Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 15:45
Reklama KD Market

Pekin 2008

Po niedawnych wydarzeniach w Tybecie, niektórzy politycy - prezydenci i premierzy zrezygnowali z udziału w ceremonii otwarcia igrzysk w Pekinie. Parlament Europejski dopuszcza bojkot uroczystości 8 sierpnia przez przywódców unijnych państw.


Nieobecność na inauguracji zapowiedzieli m.in.: kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydenci - Polski Lech Kaczyński, Czech Vaclav Klaus, Niemiec Horst Koehler; premierzy - Polski Donald Tusk, Czech Mirek Topolanek, Litwy Gediminas Kirkilas, Wielkiej Brytanii Gordon Brown.


Przybycie do stolicy Chin planuje natomiast prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush.


Parlament Europejski dopuszcza bojkot uroczystości inauguracyjnych przez przywódców państw Unii Europejskiej, jeśli władze Chin nie wznowią dialogu z dalajlamą.


Choć przyjęta w Brukseli 10 kwietnia rezolucja nie jest wiążąca, szef unijnej dyplomacji Javier Solana, który początkowo zapowiadał wyjazd do Pekinu, oświadczył, że podporządkuje się ewentualnej decyzji UE.


"Poprzednie przypadki mieszania igrzysk z polityką nie kończyły się zbyt dobrze" - powiedział, przypominając bojkot olimpiady w Moskwie i Los Angeles. "Ale jeśli będzie wspólne stanowisko UE w tej sprawie, to się mu podporządkuję" - oświadczył Solana.


Rząd chiński poinformował 10 kwietnia, że na uroczystość otwarcia igrzysk nie przybędzie sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun.


Jako pierwszy z przywódców unijnych krajów deklarację rezygnacji z udziału w ceremonii 8 sierpnia ogłosił Donald Tusk. "Obecność polityków na inauguracji igrzysk wydaje mi się niestosowana" - powiedział premier, którego poparli inni polscy politycy.


Podobną decyzję podjął prezydent RP Lech Kaczyński, a minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki zapewnił, że do Pekinu na ceremonię otwarcia nie pojedzie nikt z polskiego rządu.


W politycznej reprezentacji Niemiec również zabraknie najważniejszych osób w państwie. Ani Merkel, ani Koehler nie planują wizyty w sierpniu w stolicy Chin. Natomiast prezydent wybiera się na wrześniowe igrzyska paraolimpijskie.


Podróż do Pekinu zamierza odbyć premier Wielkiej Brytanii, ale nie weźmie udziału w ceremonii otwarcia, a jedynie zamknięcia, jako że gospodarzem następnych igrzysk w 2012 roku jest Londyn. W uzasadnieniu tej decyzji przypomniał, że Dalajlama pomimo łamania przez Chiny praw człowieka w Tybecie odżegnał się od bojkotu.


W oświadczeniu czeskiego prezydenta napisano: "Na igrzyska do Chin nie jadę, ale moją motywacją nie jest grożenie. Nie jestem też pewny, czy nieobecność polityka na ceremonii otwarcia może być ostrzeżeniem. Tym bardziej polityka kraju, które ma sto trzydzieści razy mniej obywateli".


Premier Litwy zachęcił innych do podjęcia podobnej decyzji. "Wyrażając solidarność z Tybetem przywódcy państw powinni zrezygnować z udziału w uroczystości otwarcia. Jednak zaznaczam, że igrzyska powinny się odbyć. Nie należy mylić polityki ze sportem" - powiedział Kirkilas.


Podobnej argumentacji, ale z całkowicie innym skutkiem użył prezydent Stanów Zjednoczonych. Bush utrzymuje, że będzie uczestniczył w inauguracyjnym święcie 8 sierpnia, ponieważ igrzyska to wydarzenie sportowe, a nie polityczne.


Jednoznacznej opinii w tej sprawie nie wyraziły jeszcze głowy takich państw jak Francja czy Japonia.


Prezydent Nicolas Sarkozy nie wykluczył bojkotu ceremonii otwarcia, podobnie jak cesarz Akihito, o czym poinformowała miejscowa prasa.


Stanowisko w tej kwestii zajął również Watykan. Przewodniczący Papieskiej Rady Iustitia et Pax (Sprawiedliwość i Pokój) kardynał Renato Martino oświadczył, że udział w igrzyskach w Pekinie jest kwestią sumienia.


"Każdy sportowiec, polityk i głowa państwa rozważy sam, czy pojechać czy nie pojechać" - powiedział watykański hierarcha.


Swoje zdanie na temat nieuczestniczenia polityków różnych państw w tej uroczystości wyraził przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Jacques Rogge.


"Odczekajmy, ale jeśli naprawdę tak się stanie to reprezentanci poszczególnych krajów na pewno będą zawiedzeni, jednak jakość zawodów na tym nie ucierpi. To nie politycy bowiem odgrywają na igrzyskach najważniejszą rolę, a właśnie sportowcy" - stwierdził 66-letni Belg.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama