W ub. tygodniu, na kilka dni przed wystąpieniem w Kongresie dowódcy sił USA w Iraku, gen. Davida Petraeusa, który ma zdać sprawozdanie z sytuacji na froncie wojennym, w senackim Komitecie Stosunków Zagranicznych wysłuchano opinii emerytowanego generała Williama E. Odoma.
Generał zaczął od przypomnienia, że stojąc przed tym samym komitetem w styczniu 2007 roku wyraził sprzeciw wobec planów zwiększenia liczebności amerykańskich wojsk w Iraku, nie widząc w tym możliwości zwiększenia perspektywy sukcesu. Do dziś nie zmienił swojej opinii. Nadal uważa, że obecność większej liczby żołnierzy w Iraku przedłuża jedynie brak stabilizacji, zamiast kreować warunki do osiągnięcia narodowej jedności.
"W ub. roku gen. Petraeus słusznie odmówił składania przyrzeczeń o rozwiązaniu problemów politycznych drogą militarną. Powiedział jedynie, że może ograniczyć przemoc, co zapewni irackim liderom czas do zawarcia politycznego porozumienia. Przemoc rzeczywiście chwilowo spadła, lecz dziś mamy dowody na to, że sytuacja polityczna uległa dalszej fragmentaryzacji. Przemoc powróciła do Bagdadu i Basry. Co gorsza, premier al-Maliki zainicjował akcję militarną, do której wciągnął siły USA, by pomogły jego oddziałom w zniszczeniu szyickiej konkurencji. Nazwałbym to polityczną porażką, a nie rozwiązaniem. Mocno niepokojące są ciągłe walki w Mosulu, napięcia w Kirkuku między Kurdami, Arabami i Turkami. Bez wątpienia dojdzie do walk o kontrolę pól naftowych. Pomysł, że istnieje jakiś sposób na przecięcie tego węzła gordyjskiego wydaje mi się dziką fantazją, nie związaną z kurdyjską rzeczywistością".
Gen. Odom wyraził niepokój z powodu najazdów tureckich na Kurdów na przygranicznych terenach po to, by zniszczyć grupy PKK, co postawiło rząd USA przed wyborem: albo popierać sprzymierzeńca z NATO, albo spełnić obietnicę o zapewnieniu Kurdom bezpieczeństwa. Ponieważ USA wybrały tę pierwszą opcję, to Kurdowie zrozumieli, że mimo własnej lojalności w stosunku do Amerykanów nie mogą na nich liczyć.
Odom zwrócił uwagę, że poprawy sytuacji w prowincji Anbar nie należy upatrywać w zwiększeniu liczebności amerykańskich wojsk w Iraku, gdyż do złagodzenia przemocy doszło z inicjatywy sunnitów, kiedy lokalni szejkowie zaczęli współpracować z wojskiem USA, kierując się takimi motywami, jak gniew na al-Kaidę i tragiczna sytuacja finansowa.
"Zerwanie sunnitów z al-Kaidą nie jest wielkim powodem do radości. Sunnici zadawali się z każdym, kto mógł im pomóc w zabijaniu Amerykanów. Troska, jaką słyszymy w głosie prezydenta i jego doradców o stworzeniu baz al-Kaidy po naszym odejściu jest nadzwyczajnym nonsensem. Sunnici zniszczą al-Kaidę przy pierwszej okazji, zaraz po naszym ustąpieniu z Iraku. Kurdowie nie dopuszczają ich na swoje tereny, a szyici gardzą nimi tak samo jak Irańczycy. Wystarczy przyjrzeć się publicznej kampanii al-Kaidy i temu, co dzieje się w internecie. Zachęcają Stany Zjednoczone do zbombardowania, inwazji i zniszczenia irańskiego reżimu. Czasami przychodzi mi do głowy, że wiceprezydent i niektórzy członkowie Senatu podzielają marzenia al-Kaidy".
Generał podkreślił, że sunnici żądają opłat za swoją lojalność. Koszt utrzymania względnego porządku na 100 kilometrach kwadratowych wynosi $250,000 dziennie. Okresowo sunnici domagają się podwyżek, a w razie odmowy grożą odejściem. "Warto byłoby obliczyć koszt tej współpracy na najbliższe lata, pamiętając, że nie są to nasi ludzie, że ich wynajmujemy i że mogą zerwać kontrakt w każdej chwili. Równocześnie ów kontrakt chroni ich w pewnym stopniu przed irackim wojskiem i policją". Nikt nie wierzy rządowi, sunnici i szyici walczą między sobą i ze sobą. Rozbicie z pewnością nie świadczy o powodzeniu amerykańskiej taktyki. "Prezydent przekonuje nas, że rozbicie jest drogą do politycznej centralizacji. Wzywam was, byście wymagali od świadków rządowych wytłumaczenia tej absurdalnej logiki. Poproście, by wymienili choć jeden przypadek z historii, kiedy odebrano władzę lokalnym watażkom w inny sposób niż poprzez krwawe zajścia, z których wyłaniał się zwycięzca, zazwyczaj dyktator"...
"Jedyną sensowną strategią jest szybkie, dobrze zorganizowane ustąpienie z Iraku. Tylko tak możemy uleczyć paraliż, jaki opanował naszą strategię w tym regionie. Kolejnym krokiem powinien być nowy cel, mianowicie regionalna stabilizacja, a nie nic nie znaczące zwycięstwo w Iraku. Postęp w tym kierunku wymaga również zmiany polityki wobec Iranu".
Przypuszcza się, że wypowiedź gen. Petraeusa pójdzie w całkiem innym kierunku. Wskazują na to już wypowiedziane słowa w odniesieniu do ostatnich zajść w Karbali. Petraeus sugerował, że w walkach irackich sił zbrojnych z armią Muktady as Sadra uczestniczyli Irańczycy. (eg)
Gen. Odom: Ustąpić z iraku
- 04/09/2008 12:15 AM
Reklama








