Najbliższe tygodnie mogą przesądzić o przyszłości nie tylko Ukrainy, ale także Europy. Kilka dni temu minęło ultimatum prezydenta Donalda Trumpa postawione Kijowowi. Mimo kolejnego zastoju po wizycie przedstawicieli Białego Domu na Kremlu, negocjacje w sprawie zakończenia konfliktu uległy wyraźnemu przyspieszeniu. Nastąpiło to w trudnym momencie dla Kijowa, który na wschodnim froncie poniósł straty terytorialne. Postęp Rosji w tej części Ukrainy nabrał tempa, a Putin zapowiedział, że Moskwa jest zdeterminowana, aby przejąć cały Donbas w walce lub innymi środkami. Do tego ekipa Wołodymyra Zełenskiego musi zmierzyć się największym skandalem korupcyjnym w tej wojnie.
To postawiło Kijów w defensywie. Jeszcze w listopadzie wyciekł projekt amerykańskich propozycji pokojowych, uwzględniający większość żądań Rosji, a ignorujący żywotne interesy Ukrainy, takie jak perspektywa uzyskania członkostwa w NATO. Ten dokument stał się niestety punktem wyjścia w obecnych negocjacjach prowadzonych pod presją czasu (ultimatum prezydenta USA mijało w Dzień Dziękczynienia).
Próby ukraińskich i europejskich urzędników przeforsowania kontrpropozycji, podczas rozmów nieco tylko zmodyfikowały ramy pokojowe. Europa i Ukraina są jednak ignorowane przez Rosję i lekceważone przez Stany Zjednoczone. Stary Kontynent wprost kwestionuje intencje Putina szybkiego zakończenia konfliktu. „Widzimy, że Putin nie zmienił żadnego kursu. Staje się coraz bardziej agresywny na frontach” – powiedział estoński minister spraw zagranicznych Margus Tsahkna na spotkaniu europejskich ministrów spraw zagranicznych NATO. „To całkiem oczywiste, że on nie chce mieć żadnego spokoju”.
Ostatnie tygodnie potwierdziły rozbieżność interesów strategicznych między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Obecna administracja nigdy nie ukrywała, że zależy jej na jak najszybszym zakończeniu konfliktu, nawet kosztem interesów Ukrainy i bezpieczeństwa Europy i ponowne włączanie Rosji w światowy obieg gospodarczy. Pomimo brutalności rosyjskiej inwazji w 2022 roku, amerykańscy urzędnicy potraktowali Kijów jako stronę nacisku, powielając narrację Kremla. W tej sytuacji trudno nazwać USA wiarygodnym pośrednikiem pokojowym.
Po drugiej stronie pozostała walcząca o przetrwanie jako suwerenne państwo Ukraina oraz zjednoczona Europa, która już teraz ponosi główne koszty pomocy militarnej dla Ukrainy, płacąc Amerykanom za broń.
Europa znalazła się w historycznym momencie. Po raz pierwszy od prawie 80 lat kontynent został pozostawiony samemu sobie. Została zakwestionowana też przyszłość NATO – sojuszu stworzonego po II wojnie światowej w celu zapewnienia zbiorowej obrony. Zdolność Ukrainy do przeciwstawienia się rosyjskiej agresji w coraz większym stopniu zależy od europejskich gwarancji, bo propozycje pokojowe nie przewidują takowych ze strony USA.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte zapewniał, że partnerzy Ukrainy będą nadal dostarczać pomoc wojskową, aby zapewnić utrzymanie presji na Moskwę. Problem w tym, czy Europa będzie w stanie zmobilizować swój kulejący rynek zbrojeniowy. Według Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy w Kijowie, na początku 2025 roku Ukraina zaspokajała około 40 procent własnych potrzeb wojskowych. Europa zapewniła 30 procent, a USA pozostałe 30 procent. Aby podtrzymać walczącą Ukrainę, Europa musi teraz szybko zwiększyć własną produkcję, zarówno na potrzeby Ukraińców, jak i własne. Unia Europejska i NATO zaczęły na serio liczyć się z możliwością otwartego konfliktu z Rosją. Europa musi stanąć za Ukrainą, bo alternatywa byłaby katastrofalna. Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii oszacował, że gdyby Rosja miała przejąć kontrolę nad Ukrainą, może to kosztować same Niemcy 10 do 20 razy więcej niż utrzymanie obecnego poziomu wsparcia. To Europa musiałaby zmierzyć się z kolejnym napływem uchodźców, niestabilnością energetyczną, zakłóceniami gospodarczymi i zagrożeniami bezpieczeństwa.
Słabością sojuszu Europa-Ukraina jest kwestia skali pomocy na wypadek wycofania się USA ze wsparcia dla Kijowa. Europejski przemysł zbrojeniowy od dawna jest słabo rozwinięty i dopiero teraz zaczyna reagować na rysujące się wyzwania. Ale pomoc dla Kijowa to nie prezenty. To strategiczne inwestycje – mające na celu zapobieżenie znacznie wyższym kosztom, jeśli Rosja odniesie sukces w swoim imperialnym projekcie.
W tej układance wciąż jest więcej niewiadomych niż gotowych rozwiązań. Wiele zależeć będzie od ostatecznego kształtu kompromisu uzgodnionego między Moskwą a Waszyngtonem i na ile propozycja pokojowa będzie faworyzowała bezspornego agresora.
Niewiadomą jest też stan rosyjskiej gospodarki, która też musiała odczuć skutki prowadzenia kilkuletniej pełnoskalowej kampanii wojennej. Nie wiemy też, jaki jest stopień determinacji Europejczyków i ich realne możliwości, choć niezależnie od przyjętych rozwiązań bardzo ważne jest, aby to Europa zapewniła Ukrainie zasoby i siłę przetrwania.
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.









