Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 10:41
Reklama KD Market

Co z tą ropą? - Świat nauki i techniki

Ostatnie skoki cen benzyny zaniepokoiły cały świat. Czy to już rzeczywiście zapowiadany koniec zasobów ropy i „Koniec Świata”?

Ropy naftowej już dawno miało zabraknąć. W 1956 roku został opublikowany słynny raport Hubberta, w którym ten amerykański geolog zapowiadał, że w roku 2000 wydobycie ropy osiągnie szczyt (Peak Oil) i złoża będą na skraju wyczerpania. Możliwości wydobycia zaczną gwałtownie spadać.
Rok 2000 minął, ropy wydobyto w tym czasie dwa razy więcej niż Hubbert przewidywał, a wydobycie nadal rosło. Co więcej, obecnie udokumentowane złoża są większe niż kiedykolwiek przewidywano, a uzależnienie świata od ropy będzie jednak malało.

Przez długi czas, geolodzy nie mogli zdecydować jak złoża ropy powstały w głębi Ziemi. Napotykano się na ropę naftową w różnych miejscach, najczęściej tam, gdzie nieprzepuszczalne warstwy geologiczne były zafalowane tworząc przykrywy o kształcie dzwonów. Ropa naftowa, będąc lżejsza od wszystkich otaczających materiałów, parła do góry i gromadziła się w dzwonowych komorach. Wystarczyło przewiercić pokrywę i ropa wytryskiwała pod dużym ciśnieniem panującym w głębi Ziemi.

Tu i tam ropa naftowa wypływała sama, będąc często utrapieniem rolników. Wiemy, że Ignacy Łukasiewicz w latach 50. XIX wieku zaczął destylować naftę z gęstej, cuchnącej cieczy wypływającej na zboczach Karpat i skonstruował, znaną do dzisiaj, lampę naftową. Nie wiedział, bo telefonów wtedy nie było a przez ocean płynęło się w jedną stronę, że w tym samym czasie, w kanadyjskim Halifax, geolog Abraham Gesner napełniał naftą destylowaną ze smolistego węgla lampki, w których przedtem palono wielorybi tran.
Historia przemysłu naftowego oddaje jednak honor Łukasiewiczowi, za pierwszy głębszy odwiert szybu naftowego w okolicy Krosna. Amerykański pionier górnictwa naftowego Edwin Drake dowiercił się do ropy w Pensylwanii kilka lat później. Te pierwsze wiercenia na głębokość kilkudziesięciu metrów wydają się śmiesznie płytkie, a zasoby „oleju skalnego” szybko się wyczerpywały.

Nafta w tamtym czasie była używana głównie do oświetlenia, ale poznawano jej zalety i w innych dziedzinach. Galon kosztował około $2, co było wtedy dobrą zapłatą za dzień pracy. Założona w 1870 roku przez Rockefellera – Standard Oil – rozrosła się do najpotężniejszej kompanii świata, i to nie dzięki motoryzacji, która przed Fordem była w powijakach.

Wkrótce okazało się, że ropa naftowa występuje w wielu rejonach świata. Eksploatowano przez kilkadziesiąt lat duże złoża w Terasie (zostało tam jeszcze sporo), w Oklahoma, w Kalifornii, później na Alasce, u wybrzeży Luizjany – w zasadzie we wszystkich stanach ropa jest, lecz tylko w niektórych miejscach wielkoprzemysłowe wydobycie jest opłacalne.

Nawet w Illinois, jadąc wzdłuż pól kukurydzianych, spotyka się pompy – Wielkie Ptaki, dziobiące rytmicznie ziemię i pompujące z kilometrowych głębokości za każdym „kiwnięciem” kilkanaście litrów ropy.

Wydobycie ropy naftowej na terenie Stanów Zjednoczonych systematycznie spada od lat 70. Powodem jest wyczerpywanie złóż, których eksploatację rozpoczęto wcześniej. Jest także wiele kontrowersji nad rozpoczynaniem nowych odwiertów. Latami ciągną się dyskusje, czy nowe odwierty na Alasce nie zakłócą życia tamtejszej zwierzyny. Tymczasem zauważono, że dla reniferów rurociągi z ropą są źródłem radości i życia. Zwierzęta te nie mając wielu naturalnych wrogów rozmnażają się zależnie od ilości pożywienia, dość skąpo występującego w czasie długich zim. Ale tuż przy rurociągach transportujących ciepłą z Ziemi ropę, topiących śnieg i przyspieszających wzrost roślin, renifery rozmnażają się w zastraszającym tempie.

Cały świat tylko patrzy, jak korzystnie sprzedać ropę wydobywaną na swoim terytorium. Jak wiemy, do dzisiaj potentatami są kraje Bliskiego Wschodu. Tam ropa sama tryska z Ziemi i cena wydobycia jest rzędu pojedynczych dolarów za „baryłkę”. Lecz cena rynkowa uzależniona jest od popytu, który ciągle jest wysoki i odbiorcy płacą każdą żądaną sumę. Dodatkowa produkcja jest przez potentatów naftowych przyhamowywana i cena sięga takich poziomów, przy których niezależnym konkurentom jeszcze nie opłaca się rozpoczynać nowych odwiertów.

Tak zwany kryzys naftowy rozpoczął się w 1973 roku, gdy na skutek bliskowschodniego embarga za baryłkę płacono ok. $70. A dolar wówczas był kilkakrotnie silniejszy niż dzisiaj. Pozytywnym oddźwiękiem kryzysu było rozpoczęcie na szeroką skalę eksploatacji podmorskich złóż ropy, przez Norwegię, Wielką Brytanię, Meksyk, USA, Wenezuelę i wiele innych nadmorskich krajów. Ropa dopływająca z krajów niezwiązanych kartelem OPEC przyhamowała apetyty cenowe.

W Ameryce są ciągle nieeksploatowane przeogromne złoża ropy naftowej. Na Alasce zwiększeniu wydobycia sprzeciwiają się „ekolodzy”, prawdopodobnie napuszczani przez zagranicznych konkurentów. Niedawno udokumentowane złoże Bakken w Montana i North Dakota przy granicy z Kanadą porównywane jest co do zasobności z polami naftowymi Bliskiego Wschodu. Tylko chwilowy brak sprzętu, pobliskich rafinerii i ludzi chętnych do pracy w tym bardzo uciążliwym zawodzie, nie pozwala na rozwinięcie produkcji.

Od lat wiadomo, że pod piaskami i pustkowiem Utah i Colorado leży więcej ropy niż ma cały Bliski Wschód. Ropą przesycone są tam gąbczaste, osadowe skały i trudno znaleźć opłacalny sposób na wyciągnięcie stamtąd olejów i benzyn. Oczywiście ekolodzy czuwają, twierdząc, że nafciarze zrobią tam pustynię … z pustyni.

Prowadzone są jednak na wielką skalę doświadczenia, jak te węglowodory wstępnie destylować spod ziemi, bez konieczności przekopywania terenu. Wwiercane są pod ziemię specjalne, potężne grzejniki elektryczne i parowe, których zadaniem jest destylowanie benzyn i nafty już pod ziemią i odciąganie tego na powierzchnię drenami. Rozważa się też grzanie mikrofalami, które wydzielają ciepło w węglowodorach, ale nie w piasku i skałach (znamy ten efekt pryskania tłuszczu w naszych kuchenkach mikrofalowych).

Ropy nie zabraknie, ani dla nas, ani dla następnego pokolenia. Okazało się, że Natura była dla nas bardzo łaskawa. Przez setki milionów lat, na dno oceanów, jezior i mórz opadały szczątki roślin i morskich żyjątek. Związki organiczne zawierają w sobie energię Słońca, która przechwytywana jest przez rośliny i współdziała w tworzeniu węglowodanów, potem białek i tłuszczy. Na dnie zbiorników wodnych zaczynają działać bakterie gnilne wydzielając metan, który wiąże się z wodą i pozostaje w mule.

Pod koniec XX wieku wielkim zdziwieniem dla oceanografów (ale nie dla chemików) było wydobycie przez sondy z dna oceanu białej substancji, która paliła się czerwonym płomieniem. Chemicy znali to wcześniej jako lód metanowy, który narastał i zatykał rurociągi gazowe. Okazało się, że związany z wodą metan jest prawie wszędzie. Pod wiecznie zamarzniętą skorupą Kanady i Syberii bardzo powoli odparowuje i wydostając się, zatruwa ziemską atmosferę dwudziestokrotnie silniej niż dwutlenek węgla. Jeżeli metan się przechwyci i spali, tak popularny obecnie „efekt cieplarniany” wyraźnie się zmniejszy.

Przechwytywanie metanu i jego transport nie jest jednak prosty. Z Syberii budowane są rurociągi zaopatrujące częściowo Europę. Kanada też powiększa swoje wydobycie. Lód (hydrat) metanowy jest we wszystkich osadach oceanicznych, ale jego pozyskiwanie z kilometrowych głębin jest skomplikowane. Dużo hydratu metanowego przerobiła jednak Natura.
Osady oceaniczne metanu nie są nieruchome. Zasypywane są piaskiem, popiołami wulkanicznymi, wapiennymi skorupami i szkieletami. Potem ruchy tektoniczne skorupy ziemskiej przemieszczają te warstwy w głębię Ziemi, gdzie ciśnienie i wysoka temperatura działają jak retorty fabryki chemicznej. Tworzą się najprzeróżniejsze kompozycje węgla, wodoru, zostaje też trochę azotu i siarki. To właśnie ropa naftowa o różnych składach, zależnie od rejonu i od sprawności tej naturalnej fabryki. To, co nazywamy bogactwem naturalnym, jest faktycznie niedopalonym do końca śmietnikiem natury.

Jeszcze raz twierdzę, powtarzając za wieloma autorytetami: ropy naftowej i gazu nie zabraknie, trzeba tylko rozsądnie wydobywać i oszczędnie zużywać. Węglowodory z głębi Ziemi to nie tylko paliwo dla motoryzacji i samolotów. To również surowce dla produkcji tworzyw sztucznych oraz wielu substancji potrzebnych w przemyśle i gospodarce.

Najwięcej spalają silniki – samochodów, samolotów, mniejszych elektrowni, lecz również piece ogrzewające. Motoryzacja zaczęła już oszczędzać. Dzięki elektronice i nowym konstrukcjom, silniki są dużo oszczędniejsze niż lata temu. Benzyna jeszcze długo będzie podstawowym środkiem dostarczającym energię, ale już wykorzystywana jest optymalnie w tak zwanych napędach hybrydowych (benzynowo-elektrycznych). Silnik spalinowy pracuje tam tak jak jest najoszczędniej, ładując akumulatory, a nie jest szarpany przyspieszeniami, hamowaniami i pracą „na luzie”.

Akumulatory, jak na razie, nie mogą zapewnić wymaganego dystansu jazdy – potrzebna jest benzyna. Ale zaczynają być sprzedawane tak zwane hybrydy „plug-in”, w których akumulatory ładujemy w garażu na pierwsze 40 – 50 mil. Potem włączy się silnik spalinowy. Jeżeli tyle nie przejedziemy, to w garażu znowu możemy je podładować. A energia prądu wytwarzanego ze spalania węgla lub z rozpadu uranu, jest przy obecnych cenach, 2-3 razy tańsza niż energia z benzyny.

Obecne skoki cenowe, według mnie, są spowodowane względami politycznymi. Ropę kupuje się z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, tak zwanymi kontraktami. Jest to pole dla spekulantów, którzy kupują kontrakty wcale nie potrzebując ropy, lecz licząc na korzystniejsze odsprzedanie. Cena giełdowa nie odzwierciedla też większości bieżących dostaw ropy, które są realizowane na podstawie wieloletnich umów i dawnych kontraktów. Są to głównie ceny następnych miesięcy i lat.

Sytuacja polityczna w Ameryce, gdzie ostatnio wiele mówi się o szansach jednego z dwóch demokratycznych kandydatów na objęcie prezydentury, sprzyja niepewności jutra i ropa podjechała w górę wręcz niebotycznie, a dolar zadołował. Myślę jednak, że wkrótce, gdy szanse każdego z dwóch demokratycznych kandydatów pójdą w dół, rynkowe ceny ropy wrócą do rozsądnych granic. W najbliższych latach trzeba jednak znacznie zwiększyć wydobycie i eksploatować, co się da. Za kilka, kilkanaście lat nowe technologie zmniejszą zapotrzebowanie na ropę. Ponadto, opracowanie eksploatacji nieprzebranych, lecz trudnych złóż amerykańskich i kanadyjskich zwiększy podaż ropy na rynek po mniejszych i stabilnych cenach.

Życząc czytelnikom miłych i spokojnych Świąt Wielkanocnych, zachęcam do rozmyślań i dyskusji, jak zapewnić światu następne lata w spokoju i wygodzie.
(ami)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama