Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 23 grudnia 2025 19:33
Reklama KD Market

W Pielgrzymce Jubileuszowej do Rzymu

W Pielgrzymce Jubileuszowej do Rzymu

Autor: Adobe Stock

Kończy się w Kościele katolickim Rok Jubileuszowy, związany z rocznicą Narodzenia Pana Jezusa. Jednym z moich wielkich pragnień tego roku było odbycie pielgrzymki do Rzymu, aby przejść przez Drzwi Święte otwarte rok temu przez śp. Papieża Franciszka w czterech Bazylikach Większych Rzymu: św. Piotra, św. Jana na Lateranie, Matki Bożej Większej i św. Pawła za Murami. Drzwi te są najbardziej charakterystycznym znakiem tego czasu: celem jest dokonanie symbolicznego aktu ich przekroczenia. Otwarcie Drzwi przez Papieża stanowi oficjalne rozpoczęcie Roku Świętego. Przekraczając próg Drzwi Świętych, przychodzą na myśl słowa z Ewangelii według św. Jana, kiedy Pan Jezus mówi o sobie: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę” (10, 9). Pójście za Jezusem Dobrym Pasterzem, a także wejście tymi drzwiami do wnętrza Kościoła, to jest cel, który symbolizuje przejście Drzwi Świętych. A z tym wiąże się odpust zupełny, który tym razem można ofiarować za samego siebie. Ten rok, o czym warto przypomnieć upłynął pod hasłem nadziei: „Pielgrzymi nadziei”. Dzięki pielgrzymce, mogłem dołączyć do ich grona.

Wyjazd na pięć dni do Rzymu, w drugiej połowie grudnia, wiązał się u mnie także z pewną dozą bardzo osobistych emocji. Po latach wracałem do miasta, z którym tak wiele mnie łączy. Miejsca, gdzie studiowałem i żyłem przez osiem lat. Mogłem tym razem przejść starożytnymi uliczkami miasta, które słusznie nazywane jest „wiecznym”, gdyż tutaj na każdym kroku zapisane są tysiąclecia historii. Moja pielgrzymka miała zatem charakter także bardzo sentymentalny. 

Chcę wrócić jednak do bazylik i Drzwi Świętych. W ciągu kilku dni spotykałem tysiące ludzi, którzy także w tym czasie pielgrzymowali. Miałem świadomość, że w ciągu całego roku można ich liczyć w milionach. Bardzo mnie to ucieszyło. Szczególnie to, że bez względu na odległość ludzie chcą pielgrzymować. Podobnie, bardzo radosną jest dla mnie informacja, iż po długiej przerwie rozpoczęły się na nowo pielgrzymki do Ziemi Świętej i chętnych nie brakuje! Ludzie, których spotykałem w Rzymie dali mi poczucie wspólnoty. Dokładnie tak, jak to jest na pielgrzymkach pieszych: bracia i siostry. Widząc mój strój duchowny, często podchodzili, aby o coś zapytać lub poprosić o błogosławieństwo. Stojąc w kolejce po otrzymanie pamiątkowego certyfikatu świadczącego o odbyciu pielgrzymki, spotkałem dwóch studentów z Chin, którzy studiują w Szkocji. Nie bardzo wiedzieli, na czym polega to, że jestem księdzem, ale poczuli się pielgrzymami w tym wyjątkowym roku. Wciąż z prawdziwą dumą muszę powiedzieć, że piękne były spotkania z Polakami z całego świata, którzy także w tym czasie odbywali pielgrzymkę. Bardzo szczególnym przeżyciem była dla mnie polska msza św. sprawowana co czwartek przy grobie św. Jana Pawła II w bazylice św. Piotra. Było nas na niej bardzo wielu!

Dni modlitwy, wyznawania wiary, doświadczenia wspólnoty Kościoła. To był główny cel! Było jednak jeszcze coś, niezwykle dla mnie ważne. To był ten moment, kiedy stanąłem w kolejce do konfesjonału u św. Piotra. Do tego samego spowiednika z zakonu franciszkanów konwentualnych, co przed laty, kiedy tam mieszkałem. Niesamowite to jest uczucie, kiedy można stanąć w kolejce z innymi i czekać na swój czas pojednania z Bogiem! Dla mnie, księdza, jest to szczególne, bo na co dzień umawiam się ze spowiednikiem, nie stojąc w kolejce. A tutaj jest ta świadomość jedności bardzo intymnej z braćmi i siostrami, którzy czekają w tym samym celu. Patrzyłem na watykańskie konfesjonały i przyszła mi myśl, ile milionów ludzkich historii, cierpienia i grzechów one „wysłuchały”. Ile łez bólu i szczęścia! Ile pokoju wewnętrznego, kiedy odchodzi się ze świadomością, że zostało mi odpuszczone i mogę zacząć żyć na nowo!

Drugim akcentem była środowa audiencja z papieżem Leonem XIV. Byłem dość blisko Ojca Świętego, mogłem obserwować go i słuchać. Piękny człowiek, w którym jest wiele dobra, ciepła i serdeczności oraz uwagi skierowanej na innych. Jego głos bardzo delikatnie, a zarazem z jakąś niewidzialną siłą przekazuje słowa, a zwłaszcza mówi o Jezusie Chrystusie. Widziałem w papieżu także Amerykanina. Tak, ma to w sobie! A jego chicagowskie pochodzenie zbliżyło mnie do niego jeszcze bardziej.

Odwiedziłem także grób papieża Franciszka u Matki Bożej Większej, a jakże by nie! Tam także słuszna kolejka oczekujących. Bardzo chciałem mu powiedzieć: „Dziękuję, Franciszku! Byłeś i pozostaniesz dla mnie kimś ważnym” i do jego nauczania wciąż wracam. Zrozumiałem też czemu chciał być pochowany tam, a nie gdzie indziej. Ta bazylika ma w sobie jakąś niewidzialną czułość. Taką, jaką może dać jedynie kochająca Mama. Ten papież to czuł i często tam bywał, żeby z tej czułości brać siłę do stawania naprzeciw wielu trudności, wymierzonych także w niego osobiście, a także, żeby przekazywać ją innym. Znalazł sobie miejsce: pomiędzy konfesjonałami. To także wiele mówi.

Moja pielgrzymka na pewno bardzo wzmocniła mnie duchowo, także moją wiarę i dała mi wiele nadziei. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia dzielę się tym wszystkim przełamując opłatek z każdym z Was: z Redakcją „Dziennika Związkowego” i Czytelnikami! Niech dobro i nadzieja w nas trwają!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Był przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama