Warszawa – Mija rok odkąd przez Polskę i naszą Polonię przetoczyła się fala euforii na wieść o tym, że współorganizatorami piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 będą Polska i Ukraina.
Owacjami powitali tę decyzję kibice zgromadzeni przed Pałacem Kultury w Warszawie i na placach innych dużych miast, a reszta kraju dzięki obszernym doniesieniom w mediach. Politycy Polski i Ukraina prześcigali się w górnolotnych frazesach o historycznej szansie, o tym jak Euro 2012 stanie się motorem postępu, modernizującym infrastrukturę drogową, sprzyjającym rozwojowi sportu i przynoszącym krajowi niebywałe zyski.
Potem przyszło otrzeźwienie. W ciągu niespełna trzech miesięcy od pamiętnego werdyktu, przyznającego Polsce i Ukrainie współorganizowanie wielkiego święta europejskiego piłkarstwa, odsetek Polaków odpowiadających „tak” na pytanie, czy Polska potrafi zorganizować tę imprezę na wysokim poziomie, zmalał z 57,3 do 50,9%. Nastąpiły różne problemy. Zaczęła się przepychanka wokół Stadionu 10-Lecia.
Całymi miesiącami ciągnęły się próby usunięcia tabunu drobnych handlarzy, głównie z byłych republik sowieckich i dalekiego Wschodu, którzy od 1989 r. zamienili największy polski stadion w Jarmark Europa, największe targowisko Starego Kontynentu. Potem zaczęły się ścierać różne koncepcje w sprawie budowy Stadionu Narodowego w Warszawie. Początkowo zamierzano wyburzyć Stadion 10-Lecia istniejący stadion i na jego miejscu zbudować nowy. Ktoś jednak obliczył, że zdemolowanie tego PRL-owskiego betonowego kolosa oznaczałoby, że przez pół roku 200 ciężarówek musiałoby przez 24 godziny na dobę wywozić pozostały po nim gruz, z którym nie wiadomo by było co zrobić.
Kolejna koncepcja to zbudowanie Stadionu Narodowego obok istniejącego, a na całym przyległym nadwiślańskim terenie miał powstać duży, nowoczesny ośrodek sportowy. W końcu stanęło na tym, że nowy stadion zbudowany zostanie w niecce starego.
Ale to będzie wymagało wbicia w grząski teren 2000 50-metrowych betonowych pali. Ponieważ dowożenie potrzebnych 55 tys. metrów sześciennych oznaczałoby, że każdego dnia przez Warszawę kursowałaby karawana licząca do 60 ciężarówek, postanowiono betoniarnię zbudować na miejscu. Są to szczegóły techniczne – kto wie czy ostateczne – ale pokazują ogrom tego przedsięwzięcia, i to jedynie w skali jednego stadionu, na którym piłkarze rozegrają co najmniej cztery mistrzowskie spotkania, w tym prestiżowy mecz otwarcia.
Powstanie pod koniec ub. roku nowego rządu jeszcze bardziej skomplikowało sprawę. Nowy rząd Donalda Tuska zaczął (i to nie tylko w tej dziedzinie) od „poprawiania” i „odkręcania” niemal wszystkiego, czego dokonali jego poprzednicy spod znaku Prawa i Sprawiedliwości. Wybrano nowego ministra sportu i komu innemu powierzono pilnowanie projektu Euro-2012. W poszczególnych miastach, w których mają się odbyć zawody piłkarskie, powstawały też zmieniające się koncepcje budowlane. Mimo że część środków na budowę stadionów, dróg i pozostałej infrastruktury zapewni Unia, będzie to wielki wysiłek finansowy dla państwa, któremu brakuje na służbę zdrowia, szkolnictwo, opiekę społeczną i wiele innych pilnych potrzeb.
A przy wyjeździe z kraju wielkiej liczby pracowników, w tym wykwalifikowanych stolarzy, betoniarzy, murarzy, elektryków, hydraulików i drogowców, kto ma to wszystko zbudować. I znów zaczęto rozważać najróżniejsze koncepcje. Do dzieła budowy należy wykorzystać wojsko, więźniów, kobiety, czy może Ukraińców, Chińczyków czy Wietnamczyków. Ale gdy zbliżała się pierwsza rocznica powierzenia Polsce i Ukrainie wspólnej odpowiedzialności za Mistrzostwa Europy w 2012 r., okazało się, że przez ten rok prawie nic nie zostało zrobione.
Zimnym prysznicem stało się niedawne ostrzeżenie Michela Platini, prezesa UEFA (Europejskiej Federacji Piłkarskiej). Ten sam działacz sportowy, który przed rokiem ogłosił na ekranach telewizyjnych całego świata wybór Polski i Ukrainy, teraz wyraził zastrzeżenia, czy kraje te dadzą radę. A Włosi różnymi drogami, otwarcie i za kulisami, tylko czyhają na oznaki polsko-ukraińskiej słabości, bo sami chętnie przejęliby organizację tych mistrzostw.
W mijającym tygodniu prezydenci Polski i Ukrainy, Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko, uczcili pierwszą rocznicę wyboru ich krajów na współgospodarzy mistrzostw, usiłując przekonać wątpiących, że wszystko jest na dobrej drodze. Z tej okazji podpisali wspólną deklarację woli pogłębienia współpracy wokół przygotowań do Euro 2012. Po jej podpisaniu prezydent Juszczenko chwalił się postępem przygotowań i obiecał, że wszystkie projekty zostaną zrealizowane zgodnie z harmonogramem. Pochwalił się nowymi i modernizowanymi stadionami oraz ogromną liczbą hoteli powstających na Ukrainie z myślą o przyjeżdżających z całej Europy Euro-kibicach.
A jak wygląda sprawa po stronie polskiej? Jak powiedział ostatnio Marcin Herra, prezes spółki PL 2012, odpowiedzialnej za realizację piłkarskich mistrzostw Europy, powstał tzw. „masterplan”, w którym dokładnie dzień po dniu zapisany jest program realizacji tak, by stadiony powstały zgodnie z terminem. Nie ukrywał jednak, że ten rok to jeszcze czas projektowania i wyboru wykonawców. I właśnie główne ryzyko przy budowie stadionów to przetargi na ich wykonanie, które mogą się przedłużyć.
Rok 2009 to data rozpoczęcia budowy Stadionu Narodowego, która ma potrwać dwa lata, ale inne inwestycje prawdopodobnie się opóźnią, a niektóre nawet trzeba będzie z planu skreślić. Jak doniosła ostatnio dobrze na ogół poinformowana „Gazeta Prawna”, jeśli drogowcy będą pracować w obecnym tempie, sieć autostrad planowana na Euro 2012 będzie gotowa dopiero w 2030 roku. W ubiegłym roku oddano do użytku 32 kilometry autostrad, w tej chwili prace budowlane trwają na 110 kilometrach. Według gazety, by zdążyć do Euro, trzeba budować 176 kilometrów rocznie.
Ponadto już wiadomo, że do 2012 r. Warszawa nie zdąży wybudować drugiej linii metra i szybkiej kolejki ani zmodernizować dworców kolejowych. Oprócz budowy sześciu stadionów i rozbudowy ośmiu boisk Polska musi też zmodernizować linie i dworce kolejowe, zbudować boiska treningowe, hotele i drogi dojazdowe do stadionów. A granica polsko-ukraińska jest codziennie zatkana często 20-kilometrowym (13-milowym) sznurem wielkich ciężarówek czekających na odprawę. Przydałoby się co najmniej sześć nowych przejść granicznych, czego chcą Ukraińcy, ale strona polska mówi co najwyżej o trzech.
Bezpośrednio niezwiązana z przygotowaniami do Euro 2012, ale podważająca wizerunek polskiego futbolu jest fala korupcji, która nie od dziś zalewa najpopularniejszą w kraju dyscyplinę sportową. Od prawie trzech lat polska scena piłkarska jest wstrząsana aferami. Ustawianie meczów za łapówki, afery przetargowe, nawet domniemane powiązania gangsterskie niektórych działaczy sportowych. Ponad 120 sędziów i działaczy piłkarskich zostało zatrzymanych, a co najmniej 29 klubów jest zamieszanych w afery korupcyjne. To wszystko spowodowało, że wzrastał nacisk na ustąpienie władz Polskiego Związku Piłki Nożnej. Nikt jeszcze nie udowodnił jego prezesowi Michałowi Listkiewiczowi łapówkarstwa ale jeżeli je tolerował, albo nie zauważał to i tak odpowiada za to co czynią jego podwładni.
W ub. niedzielę na specjalnym zebraniu Listkiewicz przeprosił, tłumaczył się, że korupcja jego przerosła, że był zbyt naiwny i w związku z tym podaje się do dymisji. Ale jeszcze nie teraz, a dopiero 14 września na najbliższym zjeździe wyborczym PZPN. Dodał też, że nie zamierza ponownie kandydować na stanowisko prezesa, które piastuje od 1999 r. Zwłokę tłumaczył tym, że natychmiastowe us
tąpienie mogłoby wprowadzić dużo zamieszania w trakcie przygotowań i debiutanckiego występu polskiej reprezentacji w tegorocznych mistrzostwach piłkarskich Europy, rozgrywanych w Austrii i Szwajcarii.
Poplecznicy Listkiewicza, którzy przypominają, że zdobycie dla Polski Euro 2012 to głównie jego zasługa, twierdzą, że powziął męską decyzję, podając się do dymisji. Znacznie jednak częstsze są głosy twierdzące, że była to nie decyzja, lecz jej odroczenie. Nieraz już bowiem Listkiewicz był namawiany do ustąpienia, ale zawsze znalazł jakiś pretekst i sposób, żeby się utrzymać. Krążą nawet pogłoski, że zgodził się ustąpić z prezesury PZPN w zamian za obietnicę wysokiego stanowiska w aparacie przygotowującym polsko-ukraińskie Euro 2012.
Robert Strybel
Opóźniają się przygotowania do Euro 2012
- 04/23/2008 02:47 PM
Reklama








