Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 13:38
Reklama KD Market

Jak to było? - W poszukiwaniu cywilizacyjnej tożsamości

Problem w tym, że dzisiaj naprawdę nie wiadomo jak to było! Można jedynie przypuszczać, jak mogło być. Ewentualność zaś nie jest pewnikiem, lecz ledwie roboczą hipotezą, którą dopiero należy udowodnić. Jedynym więc pewnikiem naprawdę udowodnionym pozostaje to, że jako cywilizacja pozbawieni jesteśmy swej przeszłości, rodowodu, gniazda i tożsamości. Wszystko się gdzieś ‘‘zagubiło” owinięte w całun nieświadomości i niepewności. Niby “coś” wiemy. Ale to coś nie znaczy, iż wiemy już wszystko.

Teoria ewolucjonizmu i pochodzenia gatunków na Ziemi, jaką wysunął i opracował Karol Darwin w XIX wieku usiłowała coś wytłumaczyć w arcyprosty sposób: mamy wspólnego pra-pra przodka i tak – prawdę powiedziawszy – pochodzimy, jako dzieci szczęśliwego trafu i nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, z “ożywienia” materii. Produkowała ona wszystko “jak leci”, aż w końcu przez dobór naturalny i selekcję doszła do swego optimum – powstały prymaty przyrody, a z nich – po pewnym, wprawdzie długim czasie – wyłonił się “człowiek”, aż “modyfikacje” owego małpoluda, czy też pitekantropa, doprowadziły do powstania współczesnego nam człowieka, homo sapiens, naszego przodka.

Na dobrą sprawę, gdy tak dość łatwo załamała się darwinowska koncepcja pochodzenia człowieka, gdy dziś wiemy już dowodnie, że jest on pewnym odgałęzieniem świata zwierzęcego, o czym z pewnością napiszę w jednym z kolejnych artykułów, pozostaje nam wierzyć w to, że jesteśmy kreacją jednak Boga. Produktem Dnia Szóstego. Dlaczego? Bo taką prawdę nam przekazano w dalekiej przeszłości i wcale nie musi być ona bałamutna, tylko “dokrojona” do możliwości percepcyjnych ówczesnych ludzi. Przecież dziś wiemy dowodnie, że wszechświat wcale nie trwa od owego biblijnego tygodnia czy nawet od dziesięciu tysiącleci. Trwa dłużej, o wiele dłużej. O czym z pewnością wiedział sam Stworzyciel.

Miał jednak do czynienia z kimś, kto zaledwie raczkował intelektualnie w miejscu odosobnienia zwanym Rajem. I z tego Edenu wyszedł “na zewnątrz”, ponieważ naruszył przymierze z Bogiem, czyli zjadł zakazany owoc z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego.

O tym wszystkim dowiedziałem się jeszcze jako małe dziecko podczas lekcji katechizmu, co więcej – brałem udział w specjalnych spotkaniach grupy wybijającej się z uczniowskiej rzeszy, podczas których ksiądz Gniewniak, jezuita, mówił nam o wszechświecie i o Bogu o wiele więcej niż to miało miejsce na zwyczajnych zajęciach. Pożyczał mi “dorosłe” już książki, począwszy od Perelmana, a skończywszy na... Fryderyku Engelsie “O pochodzeniu gatunków i człowieka”. Później miałem mnóstwo pytań i wątpliwości, o których dyskutowałem z księdzem zawzięcie.

Był to niesłychanie mądry człowiek. Wtedy obudził we mnie głód wiedzy i nauczył całościowego spojrzenia na świat. Ten bakcyl pozostał we mnie do dzisiaj niezmieniony, chociaż mam już za sobą wiele lat pracy zawodowej i “łamiących’’ człowieka doświadczeń życiowych. Jakże trafne jest powiedzenie: “Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”!

Do dzisiaj istnieje we mnie wiara i pełne przekonanie, w niepowtarzalność tego procesu, o którym tyle dyskutowaliśmy z moim księdzem-promotorem. Coś takiego mogło zdarzyć się tylko jeden jedyny raz tu, na Ziemi, gdzie w zasadzie wszystko zaprzeczało wskrzeszeniu i istnieniu życia w jego różnorodnych formach np. istnienie tak silnego gazowego utleniacza, jakim jest tlen. Dla nas życiodajny, a dla innych – być może – organizmów żrący i zabójczy! Wierzę więc w to, że Bóg, zasiewając ziarna życia w całym wszechświecie, postanowił “zaeksperymentować’’ na niezwykle “nieciekawym” miejscu, prawie na krańcu naszej galaktyki, Drogi Mlecznej. I akurat w tym miejscu ginie i niknie nasz cały “geocentryzm”, przekonanie, że jesteśmy pępkiem wszechświata, bo przecież o nim już tyle wiemy. Wiemy albo i nie! Także o sobie samych, o naszym początku i zarazem o naszym przeminięciu, gdy nadejdzie dla naszej cywilizacji Ostatni Moment.

Ale jednocześnie ta wiara w Boską kreację, której z całą pewnością jesteśmy drobnym elementem, szczegółem tylko, że proces życia (a człowiek jest jego dostatecznym potwierdzeniem), i to w różnych fazach wzrostu czy też zanikania, toczy się – powiedziałbym – pod wszystkimi długościami i szerokościami geograficznymi Universum. My również osiągnęliśmy odpowiednią i zarazem wyższą fazę – fazę refleksji nad swym bytem człowieczym. Zastanawiamy się również nad tym, co będzie z nami dalej, choć nie tak jeszcze dawno, zastanawialiśmy się, jako rodzaj ludzki, co będziemy jedli? Gdzie zaprowadzi nas Rozum? Ku czemu sięgniemy? Bo, że sięgniemy – to pewne. Miejmy nadzieję, że jako kolejni kreatorzy, a nie niszczyciele.
Najpierw jednak musimy zrozumieć życie, zrozumieć sami siebie, zrozumieć przeszłość, choć niby teraz jest ona jeszcze dla nas “zakryta”. Tymczasem, jak powiedział jeden z wielkich pierwszych filozofów greckich, Demokryt, człowiek bez przeszłości – nie ma także przyszłości. Jesteśmy więc “skazani” na odkrywanie tego, co było przed nami, cofając się aż do samego początku. Co więcej, wbrew pozorom, bardzo wiele zostało już osiągnięte w tym odczytywaniu ‘‘testamentu Adama”.

Dzisiaj nie jesteśmy już tak odcięci od tego momentu, gdy ‘‘stała się Światłość” i gdy pojawił się na Ziemi człowiek. Jest to wprawdzie hipotetyczne odczytywanie przeszłości wszechświata, naszego Układu Słonecznego, naszej planety, wreszcie nas samych, ale pewne odkrycia zostały poczynione w różnorodnych dziedzinach nauki – od astronomii po genetykę – i zdają się one potwierdzać, zbliżać nas do odczytania “tajemnic”, które były tajemnicami tylko dlatego, że człowiek nie wiedział tylu rzeczy, które dzisiaj wie na pewno i dowodnie, nie potrafił przeniknąć “w głąb” materii i w głąb wszechświata jako tworu rządzącego się swoiście pojmowaną logiką kreacji.

Dziś wie i potrafi, uzbrojony w takie instrumenty naukowo-badawcze oraz w wielkie naprawdę teorie tak, jak teoria Big-Bangu, prawidłowe odczytanie teorii grawitacji, względności i quantum, w inżynierię genetyczną i tyle innych tu nie wymienionych, a przecież wzbogacających wiedzę ludzkości o świecie i o człowieku samym wpisanym w niego jako wiodący, rozumny gatunek. Wie przy tym, że jego wnioski są prawdziwe, skoro osiąga zamierzone efekty i sięga coraz dalej i dalej. To są już sprawy czysto empiryczne, spawdzalne i powtarzalne, a nie jakieś domysły i gdybania.

W 1971 roku świetny popularyzator tzw. paleosatronautyki, Anglik Anthony Tomas, napisał niezwykle interesującą książkę: ‘‘We Are Not the First” (‘‘Nie jesteśmy pierwsi”). Co ją wyróżnia wśród tylu innych, które “tłumaczą ” odległą przeszłość człowieka? Otóż Tomas słynie z dokonywania tzw. zestawień faktów, komprymując je tak, że zmuszają do przemyśleń, a nawet wręcz odkrywając przed uważnymi czytelnikami nowe, nieprzewidywane dotychczas kierunki poszukiwań.

Tym razem Tomas zestawił fakt oczywisty, czyli istnienie homo sapiens, człowieka, ze znanymi nam faktami istnienia w przeszłości istot człekokształtnych na naszym globie. Otóż, na podstawie wykopalisk, okres ten szacuje się na 3 do 4 milionów (data ta została przesunięta raczej ku górze po odkryciach w Australii i w Kenii, gdzie wykopano nowe ‘‘brakujące ogniwa” pośredniczące między mał
pami a australopitekami). Tomas zastosował przy tym oryginalną metodę. Uznał bowiem, że te około czterech milionów lat samego początku, od pojawienia się małpoludów i pitekantropów, zaliczyć trzeba jako początek nowego roku w jego podziałce. Co wówczas wynika z dalszych części tej Tomasowskiej skali?
– Pierwsze formy kopalne gatunku homo erectus pojawiły się pod koniec września tego roku,
– meandertalczyk zaistniał dopiero 10 grudnia,
– homo sapiens ukazał się między 25 a 26 grudnia,
– nasza cywilizacja, którą archeologia szacuje na 4-7 tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa (licząc od starożytnego Sumeru i Egiptu) mieści się w skali osiemnastu godzin ostatniego dnia roku, tj. 31 grudnia.
Czyż nie jest to zestawienie szokujące wręcz?
Ten ostatni okres “pierwszego roku człowieka” jest tak dynamiczny, że porównanie ubiegłego wieku z wiekiem XIX przystaje jako owa przysłowiowa pięść do nosa. Tylko w ostatnim ćwierćwieczu wiedza ludzka gromadzona przez ostatnie dwa tysiąclecia uległa potrojeniu i jeszcze proces ten przyspiesza z roku na rok. Zatem tylko jakiś szaleniec, entuzjasta XIX- wiecznej teorii ewolucji Darwina, mógłby twierdzić, iż do końca, tzn. do 31 grudnia włącznie, wszystko odbywało się niespiesznie i spokojnie według ustalonych w przyrodzie reguł.
Kilka ostatnich dni grudnia było przecież prawdziwą rewolucją, jakościowym skokiem. Tymczasem ewolucja dotyczy zmian ilościowych i mutacji, powolnego przechodzenia naszych pra-pra przodków z formy zwierzęcej w ludzką.
Skoro więc ewolucja potrzebowała 4 milionów lat, aby australopiteka przekształcić w neandertalczyka, to w jaki sposób za sprawą tej samej ewolucji prymitywny neandertalczyk ustąpił miejsca – dosłownie i w przenośni – niech będzie, że przez czterdzieści tysięcy lat, pierwszym osobnikom gatunku homo sapiens, zwanych kromańczykami, którzy prawie niczym nie wyróżniali się od współczesnego człowieka. Kto (lub co) poprowadził powolną ewolucję naszego gatunku do oczywistej rewolucji?
Chyba jest nad czym się zastanawiać, nim da się odpowiedź. Jakąkolwiek odpowiedź.
Leszek A Lechowicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama