nie mówią o tym, bo nie mogą, ale na pewno nasz kolor skóry jest dla nas dużym plusem i jesteśmy mniej wyeksponowani. Ale już sam ICE i urzędnicy mówią, że nie będą chronione osoby, które są z Europy. My, Polacy, będziemy dostawać rykoszetem, jeśli chodzi o aresztowania – dodaje Brożek.

Według oficjalnych statystyk ICE, w 2024 r. (najnowsze dostępne dane) agencja zatrzymała na terenie Stanów Zjednoczonych 226 obywateli polskich. Wśród nich 106 to osoby skazane za przestępstwa, 25 z zarzutami przestępstw, a 95 to osoby, które „złamały przepisy imigracyjne, w tym przekroczyły dozwolony okres pobytu lub naruszyły zasady programu bezwizowego”. Do Polski w 2024 r. deportowano 199 osoby.

 

Pewnego dnia

Pod koniec września najstarszy syn Haliny skończył 21 lat. Halina ma zamiar wkrótce rozpocząć proces sponsorowania. Śmieje się, że syn jest ich „złotym biletem”.

W połowie września do Haliny po raz kolejny przyjechała mama z Polski. Posiadaczka 10-letniej wizy turystycznej nie raz już była przepytywana przez pograniczników na O’Hare. Raz pokazali jej nawet zdjęcie paszportowe Haliny. Mama potrząsnęła głową, że nie zna kobiety na zdjęciu. Matka i córka zawsze miały plan awaryjny: mama do Ameryki przyjeżdża tradycyjnie do chrześnicy mieszkającej pod O’Hare.

Marzenia i plany po otrzymaniu „zielonej karty”? Uregulować sprawy dotyczące prawa jazdy, rejestracji i ubezpieczenia samochodu. Kupić niewielki, ale własny dom. Być może odwiedzić Polskę. Prawdopodobnie pozostać w miasteczku w Wisconsin.

– Kocham to moje więzienie – śmieje się Halina.

Ania przyznaje, że żyje w strachu. „Boję się nawet wyjść z domu” – napisała w SMSie 17 września, kiedy w mediach ukazała się informacja o nalotach ICE w Naperville przed sklepem Menards i na osiedlu, gdzie budowlańcy pracowali na dachu.

Ją także odwiedziła matka minionej wiosny – pierwszy raz po 25 latach. Nie było do końca tak, jak Ania chciała. Nie nawiązała się więź, która nie istniała nawet w Polsce. Dlatego podróż do ojczyzny po uzyskaniu „zielonej karty” nie będzie priorytetem.

– Pewnego dnia pojadę z córką na Santorini. Zakochałyśmy się w Grecji, odkąd obejrzałyśmy „Mamma Mia” – śmieje się Ania.

Piotr, który jest zapalonym wędkarzem, przyznaje, że jest bardziej ostrożny podczas dalekich podróży na ryby. Ubolewa, że tej zimy nie pojedzie na Florydę i nie zobaczy Kalifornii. 

– Po prostu to odczekam – mówi. 

Piotr przyznaje też, że zarówno on, jak i część znajomych, którzy początkowo popierali Trumpa, „trochę się na nim zawiedli”.

– Zmienność decyzji, niezdecydowanie, chaos z cłami, ciągłe tweetowanie, wprowadzanie radykalnych rozwiązań, sianie chaosu, jeśli chodzi o nielegalnych – wylicza Piotr. – Wyłapujemy przestępców, wszystkich, którzy nie przyjechali po to, żeby żyć normalnie – super, jestem za tym. Ale daj gościu furtkę tym, którzy ci tu nie przeszkadzają – podsumowuje Piotr.

Joanna Marszałek

[email protected]

*Imiona bohaterów artykułu na ich prośbę zostały zmienione

This work was made possible in part by funding from the Alliance Matters campaign, an initiative of Chicago Independent Media Alliance (CIMA) and the Field Foundation.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama