Zapytał ktoś mnie dość obcesowo po przeczytaniu kilku moich artykułów, poświęconych jasnowidzom, czy w ogóle wiem coś “dokładniej” o prekognicji, skoro się rozpisuję na ten temat? Przecież wciskam ludziom “ciasnotę umysłową’’ i później – w skrytości ducha – natrząsam się z ich nai-wności... Odpowiedziałem, że jest na ten temat wiele opublikowanych książek i naukowych rozpraw, więc odsyłam go do nich. I przywołałem kilka tytułów, a wśród nich “Tunel w czasie” znanego niemieckiego popularyzatora wiedzy Ernesta Mecklenburga. A później doszedłem do wniosku, że skoro zostałem potraktowany jako obskurant dzisiejszych racjonalnych czasów, to przecież mogę “bronić się” pisanym słowem. Tak powstał niniejszy artykuł.
Przywołany powyżej Ernest Mecklenburg wyraźnie napisał w swej książce, iż: “(...) Prekognicja jest to wiedza o zdarzeniach mających rozegrać się dopiero w przyszłości (...) dowodzi ona, że w naszym upływie czasu, którego przebieg jest na pozór ściśle przyczynowy, zdarzają się niekiedy “zaburzenia czasoprzestrzenne”, dzięki czemu występują w nim ukryte kanały, którymi przyszłość ulega projekcji już w teraźniejszości. Tak więc na podstawie sprawdzających się informacji można by wnioskować, że nasza przyszłość jest z góry zaprogramowana, przynajmniej w grubych zarysach...”. Takie właśnie “kanały” i “szczeliny” czasu wiodące z przyszłości ku teraźniejszości udaje się zgłębić i odczytać tylko nielicznym. A ponieważ dysponują oni “tajemną wiedzą’’ – zwyczajni ludzie nadali im tytuł proroków i jasnowidzów. Kogoś, kto potrafi “czytać’’ przyszłość, bo przecież przeszłość jest już znana, a teraźniejszość dopiero “dzieje się” na naszych oczach.
Teoria długiej alei
Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się na długiej, wysadzonej starymi drzewami alei. Idziemy tą aleją, jesteśmy już w połowie drogi, a punkt, w którym się znajdujemy to teraźniejszość. Za nami wiele drzew, które już minęliśmy – to przeszłość. Przed nami kolejne drzewa, niektóre z nich są tak daleko, że ledwie je można dojrzeć, drugie są bardzo widoczne, bo dzieli nas od nich niewielka odległość: rysują się ich chropowate, pokryte korą pnie, gałęzie przybrane czapami liści, a nad nimi błękit nieba. Nie możemy wprawdzie ich dotknąć, nastąpi do dopiero wówczas, gdy staniemy koło nich – to przyszłość. Wynika z tego dość jasny wniosek, że przyszłość – ta najbliższa nam – znajduje się tuż i musimy do niej dotrzeć, by stała się.Odeszła w przeszłość.
Nasuwa się tu myśl o rozpowszechnionej gdzieniegdzie wierze w przeznaczenie jako determinancie losu człowieka. Co zostało zapisane – spełni się na pewno!
Tymczasem wcale nie jest to takie proste.
Czas jest dla większości z nas ucieleśniony w zrywanych kartkach kalendarzy i tykających zegarach, których nieprzerwany, monotonny rytm wybijanych godzin przypomina o przemijalności chwili obecnej, o Wczoraj, o Dziś, o Jutrze, o narodzinach, o życiu i o śmierci. Generalnie – o ich nieuchronności. “Nie wchodzi się wszak dwa razy do tej samej rzeki’’, mówił przecież grecki filozof, Protagoras. Wszystko “się toczy” i przemija w układzie linearnym.
Skoro “podzieliliśmy’’ czas, możemy zadać pytanie (różniąc się niekiedy znacznie w danych na nie odpowiedziach) o wiek wszechświata, Ziemi, Układu Słonecznego. Co więcej, ze zjawiskiem czasu związane są pytania: “skąd się wzięliśmy?” i “dokąd zmierzamy?”, ponieważ bez niego nie byłoby ruchu, drgań, reakcji. Nic by nie istniało, nie byłoby wszechświata, ludzkości. Czy więc trzeba się dziwić, że wydaje nam się, iż upływ czasu jest niezmienny, nieodwracalny i niepodatny na ingerencję ‘‘z zewnątrz?”. Lecz właśnie w tym przypadku pozory mylą, choćby dlatego, że liczne nie dające się wyjaśnić incydenty w naszym świecie wskazują jednoznacznie na to, iż ortodoksyjne pojmowanie czasu opiera się na bardzo wątłych i kruchych podstawach.
Przyzwyczajony do myślenia w konwencji prostych ciągów przyczynowo-skutkowych człowiek musi nastawić się na przyjęcie nowych wymiarów myślowych zastrzeżonych dotąd dla konwencji typu science-fiction. W przeważającej mierze trzymające się dotychczas mechanicystycznych schematów myślenia przyrodoznawstwo dotarło już do swoich granic, których – być może – przełamanie przyniesie ludzkości zgoła nowe możliwości kreacji i wyższego wymiaru świadomości zbiorowej oraz indywidualnej.
Rewolucyjna dla fizyki Einsteinowska teoria względności i Heisenbergowska zasada niejednoznaczności dowiodły, że uznawane za powszechne i niezmienne prawa przyrody w rzeczywistości zachowują swą ‘‘ważność” w ograniczonym zasięgu – w określonych warunkach i tylko w przewidywalnym stopniu. Pogląd, iż wszechświat składa się z energii i materii w trójwymiarowej przestrzeni i ulega zmianom w jednowymiarowym czasie, zaprzecza nieporównanie bardziej złożona rzeczywistość o dodatkowych wymiarach, zazwyczaj niedostępnych dla naszych zdolności empiryczno-poznawczych, chociaż opisanych w matematycznej teorii pola. Tu wszystko wskazuje na to, że nasz fizykalny wszechświat jest zaledwie częścią większej całości – niejako Multiwszechświata – który objawia się nam trochę niespodziewanie przez “pęknięcia”, “kanały” i “szczeliny” w czasie.
Gdybyśmy byli
“dwuwymiarowi”...
Wyobraźmy sobie, że żyjemy w absolutnie płaskim świecie, który niby nieskończony arkusz papieru rozciąga się na długość i szerokość. Jako istoty dwuwymiarowe, znalibyśmy w tym świecie wyłącznie linie, trójkąty, czworokąty i koła, a więc figury z geometrii dwuwymiarowej. Figury “niemożliwe” takie jak kule, czworościany czy stożki, nie mieściłyby się rzeczywiście w naszym dwuwymiarowym aparacie pojęciowym. Nie bylibyśmy w stanie dostrzec, co znajduje się ponad nami, za nami i przed nami.
Istota trójwymiarowa, która w swoim świecie ma także wysokość, mogłaby nas obserwować i wiedzieć, co się dzieje w świecie “płaskich”. Ponieważ w istocie jesteśmy istotami trójwymiarowymi i istniejemy w trójwymiarze – nie potrafimy normalnie dostrzec, co dzieje się poza granicami przestrzenno-czasowymi. Tymczasem w naszym świecie np. geometria nieeuklidesowa potrafi “opisać” większe niż nasz trójwymiarowy świat przestrzenie – najprostszym z tych opisów jest czasoprzestrzeń. Żeby jednak nie być znowu taki mądry to, co napisałem powyżej, zaczerpnąłem ze sztuki Cwojdzińskiego pt. “Teoria Einsteina”. W niesłychanie plastyczny sposób przedstawił on założenia tej teorii, posługując się obrazem “dwuwymiarowej biedronki”. Podobno sam genialny Einstein miał powiedzieć, że nikt chyba lepiej nie wytłumaczył teorii względności tak szerokiemu odbiorcy.
Jak było jednak, tego naprawdę nie wiem. Natomiast nigdy nie powątpiewałem, iż w naszym świecie bywali wizjonerzy i prorocy, którym dane było wejrzenie w przyszłość. O wielu z nich napisałem artykuły, o innych zapewne jeszcze napiszę, bo – prawdę mówiąc – ten temat jest mi bardzo bliski. Otwiera bowiem nowe, jeszcze dotąd niewytłumaczalne możliwości przewidywania przeszłości, a dzięki tej umiejętności dokonywania zmian i korekt “przyszłości w dniu dzisiejszym”.
Zdaniem brytyjskiego matematyka Jerome W. Dunne’a wszystkie wydarzenia rozgrywają się równolegle na różnych płaszczyznach czasowych. Innymi słowy: zdarzenie, które może mieć miejsce dopiero w przyszłości w jednej płaszczyźnie, w innej – już się rozegrało i jest przeszłością. Przekonanie takie dojrzewało w nim w trakcie wieloletnich badań, polegających na szczegółowym spisywaniu wydarzeń rozgrywających się w snach osób biorących udział w tym wieloletnim doświadczeniu. Okazało się bowiem, że wszystkie te osoby bez wyjątku śniły o wydarzeniach z przeszłości, ale bywały one niekiedy tak banalne, by nie powiedzieć prozaiczne, że po przebudzeniu śniący o nich “zapomina” o tym “normalnym’’ życiu zakotwiczonym jednak w przyszłości. Zdaniem Dunne’a wyjaśnia to wiele zjawisk określanych mianem deja vu. I chyba nic w tym dziwnego, gdyż to właśnie sen wprowadza nas przez “szczelinę”, czy też “kanał” czasu do przyszłości i do dziejących się w niej wydarzeń, czyniąc możliwym to, co już dawno odkryli prorocy, wizjonerzy i jasnowidze. Nie przez przypadek wielki wizjoner amerykański Edgar Cayce ‘‘śnił’’ nie tylko swoje przepowiednie, ale ‘‘pytany” we śnie potrafił np. stawiać trafne diagnozy medyczne.
Ziarna przyszłości
Tak więc przyszłość, przynajmniej ta bliska, może znajdować się tuż koło nas. Nie należy jednak wyobrażać sobie jej jako wielkości stałej, niezmiennej, lub też wartości z różnych poziomów czasu i wzajemnego “nakładania się’’ ich na siebie. Raczej w formie niejako plastycznej. Przyszłość – jak zakłada większość naukowców, zwłaszcza topologów-specjalistów od teorii pola (a miałem wśród nich przyjaciół, przede wszystkim nieżyjącego Stanisława Piastę, ucznia słynnego amerykańskiego noblisty Ogdena Nasha, z którymi przegadałem niejedną godzinę na ten temat) – jest “nieokreślona i niepewna’’, bądź co najmniej jeszcze nieukształtowana, to jednak istnieją wskazówki, jak dla mnie dość wyraziste, że następstwo określonych zdarzeń jest nieuniknione, w pewnym sensie “wstępnie zaprogramowane”.
Przyszłość cechuje możliwość zmian zarówno w szczegółach, np. uniknięciu niebezpieczeństwa dla życia (słynna wizjonerka amerykańska Jeannie Dixon przestrzegała prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna F. Kennedy’ego, by nie udawał się w podróż do Teksasu, jeszcze przed zamachem na niego, a nie później, gdy mogła chodzić w chwale i glorii, jako osoba, która trafnie przewidziała skrytobójcze strzały, nie czyniła tego!), jak i (w wyjątkowych zresztą przypadkach) w szerszych granicach algebry zdarzeń.
Austrialijski fizyk Robert C. Johnson twierdzi, że człowiek ma kilka płaszczyzn świadomości, a jedna z nich pełni rolę swego rodzaju magazynu “ziaren przyszłości”. Z tego “spichrza” wypadają niekiedy “nasiona” i przyswajane są wówczas przez naszą świadomość jako swego rodzaju ‘‘żachnięcie się”, deja vu właśnie. Dla dalszej przyszłości są one jednak zbyt “miękkie”, jeszcze niestwardniałe, pozbawione swej formy, w miarę jednak zbliżania się do teraźniejszości – twardnieją i ulegają w pełni zmaterializowaniu, stają się rzeczywistością.
W momencie zaś, gdy osiągamy je na naszej drodze poprzez czas – już zaistniały. Owe “ziarna przyszłości” można spróbować wyobrazić sobie na przykładzie padającego śniegu. Śniegowe płatki w miarę opadania twardnieją, zmieniają się w kryształki, a później – pod wpływem istniejącego mrozu – zmieniają się w jednolitą, szklistą całość, polewę zwaną gołoledzią. Niech ktoś spróbuje po niej przebiec lub przejść – z pewnością rymnie!
Pozornie płynny obraz przyszłości jest w dużym stopniu już ukształtowany. Im bardziej się w nim pogrążamy, tym mniejsza istnieje szansa, że nasza wola potrafi go zmienić lub ukształtować inaczej. Po wszystkim, co dotąd wiemy (a wiemy bardzo mało!) o naszej podświadomości, nie powinno wydawać się zaskakujące, że może ona odgrywać rolę “zwiadowcy przyszłości”. Tylko niewielka cząstka tego, co taki “zwiadowca’’ wykryje, dochodzi do świadomości przeciętnego człowieka. Gdy jednak jest on utalentowanym “czytelnikiem” sygnałów i posiada intuicję oraz wyobraźnię przestrzenną, gdy – dodatkowo jeszcze – jest uzbrojony w wiedzę z różnych dziedzin nauki i w wiedzę o historii myśli naszej cywilizacji, to dla niego tym łatwiejsze staje się czytanie przez niego wersów przyszłości.
Gdy więc jakiś uzdolniony jasnowidz, np. nasz rodak Stefan Ossowiecki, mówi, że wie, iż “przyszłość na niego spływa’’ – ma całkowitą rację. Proszę, przeczytaj drogi czytelniku książkę przez niego napisaną “Świat mojego ducha”, by zrozumieć, o co mi tutaj chodzi.
Wszystko to, co dotychczas powiedziałem, dobrze, jak sądzę, tłumaczy zjawisko prekognicji, którą zresztą każdy człowiek może w sobie rozwijać, jeśli tylko ma ochotę.
Norwid, jeden z najbliższych mojemu sercu poetów narodowych, stwierdził, iż “przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej!”, ja ośmielę się tę myśl nieco sparafrazować: “przyszłość jest to dziś, które się jeszcze nie stało!”. Pozostawiam wam wyciągnąć wnioski z tego “odkrycia”.
Leszek A. Lechowicz
Poza czas i przestrzeń - Spotkania z niepojętym
- 03/24/2008 04:11 AM
Reklama








