Lubię odwiedzać miejsca święte. Nie znaczy to, żebym pielgrzymował często do sanktuariów świata. Jeżeli mam okazję lub jestem gdzieś blisko, staram się ich nie omijać. Są one szczególne na mapie mojego życia. Myślę jednak o miejscach, które są albo powszechnie mało znane, albo też z różnych racji pomijane przez pielgrzymów-turystów. Są one dla mnie jednak święte, gdyż przede wszystkim naznaczone są obecnością Boga żywego, związane z kultem Matki Bożej lub życiem świętych i błogosławionych Kościoła. Są to także czasami po prostu kościoły parafialne lub zakonne, uświęcone codzienną obecnością i modlitwą zwyczajnych ludzi. Jeżeli tylko są otwarte, zaglądam do nich, choćby tylko na chwilę krótkiej modlitwy. Co mi to daje? Duchowe pocieszenie i wzmocnienie, małą chwilę oddechu. Równocześnie też utwierdza mnie w tym, że bycie cząstką wspólnoty Kościoła jest czymś bardzo żywym i szczególnym w moim życiu, czymś, bez czego żyć nie potrafię.
Moimi lekturami są często książki o życiu świętych lub ludzi, którzy zapisali się wyjątkowo w historii. Czytam zwłaszcza ich dzienniki duchowe, listy i pisma. One najwięcej mi o nich mówią i są pozbawione dodatkowego „lukru”, którego niejednokrotnie nie szczędzą autorzy ich życiorysów. Dzięki takim lekturom poznaję ludzi jak najbardziej zwyczajnych, którzy przeżywali swoje życie, bynajmniej nie jako nakręconą sztucznie falę sukcesów, pozbawioną bólu i porażek. Ich życie daje mi pociechę, zwłaszcza w chwilach, kiedy jest mi trudno i sobie nie radzę, a przecież one przychodzą dosyć regularnie. Bo takie jest nasze życie. Dlatego potrzebujemy innych i szczerych, prawdziwych historii ich życia, które nam pomagają i pokazują często, że nie jest z nami tak źle. Równocześnie miejmy świadomość, że my także piszemy własne historie życia, które mogą być dla innych wsparciem i pomocą. Nie chowajmy ich przed nimi, nie okrawajmy i nie udawajmy. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, kiedy mogą one być dla innych prawdziwą deską ratunku i wsparciem! Tydzień temu, kiedy w mojej rodzinnej archidiecezji katowickiej w Polsce nowy jej pasterz, abp Andrzej Przybylski, obejmował katedrę, powiedział w kazaniu, przywołując postaci swoich poprzedników: „Będę sobą, zrobię wszystko, co potrafię, żeby Chrystus był uwielbiony w Kościele i na ziemi Górnego Śląska, żeby jaśniał pięknem swojego oblicza, blaskiem swojej prawdy, żarem miłości, pewnością nadziei, która jest w Nim, i radością w Duchu Świętym”. To „będę sobą” było dla mnie niezwykle prawdziwe i szczere. Moją odpowiedzią było: „Brawo, biskupie! Dziękuję! Taki właśnie bądź!”.
Nie tylko Kościół katolicki potrzebuje takich ludzi. Potrzebuje ich współczesny świat. To dlatego także w polityce mają wzięcie ci przywódcy, którzy potrafią być sobą. Świadomi swoich niedoskonałości, a jednak biorący siłę także z tego, co nazywa się dziedzictwem i co jest uświęcone życiem i bohaterstwem wszystkich, którzy byli przed nami. Tak, potrzebujemy świątyń, pomników i muzeów. Potrzebujemy historii prawdziwej i nielukrowanej. Ona jest „nauczycielką życia”, jak się kiedyś mówiło. Z jednej strony wzmacnia, z drugiej także ostrzega, aby być czujnym, trzeźwym w myśleniu, uważnym i stałym. Niebezpieczeństwo czyha. Już św. Piotr pisał w swoim liście: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1 P. 5, 8-9). Zatem trzeźwość umysłu, czujność, roztropność, zdolność przeciwstawienia się złu”.
A siła wiary? Ona się bierze nie z wiedzy i inteligencji, ale przede wszystkim z życia duchowego, naznaczonego przecież niejednym upadkiem i niedomaganiami. Potrzebne jest także korzystanie z historii i odwiedzanie miejsc naznaczonych życiem tych, którzy przeżyli swoje życie i dotarli do mety jako zwycięzcy.
Piszę o tym nie jako ktoś, kto szuka duchowego pocieszenia w chwilach niepokoju. One są. Tak, niespokojne są nasze czasy. Dlatego bądźmy ludźmi, którzy mają świadomość tego, że wciąż się uczą i nie są doskonałymi, a mimo tego chcą i się nie poddają. Ja także chcę i życzę wszystkim, żebyśmy jak najwięcej dobrego zostawili po sobie i aby jak najwięcej miejsc świadczyło o tym, że my także szukaliśmy tam świętości i ją w końcu odnaleźliśmy.









