Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:06
Reklama KD Market

Sprawa zabójców z Brabancji

Wpadali do supermarketów jak burza. Twarze mieli pomalowane groteskowymi kolorami, w dłoniach półautomatyczne karabiny. Strzelali bez ostrzeżenia – do klientów, dzieci, pracowników. Przez trzy lata terroryzowali Belgię, zabijając 28 osób. Potem zniknęli bez śladu. Była jesień 1985 roku. Nikt nie spodziewał się, że tajemnica „gangu z Brabancji” pozostanie nierozwiązana przez kolejne cztery dekady.
Sprawa zabójców z Brabancji
Zabójcy z Brabancji – portrety pamięciowe

Autor: Wikipedia

Klowni z horroru

W 2015 roku umierający policjant złożył szokujące zeznanie. Wyznał bratu, że był „Gigantem”. Przywódcą gangu, który przez trzy lata, począwszy od marca 1982 roku, grasował w Brabancji. Wtedy to w sklepie Etterbeek doszło do pierwszej masakry. Gang zabił dwójkę właścicieli, po czym ukradł broń wartą miliony belgijskich franków. To było preludium do lawiny ataków i zbrodni. 

W kolejnych latach „Gigant”, „Killer” i kierowca zwany „Starcem” wraz z innymi członkami bandy terroryzowali miasta w prowincji Brabancja wokół Brukseli. Banda atakowała supermarkety, jubilerów, stacje benzynowe. Ich modus operandi budził przerażenie – wpadali, mordowali wszystkich na miejscu, kradli śmieszne sumy pieniędzy i znikali. 

Najokrutniejszy napad miał miejsce w listopadzie 1985 roku. Członkowie gangu wtargnęli do supermarketu Delhaize w Aalst. Wyglądali jak klowni z horroru, z pomalowanymi twarzami. Strzelali bez zastanowienia, gdzie popadło do przerażonych ludzi kucających na podłodze sklepu. Zabili osiem osób, w tym dwójkę dzieci. Ocaleni świadkowie opisali napad jako rzeź. Po tym, ostatnim, napadzie gangsterzy zniknęli. Jakby zapadli się pod ziemię.

 

Manipulacje w śledztwie?

Przez dziesięciolecia belgijska policja podążała ślepymi tropami. W pierwszych latach aresztowano grupę podejrzanych nazywanych Borainami. Spędzili oni w więzieniu kilkanaście miesięcy, czekając na proces. W sądzie wyszedł jednak na światło dzienne niemiecki raport balistyczny, który wszystko zmieniał – udowodniono w nim, że broń użyta w morderstwach nie należała od Borainów. Oskarżenie rozpadło się jak domek z kart. W jego miejsce pojawiły się pytania o manipulacje w śledztwie.

Zwolnieni z więzienia mężczyźni opowiadali bowiem przerażające historie o tym, jak byli traktowani przez śledczych. Podczas 36-godzinnych przesłuchań mieli być torturowani psychicznie i fizycznie. Zmuszono ich podobno do podpisania obciążających fałszywych zeznań. Czy to była desperacka próba szybkiego zamknięcia sprawy przez policję? A może celowa akcja mająca ukryć prawdziwych sprawców?

Atmosferę podejrzliwości pogłębiały spekulacje o politycznych powiązaniach gangu. Krwawy, trzyletni rajd bandy od dawna podsycał teorie spiskowe. Europa Zachodnia była areną tajnych operacji służb specjalnych. A Belgia, siedziba główna NATO oraz kluczowych instytucji europejskich, znajdowała się w centrum zainteresowania wielkich mocarstw. W belgijskich mediach regularnie pojawiały się w tamtym czasie informacje o próbach destabilizacji państwa. Mówiono o skrajnej prawicy na usługach obcych służb, o operacjach mających wywołać chaos społeczny i usprawiedliwić wprowadzenie stanu wyjątkowego. W tym kontekście gang z Brabancji mógł być nie tylko grupą przestępczą, ale narzędziem w większej politycznej grze. Niektórzy dziennikarze śledczy sugerowali wprost, że gang działał pod ochroną wpływowych polityków i wysokich funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.

Czy dlatego trop wskazujący na powiązania policji był przez dziesięciolecia ignorowany, kluczowe dowody znikały, a świadkowie milkli ze strachu?

 

Zmowa milczenia

Błędy w sprawie morderców z Brabancji doprowadziły Belgię w latach 90. do radykalnej reformy służb odpowiadających za bezpieczeństwo publiczne. Rząd zdecydował się na zastąpienie chaotycznej mozaiki lokalnych sił policją federalną. Niestety za późno. Szkoda była już nieodwracalna – zaufanie społeczne do organów ścigania zostało nadwerężone na dziesięciolecia. 

Nie pomogły również wyznania Christiana Bonkoffsky’ego w 2015 roku. Były członek elitarnej jednostki Diana Group wyznał na łożu śmierci swojemu bratu prawdę, którą skrywał przez ponad 30 lat. Był „Gigantem”, bandytą, którego podobizny wisiały kiedyś na każdym słupie w kraju. Bonkoffsky został wydalony z policji w 1981 roku. Rok przed pierwszym atakiem gangu. To tłumaczyłoby militarną precyzję działania gangsterów.

Rewelacje Bonkoffsky’ego otworzyły puszkę Pandory. Belgijski polityk, członek parlamentarnej komisji śledczej badającej falę zabójstw, oskarżył śledczych o ignorowanie sugestii udziału policjantów. Mimo że już wtedy profesjonalizm zabójców w posługiwaniu się bronią i unikaniu pościgu budził takie podejrzenia.

Dlaczego przez dziesięciolecia nikt nie chciał przyjrzeć się policyjnym koneksjom? Dlaczego tropy prowadzące do mundurowych były konsekwentnie ignorowane? Krytycy systemu mają prostą odpowiedź. Za gangiem stały siły, które miały zbyt wiele do stracenia.

Lata 80. to okres ostrych napięć zimnej wojny. W całej Europie Zachodniej działały tajemne skrajnie prawicowe bojówki. Lewicowi i prawicowi terroryści siali chaos we Włoszech, Niemczech i Francji, przeprowadzając zamachy bombowe, porwania i morderstwa polityczne. Europa pogrążona była w ideologicznej przemocy.

W tym mrocznym kontekście wyznanie umierającego policjanta nabrało nowego znaczenia. Ożywiło stare podejrzenia, że politycy, służby specjalne i wpływowe kręgi biznesowe celowo wspierały gang w ramach większej gry geopolitycznej.

Według tej teorii nie byli oni zwyczajną grupą przestępczą, a narzędziem w operacji, której celem była destabilizacja belgijskiego narodu. Chaos i strach sprawiają, że obywatele oddają część swojej wolności w zamian za obietnicę ochrony. To klasyczna strategia „napięcia”, wykorzystywana przez tajne służby na całym świecie.

W 2019 roku aresztowano policjanta Philippa V., który był częścią elitarnej grupy śledczej badającej sprawę gangu. Został oskarżony o ingerencję w dowody. W czerwcu 2024 roku belgijska prokuratura ogłosiła jednak – ku zdziwieniu wielu – zamknięcie śledztwa. „Niestety nie byliśmy w stanie wydobyć prawdy na powierzchnię” – powiedziała prokurator federalna Ann Fransen. Dla rodzin ofiar to był drugi cios. Czy rzeczywiście nie można było dojść prawdy? A może prawda dla wielu była zbyt niewygodna? Pytania pozostają bez odpowiedzi.

Christian Bonkoffsky zabrał swoją tajemnicę do grobu. Pozostali członkowie gangu, w tym „Killer” i „Starzec”, prawdopodobnie już nie żyją. W Belgii wciąż żywe są podejrzenia, że gang z Brabancji był tylko przykrywką a prawdziwych graczy nigdy nie chciano ujawnić.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama