Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:06
Reklama KD Market

Dzieci ze Wzgórza Mrówek

Zbliżał się 19 lutego 1979 roku. Lojalni wyznawcy sekty Dzieci ze Wzgórza Mrówek z niepokojem oczekiwali końca świata. W odległej komunie we wschodnim Quebecu ich przywódca, samozwańczy mesjasz Roch Thériault, głosił kazania o ogniu piekielnym i zapewniał, że tylko on może ocalić ich przed nadchodzącą apokalipsą. Jednak to, co działo się w założonej przez niego wspólnocie, nie miało nic wspólnego ze zbawieniem.
Dzieci ze Wzgórza Mrówek

Autor: Adobe Stock

Thériault urodził się 16 maja 1947 roku w Kanadzie jako jedno z siedmiorga dzieci głęboko religijnej rodziny. Od najmłodszych lat fascynował się Starym Testamentem, chłonąc opowieści o prorokach, karze bożej i końcu świata. Tematy apokaliptyczne oddziaływały na jego wyobraźnię niezwykle silnie, kształtując przekonanie, że świat zmierza ku zagładzie. Ta obsesja doprowadziła go do odejścia od katolicyzmu i przyłączenia się do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego – wspólnoty, która również akcentowała bliskość końca czasów. 

 

Wieczna Góra

Roch był bardzo żarliwym i oddanym wyznawcą. Dzięki charyzmie szybko zyskał uznanie adwentystów, którzy postrzegali go jako jednego z najbardziej obiecujących ewangelistów. Jego płomienne kazania o nieuchronnym końcu świata i rychłym powrocie Chrystusa przyciągały do ich kościoła coraz więcej ludzi, którzy z czasem zaczęli uważać go za reinkarnację Mojżesza. W kwietniu 1978 roku adwentyści wykluczyli go ze wspólnoty, uznając jego działalność za tworzenie niebezpiecznego kultu jego osoby. Rocha nie zniechęciło to do głoszenia swojej dziwacznej ewangelii. Zebrał grupę najwierniejszych zwolenników i założył w niedostępnych lasach Quebecu komunę, którą nazwał Wieczną Górą. 

Warunki życia w osadzie były ciężkie. Początkowo wszyscy spali w namiotach, całe dnie spędzając na wznoszeniu domów z bali. Byli wiecznie niewyspani, głodni i tak wyczerpani, że brakowało im sił, by myśleć lub kwestionować decyzje przywódcy. Roch sam nie pracował fizycznie, nazywając ciężko pracujących współtowarzyszy „mróweczkami”, których jedynym zadaniem była praca na chwałę wspólnoty. Jednocześnie powoli narastało w nim szaleństwo. Był bardzo wymagający, zmuszał swoich towarzyszy do życia według bardzo rygorystycznych zasad, które sam tworzył. Wszyscy mieli żyć w absolutnej ascezie i czystości, unikając jedzenia mięsa, używek i pracując niemal przez całą dobę. 

W miarę jak zbliżała się zapowiadana przez niego data końca świata, ogarnęła go obsesja na punkcie prokreacji. Uważał, że przyszłość sekty zależy od zwiększenia liczby dzieci. Ogłosił więc, że wszystkie małżeństwa w komunie są nieważne a każda kobieta należy teraz do niego. Sam odprawiał śluby i natychmiast je konsumował. Z dziewięcioma członkiniami sekty spłodził łącznie 26 dzieci.

Gabrielle Lavallée, jedna jego najwierniejszych wyznawczyń, wspominała później: „To było najgorsze więzienie, jakie mogło istnieć, choć nie miało krat. Było to więzienie psychologiczne”. Poczucie wspólnoty i miłości z początków istnienia grupy szybko zniknęło, a ich miłujący pokój przywódca okazał się brutalny i bezlitosny.

 

Boży człowiek

Wkrótce lokalna gazeta ujawniła istnienie sekty, rzucając światło na jej działalność. Zaniepokojeni rodzice niektórych młodych wyznawców poprosili policję o interwencję. Thériault został przewieziony do szpitala psychiatrycznego na obserwację. Okazał się jednak tak charyzmatyczny, że ordynator po zakończeniu badań zwołał konferencję prasową, przedstawiając go jako „doskonały przykład człowieka bożego”, który odnalazł sens życia w prostocie wiejskiej egzystencji. 

Po tym Rochowi zaczęło wydawać się, że jest nietykalny. Z dnia na dzień porzucił ascetyczny sposób życia. Na odludziu, z dala od cywilizacji, przestał przestrzegać jakichkolwiek norm społecznych i moralnych. Jego słowo stało się prawem, z którym nikt nie miał prawa dyskutować. Wraz ze wzrostem władzy i kontroli coraz bardziej ujawniały się jego okrutne, maniakalne skłonności. Członkowie grupy żyli w nieustannej niepewności, nie wiedząc, jak ich przywódca zareaguje na najdrobniejsze, często wymyślone przez niego przewinienie ani jaką okrutną wymyśli karę. Bił, kopał, głodził i zamykał w odosobnieniu, kiedy miał taką fantazję. Wyzywał ludzi i publicznie ich upokarzał w czasie nieustannych pijackich burd, które urządzał. Nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy jego gniew i okrucieństwo wymkną się spod kontroli.

 

Śmierć Samuela

W listopadzie 1980 roku do grupy dołączył 23-letni Guy Veer. Był pierwszym nowym członkiem od trzech lat. Początkowo, jako outsiderowi, nie pozwolono mu mieszkać w głównej chacie. Przydzielono mu miejsce w szopie na narzędzia, gdzie miał tylko podstawowe artykuły i zapewniony jeden posiłek dziennie. Jego zadaniem stała się opieka nad dziećmi.

23 marca 1981 roku Roch urządził przyjęcie dla wszystkich członków sekty, jednak Guy, jako nowicjusz, nie został zaproszony. Zamiast tego miał pilnować dzieci. Tego wieczoru jedno z nich – dwuletni Samuel długo płakał, przeszkadzając Guyowi w odpoczynku. W przypływie furii młody mężczyzna pobił dziecko tak brutalnie, że chłopiec zapadł w śpiączkę. 

Nikt nie zabrał chłopczyka do szpitala. Zamiast tego Roch uznał, że uleczy go obrzezaniem, które postanowił przeprowadzić własnoręcznie. Dziecku podano alkohol jako środek znieczulający. Procedura zakończyła się tragedią – następnego ranka Samuel zmarł, prawdopodobnie w wyniku zatrucia alkoholem. Niedługo potem w pijackim amoku Roch postanowił ukarać Guya za śmierć Samuela. Zwołał dziesięciu „sędziów”, którzy uznali go za winnego i skazali na kastrację. Karę wykonano. 

Po tym zdarzeniu życie Guya zmieniło się w koszmar. Roch zachęcał innych, by go bili, kopali, a nawet dźgali nożami. W listopadzie 1981 roku udało mu się uciec. Po dotarciu do pobliskiego miasteczka natychmiast zgłosił się na komisariat policji, gdzie opowiedział o śmierci Samuela i ukryciu ciała w obozie. Kiedy policja udała się na miejsce, nie mogła uwierzyć, w jakich warunkach żyją członkowie sekty. Dziewięcioro dzieci zostało natychmiast stamtąd zabranych i umieszczonych w rodzinach zastępczych. Rodzicom obiecano możliwość odzyskania opieki, jeśli opuszczą sektę. Wszyscy jednak odmówili. 

Sześciu osobom, w tym Rochowi, postawiono zarzuty w sprawie śmierci Samuela i skazano na kary kilkuletniego więzienia. 

 

Spektakle przemocy

Po wyjściu na wolność samozwańczy mesjasz zebrał swoich pozostałych wyznawców i odbudował komunę, jeszcze bardziej szalony i bezwzględny. Był sadystą – czerpał przyjemność z upokarzania i wymagał absolutnego posłuszeństwa. Zakazał członkom sekty rozmawiania ze sobą pod jego nieobecność. Szpiegował swoich ludzi i zmuszał ich, by donosili na siebie nawzajem. Za najdrobniejsze przewinienia wymyślał coraz dziwniejsze i bardziej brutalne kary – odcinał palce cęgami, zmuszał do siadania na rozżarzonych węglach, jedzenia martwych zwierząt i ekskrementów, zadawania sobie nawzajem ran. Odprawiał też „egzorcyzmy”, w czasie których miał wypędzać diabła z członków sekty. Ci, którzy próbowali uciec, byli brutalnie karani – bici pasem lub młotkiem, wieszani na belce pod sufitem i torturowani. Te spektakle przemocy były nie tylko karą, ale i ostrzeżeniem, co spotka tych, którzy spróbują mu się sprzeciwić. 

We wrześniu 1988 roku jedna kobiet, Solange, zaczęła uskarżać się na bóle brzucha. Szaleniec był wprost zachwycony perspektywą możliwości przeprowadzenia „operacji”. Oświadczył, że jej wątroba jest zakażona i zabieg musi odbyć się natychmiast. Na kuchennym stole, przy użyciu noża, „zoperował” zupełnie przytomną kobietę, usuwając jej wątrobę. W wyniku brutalnego zabiegu Solange zmarła. Roch wmówił wszystkim, że był świadkiem jej zmartwychwstania, umacniając wiarę członków w to, że są wybrańcami Boga. 

Kilka miesięcy później odbyła się kolejna okrutna „operacja”. Kiedy jedna z kobiet poskarżyła się na drętwienie ręki, Thériault amputował jej ramię i kazał wracać do pracy. Ranna kobieta, obawiając się, że umrze z upływu krwi lub w wyniku zakażenia, uciekła z obozu. Pod osłoną nocy przedostała się do najbliższego miasta i natychmiast udała do szpitala. 

Kiedy następnego ranka odkryto jej ucieczkę, Roch wiedział, że sprawa jest poważna i lada chwila do obozu wpadnie policja, dlatego uciekł z dwójką najwierniejszych wyznawców, ukrywając się w głuszy. Złapano ich po sześciu tygodniach. Tym razem nie udało mu się wykpić dwuletnim wyrokiem, jak miało to miejsce po śmierci Samuela. Otrzymał wyrok dożywocia. Zmarł w lutym 2011 roku, zamordowany przez współosadzonego.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama