Polacy w USA donoszą na swoich rodaków do władz imigracyjnych – tę informację podaną przez polonijne media powieliły kilka dni temu niemal wszystkie środki masowego przekazu w Polsce. Z oburzeniem i potępieniem, niepozbawionym pewnej hipokryzji. W końcu nad Wisłą rodacy też masowo donoszą na siebie. Przede wszystkim do Urzędu Skarbowego.
„Najgorsi są ci, którzy po latach w różny sposób zalegalizowali swój pobyt. Teraz drugiego sami wsadziliby do samolotu” – relacjonował korespondent RMF FM w USA Paweł Żuchnowski. I przytacza cytaty swoich rozmówców bez papierów: „Żyję w strachu, kilka osób wie, że jestem tu nielegalnie. Nie wiem, czy nie zadzwonią do służb imigracyjnych”, „Wiem, złamałem prawo wizowe. Tu urodziły się jednak dzieci. Nie mogę teraz wrócić do kraju. A każdy dzień to życie w strachu. Kiedyś obawiałem się służb, teraz rodaków, którzy wydają swoich”. I tak dalej i tym podobnie.
To, co dla jednych jest wątpliwe moralnie, dla innych może być cnotą.
Niemcy definiują tzw. donos obywatelski jako moralny obowiązek wobec kraju i porządku publicznego. W Polsce wciąż uważa się informatorów za donosicieli i kapusi, co wynika z ponad dwustu lat historii, kiedy to donos bywał wręcz aktem zdrady. Wynikało to z tego, że nie utożsamialiśmy się z państwem najpierw zaborczym, potem okupantem, a w końcu komunistycznym. Stąd chętniej jako grupa etniczna jesteśmy skłonni potępiać informatorów. Dowodem może być to, że w języku polskim nie ma pojedynczego wyrażenia o neutralnym charakterze określającego ten proceder. Mamy wyłącznie „donos”, „doniesienie” czy „denuncjację” – wszystkie z kontekstem pejoratywnym, niezależnie od tego, czy informacja dotyczy przestępstwa czy tylko pomówienia. A „informacja obywatelska” brzmi raczej sztucznie.
Donos jest wręcz niezbędny w działaniach operacyjnych policji. Ale przy egzekwowaniu prawa imigracyjnego? „Prawo obowiązuje wszystkich i dotyczy też tych osób, które przybyły do tego kraju nielegalnie” – wyjaśnia sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) USA Kristi Noem. Wzmacniając swój przekaz, tenże departament i Biały Dom udostępniły w czerwcu w internecie posty przedstawiające Wujka Sama przybijającego do ściany plakat z napisem: „Pomóż swojemu krajowi… i sobie. ZGŁASZAJ WSZYSTKICH ZAGRANICZNYCH NAJEŹDŹCÓW”. Na plakacie znajduje się numer infolinii ICE.
Immigration and Custom Enforcement od ponad 20 lat prowadzi też infolinię służącą do zgłaszania naruszeń przepisów imigracyjnych i innych przestępstw, na którą miesięcznie trafia ponad 15 000 zgłoszeń. „Osoby z całego świata mogą zgłaszać podejrzane działania przestępcze na infolinię ICE Tip Line, dostępną 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Wysoko wykwalifikowani specjaliści przyjmują zgłoszenia zarówno od opinii publicznej, jak i organów ścigania, dotyczące ponad 400 przepisów egzekwowanych przez ICE” – informuje agencja na swojej stronie internetowej. ICE Tip Line oferuje usługi tłumaczy w ponad 20 językach.
Innych inicjatyw też nie brakuje. Prywatna firma uruchomiła aplikację o nazwie ICERAID, reklamowaną jako „protokół delegujący obywatelom zadania związane z gromadzeniem informacji wywiadowczych, które w innym przypadku byłyby realizowane przez organy ścigania”. Aplikacja obiecuje nagrody za „przechwytywanie i przesyłanie obrazów przestępczej działalności nielegalnych imigrantów”.
Prokurator generalny Florydy James Uthmeier zachęca z kolei mieszkańców stanu do zgłaszania do jego biura byłych małżonków i życiowych partnerów, którzy przekroczyli ważność wizy. Co prawda tylko rząd federalny może deportować osoby przebywające w kraju nielegalnie, ale Floryda ściśle współpracuje z administracją Trumpa oraz ICE.
Motywy donosów nie zmieniły się od stuleci – to najczęściej zawiść, zazdrość czy chęć zemsty. I dotyczy to nie tylko Polaków. ICE np. nie ukrywa, że przy zatrzymaniu i deportacji propalestyńskich studentów i naukowców – w dużej mierze polegali na doniesieniach obywateli.
Warto też pamiętać, że w trudnych czasach skala donosicielstwa była w Polsce mniejsza niż np. w NRD czy sowieckiej Rosji, choć wciąż miała charakter masowy. Pozaborowe różnice w mentalności widać nawet po ponad stuleciu od zakończenia zaborów. W dawnej Kongresówce, czyli imperium rosyjskim donosy od obywateli zdarzają się ponad sześciokrotnie częściej niż w Małopolsce. Najwięcej donosów odbierają policja oraz urzędy skarbowe i najczęściej dotyczą wynajmu mieszkań na czarno.
Donosicielstwo było tak dużym problemem w okupowanej Polsce, że w grudniu 1940 roku „Biuletyn Informacyjny” (pełniący rolę centralnego organu prasowego Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej) z nieukrywanym oburzeniem pisał o mnożeniu się „anonimowych i nieanonimowych donosów i denuncjacji skierowanych do policji niemieckiej przez wyrzutków polskiego społeczeństwa pochodzących z różnych warstw społecznych. Denuncjowani są ukrywający się wojskowi, domniemani działacze niepodległościowi, domniemani kolporterzy, lokale spotkań konspiracyjnych etc.” W telewizyjnym serialu „Polskie drogi” pokazano pracę jednej z podziemnych komórek, która próbowała niszczyć donosy do władz okupacyjnych przepływające przez placówki pocztowe. Mimo to na biurkach gestapowców lądowały tysiące donosów. Podziemne sądy wydały około 3500 wyroków śmierci na donosicieli i zdrajców. 2500 z nich zostało wykonanych.
W naszych czasach liczba donosów nie maleje. Urzędy skarbowe w całej Polsce w pierwszej połowie 2025 roku dostały aż 37 tys. donosów od zatroskanych obywateli. Trend na anonimy o nieprawidłowościach podatkowych wśród znajomych osób rośnie. Jednak tylko niewielki procent z nich faktycznie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Większość mija się z prawdą i wynika z niewiedzy lub pobudek osobistych.
Wpływ i znaczenie donosów od obywateli są trudne do oszacowania. Przekaz jednak okazuje się na tyle wystarczający, by wzbudzić strach. Ludzie żyją w coraz większej izolacji i z uczuciem lęku, tracą zdolność planowania przyszłości, ponieważ czują, że nie mają kontroli nad swoim życiem i starają się stać niewidzialni. „To również ważny przekaz. Chodzi po części o to, by dać do zrozumienia nielegalnym imigrantom, że nie są nietykalni, że zabawa się skończyła” – mówi Mark Krikorian, dyrektor wykonawczy Center for Immigration, organizacji działającej na rzecz ograniczenia imigracji. „To wysłanie sygnału, zarówno do opinii publicznej, jak i do nielegalnych imigrantów, że to, że tu jesteś i nikogo nie gwałcisz, nie oznacza, że jesteś nietykalny”.
W praworządnym państwie reakcja na nieprawidłowości ma szerokie przyzwolenie społeczne. Donos obywatelski okazał się skutecznym narzędziem w walce z przestępczością w USA, Kanadzie, Szwajcarii czy Niemczech. Tylko że w przypadku donosów imigracyjnych trudno jest mówić o przestępstwach, choć bez wątpienia mamy do czynienia z naruszeniami prawa. I to właśnie musi budzić wątpliwości.
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.









