Warszawa – Do ostatniego bukareszteńskiego szczytu NATO można by odnieść znane powiedzenie: „Nie ma zwycięzców ani zwyciężonych”. Nie oznacza to jednak, że sytuacja znajduje się w tym samym miejscu, co przed szczytem. Zmieniło się dużo, a właściwie może się zmienić. Właśnie ten potencjał oczekiwanych skutków był tym, co sprawiło, że każde z państw NATO wraz z uczestniczącą w szczycie gościnnie Rosją odjechało w poczuciu nadziei i obiecującego kompromisu.
Dwa najważniejsze osiągnięcia Bukaresztu to zgoda NATO na członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim Ukrainy i Gruzji oraz jego poparcie dla powstania elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Ale od pełnego zwycięstwa dzielą wyniki szczytu nieustalone terminy, niesprecyzowane szczegóły i różne obwarowania.
W zasadzie NATO zgodziło się, że oba kraje czarnomorskie w niesprecyzowanej przyszłości staną się członkami sojuszu, ale nie wiadomo kiedy. Z powodu silnego sprzeciwu ze strony bojącej się Rosji tzw. „starej Europy” na razie nie zaproszono Ukrainy ani Gruzji do uczestnictwa w „planie dostępu do członkostwa” („membership access plan”), a rozpatrzenie tej kwestii odłożono do najbliższego szczytu NATO w grudniu.
Z kolei tarcza antyrakietowa stała się projektem całego NATO, ale negocjacje są nadal w toku. Ponadto podejmowane są różne próby udobruchania Rosjan i osłodzenia gorzkiej dla nich pigułki, jaką jest obecność natowskiego bloku wojskowego u ich granic. Zresztą o przyszłości całego projektu prawdopodobnie zdecyduje nowa administracja waszyngtońska, wyłoniona w listopadowych wyborach.
Dlatego też prezydent Lech Kaczyński, który na szczycie bukareszteńskim odegrał niebagatelną rolę, mówił po powrocie z Rumunii tylko o „70-procentowym zwycięstwie”, ale i z tego nie krył zadowolenia. Jadąc do Bukaresztu, spodziewał się bowiem, że „stara Europa”, zwłaszcza wpływowe Niemcy i Francja, całkowicie odrzucą propozycję rozszerzenia NATO o te dwa kraje postsowieckie, tymczasem Sojusz oznajmił, że Ukraina i Gruzja staną się członkami. Prezydenci tych krajów Juszczenko i Saakaszwili wyrazili wdzięczność Kaczyńskiemu za jego energiczne środki perswazji, poparte przez prezydenta Litwy Adamkusa oraz liderów innych krajów postsowieckich i postkomunistycznych.
Zapytany na konferencji prasowej, jak doszło do takiej zmiany, Kaczyński nieco ogólnikowo powiedział: „Myśmy tam jechali z przekonaniem, że bardzo znaczna grupa państw Unii Europejskiej i NATO mówi bardzo stanowcze, nieodwołalne ‘nie’, (…) ale jest otwarcie drzwi. Ja twierdzę, że to jest olbrzymi sukces przede wszystkim Gruzji i Ukrainy, ale także i nasz, ponieważ niezwykle ostro żeśmy o to zabiegali”.
Jak te „ostre zabiegi” wyglądały, opisał wpływowy monachijski dziennik „Saddeutsche Zeitung”. Media miały ograniczony dostęp do przywódców obradujących w Bukareszcie, ale na takich spotkaniach roi się od ochroniarzy, tłumaczy, techników i kelnerów, więc o przecieki nietrudno. Tym bardziej że na obrzeżach konferencji na każdy taki przeciek czyha tabun reporterów.
Według relacji gazety, niemiecka delegacja była bardzo zaskoczona siłą, z jaką kraje Europy Środkowo-Wschodniej zaatakowały przeciwników objęcia Ukrainy i Gruzji Planem Działań na rzecz Członkostwa w NATO, czyli pierwszym etapem na drodze do członkostwa. Na jednym ze spotkań niemiecka kanclerz Angela Merkel miała zostać otoczona przez grupę szefów państw i rządów Polski, Rumunii, Bułgarii, Czech, Litwy, Łotwy i Estonii i wręcz „fizycznie naciskana”, by zmieniła zdanie w sprawie Ukrainy i Gruzji.
Można mówić o dość dobrze zgranej ofensywie amerykańsko-wschodnioeuropejskiej. Podczas kolacji ministrów spraw zagranicznych sekretarz stanu USA Condoleezza Rice ostro skrytykowała niechętne stanowisko Francji i Niemiec wobec północnoatlantyckich aspiracji Kijowa i Tbilisi. Do krytyki przyłączyła się większość krajów wschodnioeuropejskich. Natomiast polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wręcz zagroził Francuzom i Niemcom.
„Jeśli Paryż i Berlin utrudnią albo pokrzyżują realizację strategicznych interesów Polski na Ukrainie, będzie to miało swoje konsekwencje. Polska ma długą pamięć” – według „Saddeutsche Zeitung” miał powiedzieć szef polskiej dyplomacji. Jeszcze przed szczytem ministrowie i wysocy rangą dyplomaci 10 krajów zachodnioeuropejskich, które sprzeciwiały się członkostwu Ukrainy i Gruzji w NATO, zostali poddani ofensywie telefonicznej. Rozmowy te nierzadko miały ostry przebieg, twierdzi dziennik.
Rosyjski sprzeciw wobec natowskich aspiracji dwóch byłych republik sowieckich zarówno Putin jak i różni rzecznicy Kremla próbowali uzasadnić obawą przed destabilizacją. Przekonywali, że wstąpienie do NATO grozi rozpadem Ukrainy jak i Gruzji. Rzeczniczką kremlowskiej linii, choć w nieco złagodzonej formie, była na szczycie kanclerz Merkel. Powiedziała m.in.: „Kraj powinien się stać członkiem NATO nie tylko kiedy jego przejściowe kierownictwo polityczne tego chce, ale kiedy znaczna część jego ludności takie członkostwo popiera. Kraje zamieszane w konflikty regionalne moim zdaniem nie mogą stać się członkami”.
Obecnie członkostwo w NATO popiera mniejszość Ukraińców, a prezydent Juszczenko ma nadzieję, że liczba zwolenników wzrośnie, kiedy Ukraina zostanie oficjalnie zaproszona do procesu akcesyjnego. W Gruzji Rosja podsyca separatystyczne dążenia etniczne w promoskiewskich enklawach, Osetii i Abchazji. Kreml wyraźnie daje do zrozumienia, że Rosja nie mogłaby stać bezczynnie, gdyby ludy tych enklaw „poprosiły” o pomoc wojskową przeciw Gruzji.
Dodatkowy wymiar spotkania bukareszteńskiego to fakt, że był to ostatni szczyt z udziałem ustępujących przywódców dwóch największych mocarstw, prezydenta George’a W. Busha i Władimira Putina. Obaj liderzy starali się zatem unikać zgrzytów i wypaść jako zwolennicy umiaru, skłonni do sensownych kompromisów.
Po szczycie bukareszteńskim doszło do kolejnego bardziej kameralnego już spotkania Busha z Putinem w czarnomorskim kurorcie Soczi. Rosja nie wycofała swego sprzeciwu wobec zamiaru instalowania elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, ale Putin nieco złagodził dotychczasową, zimnowojenną retorykę. Bush usiłował przekonać Kreml, że tarcza Rosji nie zagraża i zaproponował dać rosyjskim inspektorom wgląd w działalność baz amerykańskich.
Przyjęta w Soczi przez prezydentów Busha i Putina deklaracja głosi, że Rosja nadal nie zgadza się z decyzją o rozmieszczeniu elementów tarczy antyrakietowej USA w Polsce i Czechach, jednak docenia środki budowy zaufania zaproponowane przez USA. Putin zapowiedział, że Rosja będzie domagała się stałej obecności swoich oficerów na tych obiektach w Polsce i Czechach. Padły też propozycje, że rakiety w Polsce mają być nieuzbrojone, a radar w Czechach wyłączony. Strona rosyjska nie wyjaśniła, jak wyłączony radar może wykryć nacierającą rakietę i jak Polska się obroni nieuzbrojonymi rakietami.
Na te sugestie Warszawa zareagowała natychmiast. „Polska jest gotowa rozmawiać z Rosją i USA na temat różnego rodzaju form dostępu do elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, jeśli ona w Polsce powstanie, ale nie ma mowy o tym, aby Rosjanie zdobyli prawo do stacjonowania na stałe w Polsce. To już było i takie rozwiązanie już nie wróci” – powiedział wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
Rozmowy w sprawie tarczy między negocjatorami z Polski i USA trwają. Strona amerykańska niekiedy daje do zrozumienia, że Polacy mają zbyt wygórowane żądania,
jeśli chodzi o modernizację polskich sił zbrojnych. Polacy zaś uważają, że muszą otrzymać dostateczne gwarancje i zabezpieczenia przed ewentualnym odwetem ze strony krajów rozbójniczych czy terrorystów. Tak jak we wszystkich rokowaniach, stawkę się podnosi, żeby było z czego w trakcie rozmów spuszczać.
Zdaniem amerykańskiego eksperta Daniela Frieda dużym sukcesem była „natoizacja” tarczy przy niezaognianiu stosunków z Rosją. Fried dodał, że USA podzielają polskie stanowisko przeciwko stałej obecności rosyjskich inspektorów na ziemi polskiej. Ale wszystkie te rozmowy, zamiary i wypowiedzi może przekreślić wynik listopadowych wyborów w USA. Kandydaci demokratyczni Clinton i Obama prześcigają się w obietnicach szybkiego wycofania wojsk amerykańskich z Iraku i ograniczenia wydatków na obronę, czego ofiarą mogą zostać tarcza i związany z nią program pomocy wojskowej dla Polski. Może dlatego zarówno Moskwa jak i Paryż, i Berlin specjalnie nie rozpaczają z powodu wyników spotkań w Bukareszcie i Soczi. Raczej wydają się kierować znanym rosyjskim przysłowiem: pożyjemy – zobaczymy!
Robert Strybel
Sukces, remis czy porażka na szczycie NATO? - (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
- 04/11/2008 08:05 AM
Reklama








