Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 12:36
Reklama KD Market

Cena podróży do piekła

Otto Warmbier, 22-letni student z Ohio, spędził półtora roku w północnokoreańskim więzieniu po tym, jak próbował zerwać ze ściany hotelu w Pjongjangu plakat propagandowy. Gdy wrócił do domu, był w stanie krytycznym. Świat zobaczył jego zmaltretowane ciało, a sześć dni później Otto zmarł z powodu rozległego uszkodzenia mózgu. Do dziś nie wiadomo, co naprawdę wydarzyło się za murami reżimowego więzienia.
Cena podróży do piekła
Otto Warmbier

Autor: Adobe Stock/Wikipedia

Samolot medyczny wysłany po Otto wylądował w Cincinnati 13 czerwca 2017 roku. Z wnętrza maszyny wyniesiono młodego mężczyznę – półprzytomnego, z konwulsyjnymi drgawkami, otwartymi oczami i pustym, nieobecnym spojrzeniem. Dla rodziców Warmbiera był to moment radości podszytej grozą. Miesiącami walczyli o jego powrót, wiedzieli, że wraca skrajnie wyczerpany, lecz nie spodziewali się widoku tak przytłaczającego i tragicznego. Niecały tydzień później szykowali się do jego pogrzebu.

Wycieczka bez powrotu

Otto był wzorowym studentem ekonomii na Uniwersytecie w Wirginii. Lubił sport, muzykę i podróże. W grudniu 2015 roku postanowił wyjechać do Korei Północnej, w ramach zorganizowanej wycieczki z brytyjskim biurem podróży. Young Pioneer Tours specjalizowało się w „egzotycznych” wyprawach i należało do nielicznych firm potrafiących zorganizować wyjazd do hermetycznego, odciętego od świata reżimu. „To bezpieczne, nie ma się czego obawiać” – zapewniano uczestników przed wylotem.

Wycieczka trwała pięć dni. Na zdjęciach z jej początku Otto uśmiecha się w hotelowym lobby, pozuje pod pomnikiem, odwiedza szkołę i muzeum. Wygląda na zrelaksowanego. Nic nie zapowiada kłopotów – aż do ostatniego wieczoru.

W noc poprzedzającą wylot z Korei Otto miał dopuścić się – jak później określiły to północnokoreańskie władze – „aktu wrogiego wobec państwa”. Miała nim być próba kradzieży propagandowego plakatu ze ściany hotelu. Kamery monitorujące korytarze zarejestrowały sylwetkę mężczyzny, który w nocy wszedł na piętro przeznaczone wyłącznie dla personelu i tam próbował zdjąć plakat. Według Koreańczyków był to właśnie Otto.

Zatrzymano go w ostatniej chwili – na lotnisku w Pjongjangu, gdy grupa przygotowywała się do lotu powrotnego do Chin. Wyglądał na zaskoczonego, lecz nie stawiał oporu. Potem jakby zapadł się pod ziemię.

Świat dowiedział się o jego losie dopiero dwa miesiące później, 29 lutego 2016. Północnokoreańska telewizja wyemitowała wtedy nagranie z sali sądowej: Otto stojący przed kamerami, zapłakany, błagający o przebaczenie. Scena przypominała wymuszone zeznania z czasów zimnej wojny. Powtarzał, że „popełnił największy błąd życia”, a następnie odczytał przygotowaną wcześniej deklarację. Przyznał w niej, że „usunął ważny polityczny slogan z wydzielonej strefy hotelowej”, działając rzekomo pod presją „amerykańskiej administracji” oraz kościoła z rodzinnego miasta. W zamian za to „trofeum” miano obiecać mu używany samochód.

„Chory więzień”

Sąd Korei Północnej błyskawicznie wydał wyrok. 15 lat ciężkich robót za próbę sabotażu. Otto trafił do Hwasong w Pjongjangu, więzienia, gdzie zamyka się głównie cudzoziemców.

Amerykański Departament Stanu domagał się jego uwolnienia, lecz Korea Północna pozostawała głucha na wszelkie apele. Z samym Otto nie było żadnego kontaktu, nie napływały też jakiekolwiek wiadomości o jego stanie. Przez ponad rok nikt nie miał pewności, czy w ogóle żyje.

Dopiero w czerwcu 2017, w jednym z nielicznych momentów ocieplenia w relacjach pomiędzy Waszyngtonem a Pjongjangiem, reżim zgodził się zwolnić „chorego więźnia z powodów humanitarnych”. Koreańczycy przyznali, że Otto jest „bardzo chory”. Nikt jednak nie spodziewał się stanu, w jakim wrócił na ojczystą ziemię.

Rodzice Otto spodziewali się wycieńczonego, lecz przytomnego syna. Gdy jednak otwarto drzwi karetki, zobaczyli jedynie jego cień: oczy szeroko otwarte, skóra woskowa, połamane zęby. Lekarze z Uniwersytetu Cincinnati stwierdzili, że znajduje się w stanie wegetatywnym. Nie wykryto jednak urazów czaszki ani typowych śladów tortur; nie znaleziono też toksyn. Mózg wykazywał rozległe uszkodzenia charakterystyczne dla długotrwałego niedotlenienia – jakby Otto przez kilka minut był pozbawiony powietrza. Co doprowadziło do tak dramatycznego stanu?

Władze Korei Północnej utrzymywały, że już po kilku tygodniach odsiadki Otto zapadł w śpiączkę po zatruciu jadem kiełbasianym. Twierdziły również, że jego stan to skutek zatrucia i przyjęcia tabletki nasennej. Amerykańscy lekarze niemal natychmiast wykluczyli taką wersję wydarzeń. Sami jednak również nie potrafili wskazać jednoznacznej przyczyny obrażeń studenta.

Wojna na szczycie

Sprawa Warmbiera stała się iskrą zapalną. Waszyngton nazwał ją „barbarzyńskim morderstwem”, zaostrzył sankcje i zakazał Amerykanom podróży do Korei Północnej.

Ojciec Otto, Fred Warmbier, podczas konferencji prasowej nazwał Koreę Północną państwem terrorystycznym. Opowiadał o obrażeniach na ciele syna: dużej bliźnie na stopie, skrzywionych zębach, śladach po rurkach. Twierdził, że Otto był torturowany. Lekarze nie potwierdzili jednak tych słów wprost. Przyznali jedynie, że urazy mogły powstać „na długo przed przewiezieniem do USA”.

Co tak naprawdę stało z Otto? W kolejnych latach pojawiały się nowe hipotezy. Według jednej mógł próbowa

popełnić samobójstwo w więzieniu. Inna zakładała, że padł ofiarą eksperymentów medycznych. Jeszcze kolejna sugerowała, że został pobity podczas przesłuchań i pozostawiony bez pomocy.

Żadna z wersji nie została potwierdzona. Dostęp do więzień Korei Północnej pozostaje zamknięty. A władze reżimu konsekwentnie zaprzeczają ją jakimkolwiek nadużyciom czy torturom. Cały czas jako przyczynę śmierci uparcie wskazują zatrucie kiełbasiane.

Rodzina Warmbierów pozwała w tym czasie Koreę Północną, oskarżając reżim o morderstwo. Domagała się 501 milionów dolarów odszkodowania – kwoty czysto deklaratywnej, bo szanse na jej wyegzekwowanie były praktycznie zerowe. W styczniu 2022 roku sąd w stanie Nowy Jork przyznał rodzinie ponad 240 tys. dolarów ze środków zajętych na kontach powiązanych z północnokoreańskim bankiem objętym sankcjami. 

I choć nikt nie godzi się z brakiem odpowiedzi, coraz więcej osób zaczyna rozumieć, że dotarcie do prawdy może nigdy nie być możliwe.

Historia Otto stała się przestrogą – dla turystów marzących o ekscytujących wyprawach do zakazanych krajów i dla rządów przekonanych, że można prowadzić dyplomację z reżimami, które nie szanują ludzkiego życia.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama