Legenda głosi, że drewno z betlejemskiego żłóbka trafiło do Rzymu już w IV wieku, za czasów cesarzowej Heleny – tej samej, która miała odnaleźć Krzyż Święty. Mówi się, że pobożna władczyni, pragnąc uchronić najcenniejsze pamiątki chrześcijaństwa przed zniszczeniem w Ziemi Świętej, wysłała je do stolicy nowej wiary. Wśród nich znalazły się również fragmenty drewna, które odtąd czczono jako cunabulum Domini – „kołyskę Pana”.
Przez stulecia relikwie wędrowały z miejsca na miejsce, aż w końcu papież Teodor I polecił złożyć je w bazylice Santa Maria Maggiore. Z czasem obrosły legendą: mówiono, że drewno wydzielało słodki zapach, nie podlegało zniszczeniu, a dotknięcie go przynosiło uzdrowienie. W średniowieczu pielgrzymi klękali przed nim z taką samą czcią, z jaką wielbiono Krzyż Święty. Dziś, gdy nauka potrafi zajrzeć w strukturę każdej cząstki, relikwie te wciąż wymykają się jednoznacznym odpowiedziom – pozostając mostem między wiarą a tajemnicą.
Relikwie pod mikroskopem
Badania relikwii rozpoczęto już w XX wieku, choć przez długi czas ograniczały się do analiz wizualnych i dendrologicznych. Dopiero najnowsze techniki biologiczne pozwoliły naukowcom zajrzeć głębiej – niemal dosłownie – w strukturę świętego drewna. W 2019 roku Watykan, wykazując się niezwykłą jak na siebie otwartością, zezwolił na pobranie mikropróbek z relikwiarza w bazylice Santa Maria Maggiore. Trafiły one najpierw do laboratorium w Turynie, a następnie do ośrodka archeogenetycznego w Jerozolimie.
Pod mikroskopem badacze dostrzegli strukturę włókien typową dla gatunków występujących w basenie Morza Śródziemnego. Najbliższym odpowiednikiem okazał się dąb palestyński (Quercus calliprinos), powszechny w rejonie Judei 2 tysiące lat temu. Nie dowodzi to jeszcze, że to właśnie betlejemski żłóbek – ale pozwala uznać taką możliwość za realną.
Naukowcy próbowali również wydobyć z włókien ślady DNA roślinnego. Ku ich zdumieniu, mimo upływu dwóch tysiącleci i wielokrotnych konserwacji, w materiale zachowały się mikroskopijne fragmenty sekwencji genetycznych. Były jednak zbyt uszkodzone, by jednoznacznie potwierdzić gatunek drzewa. Analiza radiowęglowa (C14) przyniosła jednak kolejny trop – wskazała, że drewno pochodzi z okresu między I wiekiem p.n.e. a II wiekiem n.e., a więc dokładnie z czasu, w którym – według Ewangelii – narodził się Jezus.
Archiwum historii
Nie tylko Rzym rości sobie prawo do „żłóbka”. Fragmenty uznawane za część tej samej relikwii znajdują się także w Betlejem, w Paryżu i w Splicie. Każdy z tych skarbów ma własną historię. W Betlejem relikwie przechowywano w Grocie Narodzenia, gdzie cesarz Konstantyn wzniósł bazylikę już w IV wieku. W Paryżu jeden z odłamków trafił jako dar króla Ludwika IX, który zgromadził imponującą kolekcję relikwii w Sainte-Chapelle. W Splicie z kolei przechowuje się fragment, który miał przywieźć tam pielgrzym z XII wieku.
Zadziwiające, że w każdej z tych relikwii badania dendrologiczne wskazują na ten sam typ drewna – dąb palestyński lub oliwkę. A jednak ich wędrówki splatają się w gąszczu legend, wojennych grabieży i religijnych emocji.
Watykańscy konserwatorzy podkreślają, że nie chodzi o „dowód”, lecz o świadectwo – o zachowaną materię, która po dwóch tysiącach lat nadal przyciąga ludzi z całego świata. Naukowcy z kolei widzą w niej archiwum historii, rodzaj biologicznej kapsuły czasu, która mówi o handlu drewnem, migracjach ludów i wczesnym chrześcijaństwie.
Żłóbek to przecież nie tylko obiekt, lecz symbol. Przez wieki stał się metaforą prostoty, czułości i narodzin nadziei. Franciszek z Asyżu w 1223 roku po raz pierwszy zainscenizował żywą szopkę – nie po to, by czcić drewno, ale by zrozumieć, że Bóg urodził się wśród zwierząt, nie w pałacu. Od tej chwili żłóbek stał się nie tylko relikwią, ale też językiem wiary.
Każda deseczka z Betlejem, każdy fragment relikwii, stał się częścią opowieści o człowieku, który przyszedł na świat w ubóstwie. A nauka – paradoksalnie – nie odbiera temu wymiaru duchowego. Wręcz przeciwnie: w laboratoriach, gdzie pipety zastąpiły modlitwę, rodzi się nowa forma adoracji – ciekawość, która pragnie dotknąć tajemnicy.
Świętość pod mikroskopem
Badacze przyznają, że praca z relikwiami wymaga szczególnego rodzaju szacunku. Kiedy naukowiec z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie przyłożył do próbki relikwiarza nowoczesny mikroskan, powiedział: „To nie tylko drewno. To historia, którą ludzkość sama sobie opowiedziała”.
W tym sensie DNA z żłóbka nie musi prowadzić do jednoznacznego wyniku. Nie chodzi o to, by udowodnić cud, lecz by zrozumieć, jak głęboko wpisany jest w ludzką potrzebę wiary. Bo nawet jeśli drewno nie pochodzi z dokładnego miejsca narodzin Jezusa, to jednak przez dwa tysiąclecia stało się źródłem nadziei dla milionów ludzi.
W epoce cyfrowych mikroskopów i skanów 3D żłóbek z bazyliki Santa Maria Maggiore pozostaje czymś, czego nie sposób odtworzyć. To nie tylko fragment starożytnego drewna, lecz materialny ślad niewidzialnego – delikatny most między wiarą a wiedzą, między Betlejem a Rzymem, między rozumem i sercem.
W grudniu 2019 roku papież Franciszek przekazał fragment relikwii żłóbka z Rzymu z powrotem do Betlejem – po niemal szesnastu stuleciach nieobecności. Procesja, w której niosło go palestyńskie duchowieństwo, miała wymiar niemal biblijny. Gdy relikwia dotarła do Groty Narodzenia, wielu ludzi płakało.
Być może właśnie w tym geście – w powrocie drewna do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło – kryje się prawdziwa odpowiedź na pytanie o jego autentyczność. Nie potrzeba już naukowych dowodów, by zrozumieć, że ten niewielki fragment drewna łączy wieki, narody i wiarę w coś większego niż człowiek.
Monika Pawlak









