Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 15:35
Reklama KD Market

Danie z chmury

W Dubaju otwarto restaurację o nazwie WooHoo, w której głównym szefem kuchni jest… program komputerowy. Lokal ten podaje m.in. „tatar z dinozaura” na pulsującym talerzu i proponuje masło z wodorostów do wyrafinowanej wołowiny Wagyu. Brzmi to jak manifest nowych czasów: kuchnia jutra, odważna, nieznająca granic, wolna od ludzkich słabości. A jednak za tym futurystycznym popisem kryje się pytanie większe niż skład tajemniczej potrawy: czy sztuczna inteligencja może naprawdę zastąpić człowieka tam, gdzie o wartości decydują smak, wspomnienia i serce?
Danie z chmury
Chef AIman

Autor: woohoo.restaurant

Chef Aiman – jak pieszczotliwie mówią o algorytmie właściciele – nie stoi nad patelnią. Nie kroi cebuli, nie parzy sobie dłoni o rozgrzany rondel. Jego pracą jest planowanie: zbiera dane o smakach i reakcjach chemicznych, śledzi preferencje gości, analizuje statystyki… i podsuwa ludziom nowe kompozycje. To właśnie w jego wirtualnej głowie – gdzieś wysoko w internetowej chmurze – narodził się pomysł, by „odtworzyć smak wymarłych gadów”. Restauracja nie zdradza zbyt wiele, uchylając jedynie mały rąbek tajemnicy: w daniu tym jest kaczka. Cała reszta to już zręczny marketing i kuchenne niedopowiedzenia.

Technologia w garnku

Czy jest to ekscytująca, odważna wizja? A może jednak krok za daleko w kulinarnej fantazji? W każdym razie to znak naszych czasów: technologia już nie tylko operuje serca, pisze teksty i prowadzi procesy. Teraz zagląda także do garnków.

Masło z wodorostów – choć brzmi egzotycznie – opiera się na sprawdzonej logice smaku. Wodorosty są bogate w umami, naturalny glutaminian i morskie minerały, więc nadają masłu głębi i lekko oceanicznego aromatu. Sztuczna inteligencja, wolna od kulinarnych przyzwyczajeń i stereotypów, potrafi zestawiać składniki w sposób, na który człowiek rzadko by się odważył. I tu tkwi jej przewaga: nie boi się eksperymentu. Nie ma tradycji, których musiałaby się trzymać. Każda receptura to dla niej czysta matematyka smaku.

Ale czasem jeden pomysł potrafi skutecznie ostudzić entuzjazm. Gdy AI proponuje „baby chicken” – czyli pisklę zabite już po kilku tygodniach życia – część klientów przestaje widzieć w tym kreatywność, a zaczyna widzieć brak empatii. Maszyna nie zna współczucia, nie poczuje dyskomfortu, nie zawaha się przed przekroczeniem granicy. I dlatego nawet w kuchni przyszłości potrzebny jest ktoś, kto powie jej w odpowiednim momencie: dość.

Serhat Karanfil – człowiek nadzorujący kuchnię w WooHoo – przyznaje wprost: „nie zawsze zgadzam się z decyzjami AI”. Jeśli spróbuje sosu i uzna go za zbyt pikantny, wraca „porozmawiać” z Aimanem. Gdzieś między próbą nr 1 a próbą nr 10 dzieje się coś, czego maszyna nie potrafi odtworzyć: subtelna korekta oparta na wspomnieniach, intuicji, własnej historii. Szef kuchni, nawet gdy tworzy danie po raz pierwszy, opiera się na całym bagażu doświadczeń: na zapachu domowego rosołu, na wspomnieniu swojej pierwszej porażki przy kuchni, na smaku pomidorów z sierpniowego ogrodu. Prawdziwa kuchnia – ta, która potrafi poruszyć – wyrasta z tego, co człowiek przeżył.

Algorytm może wyliczyć proporcje, zasugerować nowość, stworzyć efekt zaskoczenia, ale nie pojmie, dlaczego niektóre smaki działają na emocje. Dlaczego zwykły rosół potrafi wywołać łzy, a kromka świeżego chleba z masłem przywołuje całe dzieciństwo. Bo smak to pamięć – zapisana w nas, nie w cyfrowym kodzie.

I tu pojawia się pytanie, które wykracza daleko poza kuchenny blat: czy sztuczna inteligencja może naprawdę gotować – nie tylko poprawnie i kreatywnie, ale z duszą?

Żeby to zrozumieć, trzeba uświadomić sobie, czym w istocie jest kuchnia. To znacznie więcej niż chemia sosów czy fizyka temperatur. To język emocji, kultury, domów, z których pochodzimy. Babcia, gotując rosół, nie sprawdza tabel ani wykresów – choć zna proporcje na pamięć. Stoi przy garnku dlatego, że chce, aby ktoś, kto zasiądzie do stołu, poczuł się bezpieczny, syty i ważny.

Algorytm tego z danych nie wyczyta. Nie zrozumie, że nie do końca doskonale prezentujący się makowiec smakuje najlepiej właśnie dlatego, że był pieczony z troską mamy. Nie dostrzeże, że zwykły niedzielny kotlet ma dla kogoś wartość większą niż najbardziej wyrafinowana potrawa w luksusowym lokalu. Nie pojmie, że nawet najodważniejsze kulinarne eksperymenty zawsze mają korzenie: w pierwszym ognisku, przy którym człowiek dzielił się jedzeniem z innymi.

Gotowanie to opowieść – a do jej opowiedzenia potrzeba serca, nie tylko algorytmu.

Przyszłość na talerzu

Nie znaczy to jednak, że AI powinna zostać usunięta z kuchni. Przeciwnie – może odegrać w niej ważną rolę. Jak ekscentryczny, odważny pomocnik, który nie boi się szalonych pomysłów i potrafi wyrwać kuchnię z marazmu rutyny. Może analizować sezonowość produktów, ograniczać marnowanie żywności, podsuwać nieoczywiste połączenia smaków, a przy tym dbać o bardziej zrównoważone korzystanie z zasobów planety.

Ale ostatni ruch – ten, który sprawia, że danie nabiera duszy – wciąż należy do człowieka.

W WooHoo to właśnie człowiek ocenia, czy algorytm nie przekroczył granicy dobrego smaku – zarówno kulinarnego, jak i moralnego. Serhat Karanfil nie poda czegoś, co obrazi czyjąś kulturę, wzbudzi sprzeciw etyczny lub zwyczajnie okaże się niesmaczne.

Najciekawsze jest jednak to, co rodzi się z tej współpracy. Może kuchnia przyszłości nie będzie rewolucją, która porzuca tradycję, lecz nowym rodzajem fuzji: algorytm podsuwa odważny pomysł, a człowiek nadaje mu sens, ciepło i równowagę. W takim duecie jest szansa na smak, który naprawdę może zaskoczyć.

Czy nadejdzie dzień, w którym maszyna zostanie prawdziwym szefem kuchni? Gdy nie tylko oceni poprawność receptury, ale także wyczuje, czy danie wywoła na twarzy gościa uśmiech, zachwyt albo wzruszenie? Być może technicznie to osiągalne. Ale dopóki sztuczna inteligencja nie posiądzie choćby cienia tego, co nazywamy emocją, będzie jedynie imitować – podążać za wzorem, a nie tworzyć z potrzeby serca. Bo kuchnia to dużo więcej niż jedzenie. To odbicie naszych korzeni, domów, w których dorastaliśmy, ludzi, których kochamy. Tego nie da się zaprogramować ani przełożyć na linijki kodu.

Dubaj chce pokazać światu, że przyszłość już się gotuje. I może ma rację. Może algorytmy przejmą część pracy przy kuchence i pozwolą nam odkryć nowe smaki. Ale nawet wtedy w każdym naprawdę wyjątkowym daniu zostanie ślad człowieka. Choćby w tym drobnym geście – że ktoś podaje je drugiej osobie, z intencją, której maszyna nie potrafi poczuć: aby mu sprawić przyjemność.

Monika Pawlak


 


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama