Poprzedni bilans mówił o 151 ofiarach śmiertelnych.
Policja sprecyzowała, że wśród 140 dotychczas zidentyfikowanych ciał jest 91 kobiet i 49 mężczyzn. Najmłodsza ofiara miała zaledwie rok, a najstarsza – 97 lat. Wciąż za zaginione uznaje się 31 osób, w tym pomoce domowe z Filipin i Indonezji.
W środę i czwartek mieszkańcy jedynego bloku, który nie został zajęty przez ogień, mogą w wyznaczonych godzinach wejść na maksymalnie 90 minut do swoich mieszkań w celu zabrania najcenniejszych rzeczy i dobytku.
Pożar, który wybuchł 26 listopada, zniszczył siedem z ośmiu budynków kompleksu mieszkalnego, w których żyło łącznie ponad 4 tys. osób. Przeszło 2,6 tys. mieszkańców umieszczono w hostelach i hotelach oraz tymczasowych kwaterach.
Trwa śledztwo w sprawie przyczyn tragedii. Władze wskazują, że do szybkiego rozprzestrzenienia się ognia przyczyniły się niestandardowe materiały budowlane użyte podczas renowacji, w tym łatwopalna siatka z tworzywa sztucznego i pianka izolacyjna. W związku ze sprawą policja aresztowała dotychczas 21 osób, którym postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Sześć ostatnich zatrzymanych osób to podwykonawcy odpowiedzialni za system sygnalizacji pożaru, który według wstępnych ustaleń i relacji mieszkańców nie działał.
Biuro policyjne ds. ochrony bezpieczeństwa narodowego twierdzi, że „niewielka grupa (...) zewnętrznych, antychińskich i destabilizujących sił” wykorzystuje katastrofę w Tai Po do siania zamętu w mieście i nie należy tego tolerować. Jak informowały lokalne media, co najmniej trzy osoby zostały dotychczas zatrzymane pod zarzutem „podżegania do buntu”, w tym student wręczający ulotki z petycją, w której wzywano do przeprowadzenia niezależnego śledztwa.
Ogień, który objął kompleks Wang Fuk Court, jest określany jako najtragiczniejszy pożar budynku mieszkalnego na świecie od 1980 roku.
Krzysztof Pawliszak (PAP)









