Republikanie, którzy w prawyborach głosowali na Johna McCaina najbardziej doceniali w swoim kandydacie "otwartość, szczerość, gotowość do przyznania się do pomyłek z przeszłości i ujawniania dokumentów, często blokowanych przez innych senatorów". Te same cechy zbliżyły do McCaina dziennikarzy towarzyszących mu w podróżach po kraju autobusem "The Straight Talk Express", zachwyconych tym, że mówi to, co myśli i unika wypowiedzi typowych dla polityków.
Nigdy jednak nie poruszano jednego tematu. Senator dał do zrozumienia, że nie należy pytać o jego sprzeciw wobec prób ujawnienia informacji o amerykańskich jeńcach wojennych w Wietnamie i żołnierzach, których losy do dziś nie są znane. Ponieważ McCain, pilot marynarki wojennej, wpadł w ręce Vietkongu po zestrzeleniu jego samolotu i przesiedział w więzieniu w Hanoi 5 i pół roku, to jego stanowczy opór wobec prób otwarcia dokumentów POW/MIA jest zagadką dla innych członków Kongresu i tych, którzy obserwują jego karierę. Kampania McCaina na rzecz utrzymania dokumentów w sekrecie, prowadzona w ścisłej współpracy z Pentagonem i agencjami wywiadu, odniosła sukces. Tysiące dokumentów, które w przeciwnym wypadku już dawno zostałyby ujawnione, pozostają okryte tajemnicą.
Wszystkie rozmowy z uwolnionymi jeńcami po ich powrocie z Wietnamu są niedostępne dla publiczności, zgodnie ze statusem popartym przez McCaina, a zatwierdzonym w latach dziewięćdziesiątych. Senator twierdzi, że chodziło mu wyłącznie o ochronę prywatności byłych POW (jeńców wojennych). Na prośby o przedstawienie własnych dokumentów, powołuje się na ten sam argument.
Czy większość rodzin zaginionych żołnierzy nie chciałoby wiedzieć, co stało się z ich bliskimi? Czy nie interesują się, co robił rząd, by wyzwolić ich mężów i synów? Setki rodzin MIA (zaginionych w akcji) od lat kwestionuje argument, czy troska o ich uczucia jest prawdziwą przyczyną tajemnicy.
Niektórzy sugerują, że w dokumentach znajduje się coś, co senator z sobie znanych powodów za wszelką cenę chce ukryć.
John McCain bez problemu ujawnił inne dane ze swojej przeszłości. Aby zapobiec sensacjom przyznał, że w młodości był częstym gościem klubów stripteaserskich. Takie rewelacje w jego wieku nie mają żadnego znaczenia, nawet dla stróżów "rodzinnych wartości", o poparcie których usilnie zabiega. Jeden z nich, pastor megakościoła z Teksasu, John Hagee, twórca organizacji chrześcijańskich syjonistów, zagorzały krytyk katolicyzmu, wyraził przekonanie, że zarówno tragedia 9/11, jak i huragan Katrina był karą boską za grzechy Amerykanów. Kilka dni temu Hagee ostrzegał wiernych, że pozwalając dzieciom czytać "Harry ego Pottera" wpuścili do domów i szkół szatana.
Szczerość senatora bywa odbiciem wsteczności jego poglądów. Niedawno McCain oświadczył, że różnica płac dla kobiet i mężczyzn, za tę samą pracę, nie jest wynikiem dyskryminacji, lecz braku kwalifikacji płci pięknej. Brzmi to dość śmiesznie dzisiaj, gdy kobiety stanowią większość absolwentów szkół wyższych.
Nic nie przebije gafy McCaina z ub. piątku. Na spotkaniu w Denver, obiecując, że zerwie z uzależnieniem USA od bliskowschodniej ropy, powiedział, że jego polityka energetyczna "powstrzyma nas przed ponownym wysłaniem młodych mężczyzn i kobiet na wojnę na Bliskim Wschodzie". Słowa te potwierdzają powszechne podejrzenia, co do przyczyny konfliktu zbrojnego w Iraku. Nie była to zresztą żadna nowość.Wcześniej otwarcie powiedział to samo były przewodniczący Federalnych Rezerw, Alan Greenspan, a w pierwszym roku wojny jeden z jej głównych architektów, były wicesekretarz obrony Paul Wolfowitz.
McCain tłumaczył, że nie tę wojnę miał na myśli, lecz tę z 1991 roku. Na uwagę, że wtedy poszliśmy wyzwalać Kuwejt, powrócił do obecnej wojny, naplątał jeszcze bardziej i wycofał się. Tym bardziej że partyjne kierownictwo okazało silne zdenerwowanie nie dlatego, że teorie McCaina mogą dotrzeć do Irakijczyków, lecz z obawy o reakcję Amerykanów, tych zwłaszcza, którzy stracili w Iraku bliskich w imię walki z terrorem.
"Gafy" McCaina przypisuje się jego (nie tak znów bardzo) posuniętemu wiekowi. 71-letni senator korzysta z tej ulgi na prawo i lewo. Szczerość w miarę potrzeb przerodziła się w zapominalstwo. Dziś McCain "nie pamięta", że 4 lata temu proponował nominatowi Partii Demokratycznej, Johnowi Kerry, wyjście z GOP-u za przyrzeczenie nominacji na wiceprezydenta.
Ma demokratom za złe, że mówią o jego brakach wiedzy w zakresie ekonomii, choć sam wspomniał o tym w rozmowach z Wall Street Journal, Boston Globe, Baltimore Sun i na szlakach wyborczych. Oburza się na wyborczą reklamę Krajowego Komitetu Demokratycznego, pokazującą go w chwili, gdy mówi, że dla niego wojna w Iraku może trwać nawet 100 lat.
Rick Hertzberg z New Yorkers trafnie podsumowuje niedorzeczne wizje irackie McCaina: "Senator chce pozostać w Iraku do czasu, kiedy nie będą zabijać tam Amerykanów, bez względu na to, jak długo to zajmie i ilu Amerykanów zginie dążąc do tego celu. Z chwilą, gdy osiągniemy ten cel, pozostaniemy w Iraku" tak jak pozostaliśmy w Niemczech, w Korei, Japonii itd.
McCain nie przyznaje się teraz, że 4 lata temu poczytywał sobie za chwałę fakt, iż nie głosował na Busha. Dziś korzysta z porad jego byłego doradcy politycznego, supermanipulanta Karla Rove, ostatnio komentatora kablowego FoxNews. Siejąc fałszywe pogłoski o McCainie w czasie wyborów w 2000 roku, Rove walnie przyczynił się do jego porażki. Główną zasadą Rovea jest zaprzeczać wszystkiemu, co może zaszkodzić w walce wyborczej. I tej zasady McCain pilnie przestrzega.
Elżbieta Glinka
McCain, poilny uczeń Karla Rove
- 05/13/2008 01:40 AM
Reklama








