Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 24 grudnia 2025 14:13
Reklama KD Market

Szklane serce zimy

Zanim pierwsza bombka zabłysła w świetle choinkowych świec, zanim szklane kule zawisły na zielonych gałęziach, w Boże Narodzenie królowały orzechy, jabłka i pierniki. Choinka była wówczas jedynym zielonym akcentem w zimowym pejzażu – drzewkiem życia przyniesionym do domu, by w jego cieple rozbłysło światło i nadzieja. Na jej gałęziach wieszano to, co miało przynieść domownikom pomyślność i dostatek. Ale pewnego dnia, w jednym z górskich miasteczek na skraju Niemiec, zrodził się pomysł, który odmienił świąteczną tradycję całego świata.
Szklane serce zimy

Autor: Adobe Stock

Legendy mówią, że wszystko zaczęło się w 1847 roku w małym mieście Lauscha w Turyngii, miejscowości znanej z wyrobu szklanych ozdób, figurek i naczyń. Tamtego roku zima przyszła wcześniej niż zwykle, a jabłka, którymi zwykle ozdabiano choinki, nie obrodziły. Wtedy to pewien hutnik – nazwiskiem Hans Greiner – miał wpaść na niezwykły pomysł: skoro brakuje owoców, można je przecież... wydmuchać ze szkła.

W swej małej pracowni, przy ogniu i mrozie walczącym o panowanie nad powietrzem, Greiner wydmuchał pierwsze szklane jabłka i orzechy. Były delikatne jak oddech, przezroczyste i błyszczące. Użył do ich ozdobienia srebrzenia od wewnątrz – techniki, którą do tej pory stosowano tylko w lusterkach. Wlał do środka roztwór srebra, a potem pozwolił mu zastygnąć. Tak narodziła się pierwsza bombka.

 

Szklane klejnoty

Wkrótce Lauscha stała się centrum magicznego rzemiosła. W każdej chacie tlił się blask paleniska, a w jego świetle powstawały cuda: w jednej rodzinie wydmuchiwano szklane gwiazdy, w innej sopelki, gdzie indziej serca, księżyce i małe anioły. Cała wieś żyła rytmem hutniczych pieców, a nocą, gdy nad dachami unosił się dym i śnieg skrzył się w księżycowym blasku, można było zobaczyć, jak w oknach miga światło ognia – jakby w samym sercu zimy paliło się ukryte słońce.

To właśnie stąd, z tej górskiej doliny, wyruszyły w świat pierwsze bombki, niosąc ze sobą czar ręcznej pracy i blask świątecznej radości. W XIX wieku dotarły aż na dwór królowej Wiktorii. Zachwycona zwyczajem swego męża, księcia Alberta z Saksonii-Coburga, kazała ustroić w pałacu Windsor choinkę ozdobioną szklanymi kulami, jabłkami i świecami. Kiedy w 1848 roku „Illustrated London News” opublikował rycinę przedstawiającą królewską rodzinę przy tej choince, Brytyjczycy oszaleli z zachwytu. Wkrótce ten widok – błyszczące drzewko w blasku świec – stał się symbolem Bożego Narodzenia w całej Europie.

Wraz z emigrantami z Niemiec bombki powędrowały za ocean. W drugiej połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych zaczęto importować ozdoby z Lauschy na masową skalę. W 1880 roku amerykański przedsiębiorca F.W. Woolworth, właściciel sieci sklepów „five and dime”, zobaczył te szklane cuda podczas podróży do Europy. Zaryzykował i kupił całe skrzynie błyszczących ozdób. Nie spodziewał się, że zysk przerośnie marzenia – bombki sprzedały się w ciągu kilku dni. Od tego momentu nikt nie wyobrażał już sobie Bożego Narodzenia bez szklanych klejnotów.

W międzyczasie zmieniały się motywy. W miejsce prostych jabłek i gruszek pojawiły się aniołki, mikołaje, dzwoneczki, a nawet miniaturowe zegary wskazujące północ – godzinę cudów. Każda ozdoba niosła ze sobą znaczenie: serce – miłość, ptak – szczęście, gwiazda – nadzieję. Każda była jak talizman, który miał chronić dom przed złem i przypominać, że w ciemności zawsze zapala się światło.

 

Rodzinne relikwie

Po I wojnie światowej sztuka wytwarzania bombek dotarła do Polski. Najpierw w Karkonoszach i na Śląsku, potem w Krośnie i w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego zaczęły powstawać małe warsztaty, w których mistrzowie wydmuchiwali szklane cuda własnych wzorów. Polskie bombki szybko zyskały renomę dzięki niezwykłej fantazji wzorów i precyzji wykonania. Ręcznie malowane sceny zimowe, postacie z bajek, anioły i zwierzęta zachwycały zagranicznych kupców. W okresie PRL-u polskie bombki eksportowano do ponad 40 krajów świata – od Skandynawii po Japonię.

W tradycyjnych rodzinnych pracowniach do dziś pracuje się tak jak sto pięćdziesiąt lat temu: bomki wytwarza się ręcznie, nad palnikiem, ze szkła cienkiego jak pajęczyna. Każda jest wynikiem jednego, precyzyjnego oddechu hutnika, który łączy w sobie sztukę i życie. W ten sposób w szkle zamknięty jest moment – i odrobina ludzkiego ciepła.

Nie wszystkie bombki muszą być okrągłe. Kształt kuli ma jednak szczególne znaczenie: w wielu kulturach symbolizuje doskonałość, wieczność i cykl życia. To mikroskopijne słońce, które zawisło wśród gałęzi – echo niebiańskiego światła w zimowej ciemności.

Złote bombki miały przyciągać pomyślność, srebrne – czystość i pokój. Czerwone przypominały o miłości, zielone – o nadziei, a niebieskie o wierności. Każda z nich była jak modlitwa zamknięta w szkle. A gdy na choince zapalano świece, ich płomienie odbijały się w bombkach, jakby cała choinka oddychała światłem.

Z czasem bombki zaczęły przechodzić z pokolenia na pokolenie. W wielu domach istnieją takie, które pamiętają wojnę, emigrację, powroty i dziecięce dłonie zawieszające je po raz pierwszy. Są jak rodzinne relikwie – kruchy, błyszczący ślad dawnych świąt.

Niektóre z nich obrosły legendą. Opowiada się o bombkach, które powstały ze szkła rozbitych witraży po wojennym bombardowaniu – jakby z ruin zrodziło się nowe światło. O takich, które przez pół wieku spoczywały w zapomnianym kufrze na strychu, by pewnego grudniowego dnia znów rozbłysnąć na gałęzi choinki, niosąc wspomnienie dawnych świąt. I o tej jednej, która przetrwała pożar, choć płomienie pochłonęły wszystko wokół – jakby strzegła jej niewidzialna dłoń, cichsza i silniejsza niż czas.

W epoce plastiku i świateł LED szklana bombka pozostaje czymś więcej niż ozdobą. To echo dawnych świąt, gdy w izbie pachniało woskiem, a dzieci czekały na dźwięk dzwonka zwiastującego przyjście Aniołka. To symbol ludzkiego pragnienia piękna w świecie zimna i śniegu, wiary w to, że nawet najmniejszy płomień potrafi rozświetlić ciemność.

Kiedy więc w grudniowy wieczór zawieszamy na choince błyszczącą kulę, dotykamy historii, która narodziła się z oddechu hutnika, który w szkło tchnął marzenie o świetle. Z ludzkiego pragnienia, by choć raz w roku świat wyglądał tak jak w baśni – czysty, jasny i pełen nadziei.

Monika Pawlak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama