„Wahadło polityczne” to pojęcie opisujące cykliczne przesunięcia w preferencjach politycznych wyborców w USA, między skrajnym konserwatyzmem a liberalizmem. W uproszczeniu, odzwierciedla ono tendencję do zmiany władzy między głównymi partiami, Republikanami i Demokratami, co potrafi zasadniczo zmienić priorytety i kierunki politycznych w danym momencie.
I tak wynik wyborów prezydenckich w 2008 roku (wybór Baracka Obamy) był interpretowany jako przesunięcie w stronę liberalną, przy rekordowo niskich notowaniach odchodzącego George’a W. Busha. Cztery lata później (2012) nastąpiła reelekcja, a kolejne wybory (2016) przyniosły zwycięstwo Donalda Trumpa, co zostało odebrane jako powrót do bardziej konserwatywnych idei. Ponowny powrót konserwatystów i przejęcie kontroli nad dwiema izbami Kongresu widzieliśmy w 2024 roku. Przy równoczesnej dominacji konserwatywnej większości w Sądzie Najwyższym wahadło polityczne nie mogło już wychylić się bardziej na prawo.
Historycznie rzecz biorąc, momentem powrotu wahadła w drugą strony są z reguły wybory do Kongresu przypadające w środku kadencji prezydenta. Najczęściej prowadzą one do przejęcia kontroli nad jedną lub obiema izbami Kongresu przez opozycję wobec aktualnego gospodarza Białego Domu.
Ale takie wybory będą dopiero w listopadzie 2026 roku. Tymczasem, w miniony wtorek 4 listopada w całym kraju Demokraci odnieśli znaczące zwycięstwa, od najważniejszych wyścigów po wybory niższego szczebla. „Powiaty, które rok temu przesunęły się w prawo, znów skręciły w lewo, a przedmieścia, które zapewniły Demokratom ogromne zwycięstwa w pierwszej administracji Trumpa, powróciły z impetem. Sondaże exit poll pokazały nawet, że Demokraci poprawili swoje wyniki wśród wyborców bez wyższego wykształcenia” – czytamy w komentarzu „Politico”, którego co prawda nie można posądzać o zbytnią sympatię wobec Donalda Trumpa, ale któremu trudno odmówić racji w diagnozie obecnej sytuacji. Zwycięstw Demokratów w Nowym Jorku, New Jersey, Kalifornii, czy Wirginii można było się spodziewać, ale sukcesy w bardziej konserwatywnych stanach, jak Georgia czy Missisipi, były już dotkliwą porażką Republikanów.
Trudno nie zgodzić się jednak z ocenami, że wynik wtorkowych wyborów może wcale nie świadczyć o sile Partii Demokratycznej, a jedynie o poziomie frustracji dotychczasowym przebiegiem drugiej kadencji prezydenta Trumpa i obawami przed rosnącymi kosztami utrzymania. Nie przypadkiem mottem trzech najważniejszych kampanii w kraju (wybory gubernatorów w New Jersey i Wirginii oraz burmistrza NYC) było przypominanie o drożyźnie i stagnacji gospodarczej. Zgodnie zresztą z mottem Billa Clintona, też Demokraty: „Gospodarka, głupcze”. Liberałowie rok temu zostali zepchnięci na polityczne dno, zmuszeni jednocześnie mierzyć się z poważnym kryzysem wizerunkowym. Nawet teraz exit polls NBC News pokazały, że więcej wyborców w Wirginii, New Jersey i Kalifornii ma negatywne niż pozytywne nastawienie do Partii Demokratycznej niż pozytywne.
Dlaczego więc w pierwszym poważnym sprawdzianie wyborczym drugiej kadencji Trumpa, nie tylko powtórzyli zwycięstwa sprzed ośmiu lat, które zapowiadały niebieską falę w wyborach uzupełniających w 2018 roku, ale w kilku kluczowych wyścigach wręcz je przewyższyli? Wydaje się, że jest to przede wszystkim wynik frustracji lewicowych i centrowych wyborców poczynaniami obecnej administracji. Po drugie, zgodnie z niepisanymi regułami funkcjonowania amerykańskiej demokracji wahadło zaczęło przechylać na drugą stronę, z tym, że dużo dynamiczniej niż w poprzednich cyklach wyborczych. Po tak dotkliwych porażkach, jak w 2024 i 2016 roku odbicie Demokratów miało niemal historyczne proporcje.
Czy to zapowiedź tego, co zobaczymy w przyszłym roku, gdy będziemy wybierać całą Izbę Reprezentantów i 1/3 składu Senatu?? Nie wiemy. Oba główne ugrupowania mają sporo do przemyślenia. Pytanie, czy Demokratom uda się utrzymać dynamikę z minionego wtorku, zreformować struktury partii i zmobilizować swój elektorat do udziału w wyborach w 2026, a przede wszystkim w 2028 roku, pozostaje wciąż otwarte. Republikanie też nie pozostaną bezczynni. Cechą politycznego wahadła jest przecież cykliczne przemieszczanie preferencji politycznych z jednej strony na drugą. A kiedy to nastąpi – pozostaje sporą niewiadomą. Ale taki jest właśnie urok amerykańskiej demokracji.
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.









