Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 19 grudnia 2025 13:40
Reklama KD Market

UFO z krainy fiordów

Zimą 1983 roku grupa fizyków i inżynierów wyrusza do doliny Hassdalen w środkowej Norwegii. Tam w odludnym wąwozie rozbija prowizoryczny obóz obserwacyjny. Noc jest bezwietrzna, ciszę przerywa jedynie echo kroków po śniegu. Nagle na niebie pojawiają się tajemnicze, pulsujące kule światła. Unoszą się tuż nad ziemią. Zjawisko jest niezwykłe. Żaden naukowiec nie potrafi go wytłumaczyć...
UFO z krainy fiordów

Autor: Adobe Stock/AI

Tak zaczyna się historia jednego z najbardziej tajemniczych fenomenów świata nauki. Dziś dolina Hessdalen jest jednym z najbardziej monitorowanych fragmentów gór w Europie. Kamery pracują tu całą dobę. Wciąż próbują rozwikłać zagadkę. 

Kula światła

Hessdalen wygląda jak kadr z pocztówki: wąska dolina otoczona górami, jeziora gładkie jak lustra, rześka mgła unosząca się o poranku. A jednak to jeden z najbardziej niepokojących krajobrazów Norwegii. Bo kiedy zapada chłodna, bezwietrzna noc, na niebie potrafi pojawić się pulsująca kula światła. Żółtawa, „oddychająca”. Nikt nie wie, skąd nadlatuje ani dokąd znika. 

Najpierw zawisa kilka metrów nad ziemią, czasem trwa to nawet godzinami. Potem nagle przyspiesza i znika błyskawicznie za linią gór. Kilka minut później wraca – tym razem oślepiająco biała, większa, pełna energii, jakby miała w sobie moc z niepojętego źródła. Hessdalen nocą staje się zagadką, której nikt dotąd nie potrafił rozwikłać. 

Fenomen ten obserwuje się w dolinie od ponad 80 lat, a od przeszło czterech dekad przyciąga on do Hessdalen zespoły badaczy z całego świata. Dla nich to najbardziej udokumentowane – zarówno wizualnie, jak i pomiarowo – zjawisko UFO w Europie.

Pierwsze doniesienia o „świecących obiektach” unoszących się nad doliną Hessdalen pojawiły się już pod koniec lat 40., lecz prawdziwy rozgłos przyniosły jej dopiero lata 80. Wówczas mieszkańcy zaczęli masowo zgłaszać obserwacje tajemniczych świateł. Świadkowie się zmieniali – rolnicy, turyści, kierowcy, nauczyciele – ale ich opisy brzmiały niemal identycznie. Białe kule poruszały się inteligentnie: czasem wolno, innym razem z ogromną prędkością Zawisały nieruchomo nad ziemią, jakby badały otoczenie, po czym nagle wystrzeliwały pionowo w górę. Liczba obserwacji była niezwykła – w ciągu zaledwie trzech lat zanotowano ich ponad tysiąc. Jedną z najsłynniejszych jest nagranie obiektu sunącego wzdłuż zbocza góry Finnsahogda, śledzonego przez kamerę przez niemal siedem minut. 

Niezidentyfikowany pierwiastek

Po fali zgłoszeń naukowcy z Norwegii, Finlandii i Szwecji postanowili zbadać fenomen na miejscu. W 1983 roku założyli w dolinie prowizoryczną stację obserwacyjną. Tak narodził się Projekt Hessdalen – jedno z najdłużej prowadzonych badań zjawisk niewyjaśnionych na świecie.

W 2007 roku w dolinie stanęła automatyczna stacja AMS, pracująca bez przerwy przez całą dobę. Zamontowano kamery, radary, spektrometry i detektory fal radiowych. Liczono na to, że uda się uchwycić drona, odbicie światła od samolotu, kulę piorunową – cokolwiek dającego możliwość racjonalnego wyjaśnienia. Tymczasem stacja zarejestrowała już kilkaset „anomalii świetlnych”. Część z nich uchwyciły jednocześnie kamera, radar i fotometr.

W jednym szczególnie zagadkowym przypadku radar wykazał, że obiekt pędził z prędkością kilku tysięcy kilometrów na godzinę, choć kamera widziała jedynie powoli sunącą kulę światła. Jak to możliwe, by urządzenia przekazywały tak sprzeczne dane? Badacze nie potrafili tego wyjaśnić.

Jeszcze bardziej intrygująca była obserwacja z 2018 roku: biało-niebieska kula wisiała nad zboczem góry przez 12 minut, po czym zniknęła w ułamku sekundy. Spektrometr wykazał obecność żelaza, skandu oraz domieszki… „niezidentyfikowanego pierwiastka”. Właśnie: niezidentyfikowanego.

Geologiczny akumulator?

Światła obserwowane w Hessdalen przybierają różne rozmiary – niekiedy osiągają nawet kilka metrów średnicy. Bywają białe, niebieskie lub żółte, często zmieniają barwę w trakcie ruchu. Potrafią rozdzielać się na dwa obiekty, by po chwili znów połączyć się w jedną całość. Raz przypominają kulę ognia, innym razem świetlistą „łzę” spływającą po nocnym niebie. Sprawiają wrażenie, jakby były żywe.

Norwescy badacze przez lata próbowali znaleźć logiczne wytłumaczenie tego zjawiska. Pojawiło się wiele teorii. Jedna z nich zakłada, że Hessdalen to „akumulator geologiczny”. Według tego założenia gleba bogata w siarkę, metale i minerały miałaby tworzyć tu naturalne baterie. A energia generowana przez wilgoć, tarcie skał oraz zjawiska elektrochemiczne uwalniać się w postaci właśnie świetlistych kul. Założenie brzmiało w miarę sensownie. Ale miało jeden problem. Światła w Hessdalen nie zachowują się jak wyładowania atmosferyczne. Nie opadają, nie gasną po kilku sekundach. Przeciwnie. Poruszają się bardzo inteligentnie, jak obiekty sterowane. Często zmieniają kierunek lotu pod nienaturalnymi kątami. Dlatego większość naukowców otwarcie przyznaje: zjawisko z Hessdalen na razie pozostaje zagadką. 

Najbardziej zagadkowe pozostają relacje mieszkańców z lat 80. i 90. Wielu z nich twierdziło, że światła reagowały na obecność ludzi. Na przykład, gdy ktoś zatrzymał samochód, kula unosiła się wyżej. Gdy gaszono reflektory, obiekt zbliżał się do auta. Jakby badał, kto na niego patrzy. W 1982 roku doświadczyły tego dwie kobiety. Wracały nocą do domu, gdy nad drogą pojawił się jasny, pomarańczowy obiekt. Zawisł na wysokości kilku metrów. Niemal nad maską samochodu. Gdy ruszyły dalej, światło zaczęło je… śledzić. Wszystko trwało pięć minut. 

Lokalni mieszkańcy zdążyli się do świateł przyzwyczaić. Mówią o nich tak naturalnie jak inni o zorzy polarnej: „znów były”. Jakby chodziło o zjawisko zupełnie codzienne. Dla naukowców to jednak źródło nieustającej frustracji. Badania trwają tu od ponad 40 lat. Powstały setki nagrań, pomiarów i analiz. A mimo to nie ma jednego choćby częściowo przekonującego wyjaśnienia. Każda hipoteza chwieje się pod najmniejszym naporem faktów. Tajemnica pozostaje nierozwiązana.

Czy to nieznane zjawisko fizyczne? Nietypowa plazma? Efekt elektrochemiczny? A może jednak technologia „kogoś”, kto jest o krok dalej? Hessdalen milczy. Kule wciąż pojawiają się i znikają. Jakby celowo. Zimą widuje się ich więcej – akurat wtedy, gdy większość ludzi zamyka się w domach. Jakby nie przepadały za towarzystwem.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama