Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 07:11
Reklama KD Market

Irena Sendler: skromność i heroiczna pomoc

Warszawa – Obecnie cały świat wygłasza peany na cześć zmarłej w ub. poniedziałek Ireny z Krzyżanowskich Sendlerowej, działaczki polskiego podziemia, która od hitlerowskiej zagłady uratowała ok. 2500 dzieci żydowskich.

Teraz o jej życiu trąbią media różnych krajów, hołd składają Polacy, Żydzi i różni inni ludzie, zwłaszcza ze świata polityki i kultury. Można odnieść wrażenie, że wielu z nich nie szczędzi pochwał pod adresem tej nietuzinkowej bohaterki, by nieco ogrzać się przy blasku jej sławy. Bo do późnej jesieni życia Irena Sendlerowa była prawie nieznana nawet we własnym kraju.

Choć na Uniwersytecie Warszawskim studiowała polonistykę, w latach 30. pracowała w opiece społecznej, specjalizując się w opiece nad dziećmi i matkami. Robiła to z przekonania i zamiłowania, bo bakcyl społecznikostwa odziedziczyła po ojcu lekarzu, Stanisławie Krzyżanowskim. Wprawdzie umarł na tyfus, zaraziwszy się od pacjentów, gdy miała zaledwie siedem lat, ale zdążyło zapaść w jej świadomość jego pouczenie, że potrzebującym trzeba pomagać niezależnie od ich nardowości, religii czy przekonań politycznych.
Gdy wybuchła wojna, miała 28 lat i spory bagaż doświadczeń w dziedzinie opieki nad najmłodszymi.

Pracowała nadal w miejskim wydziale opieki społecznej, ale była jedną nogą w podziemiu, a jej szefem konspiracyjnym był późniejszy pisarz katolicki Jan Dobraczyński. Wbrew hitlerowskim zakazom 10-osobowa grupa, w której działała, udzieliła pomocy materialnej trzem tysiącom Żydów. Po zamknięciu getta jesienią 1940 r. i zaostrzeniu kontroli wydziału Irena Sendlerowa i jej towarzyszki musiały użyć nie lada sprytu, by dosłownie pod nosami Niemców ratować tych, którzy byli nie do uratowania.

Stosowano fałszywe dokumenty, przebrania, łapówki i najróżniejsze sztuczki, by zmylić hitlerowców. Sendlerowa wykorzystała ich paniczny lęk przed epidemią tyfusu i na podstawie fałszywych papierów podała się za pielęgniarkę epidemiologiczną, co umożliwiło jej wchodzenie do getta. Wnosiła żywność, leki i pieniądze oraz przemycała dzieci na stronę aryjską. Po powstaniu związanej z polskim rządem emigracyjnym Żegoty (Rady Pomocy Żydom) Sendlerowa kontynuowała działalność jako kierowniczka jej Referatu Dziecięcego.

Najpierw musiała namówić żydowskich rodziców, aby oddały swoje dzieci w jej ręce, bo jest to ich jedyna szansa na przeżycie. Najmniejsze dzieci usypiano środkami uspokajającymi i wynoszono w koszach, walizkach, skrzyniach i trumnach, obok trupów i pod nieczystościami. Starszym dzieciom pomagano uciec przez kanały czy tajne otwory w murze. Po aryjskiej stronie Sendlerowa i jej pomocnicy umieszczali dzieci w polskich sierocińcach, klasztorach, kościołach i rodzinach. Mali uciekinierzy dostali nowe nazwiska i odpowiednie dokumenty: Icek teraz stał się Jackiem, a Ryfka – Renatką.

Ale na tym nie skończyła. Wiedząc, że wojna musi się kiedyś skończyć, Sendlerowa zadbała o to, by mali uciekinierzy nie stracili na zawsze swej tożsamości. Ich prawdziwe, jak i nowe przybrane ,nazwiska oraz miejsca pobytu spisywała na pasemkach cienkiej bibuły, aby po wojnie mogli się połączyć z ocalałymi rodzinami. Te papierki trafiły do zakręconych butelek, które zakopano w jednym z warszawskich ogrodów.

W październiku 1942 r. wreszcie wyśledziło ją Gestapo. Pod torturą zdradziła ją znajoma właścicielka pralni. Na Pawiaku torturowano Sendlerową (ślady tych „zabiegów” nosiła na ciele przez całe życie) i skazano na śmierć. Uratowana została dosłownie w ostatniej chwili. Uniknęła śmierci dzięki przekupieniu niemieckiego strażnika przez Żegotę, bo jedynie Sendlerowa znała na pamięć zaszyfrowane miejsca ukrycia ocalałych dzieci. Do końca wojny się ukrywała, ale i po wojnie los się do niej nie uśmiechał.

Ironią losu było to, że bezinteresowna bohaterka, która narażała własne życie, by ratować dzieci żydowskie, poniekąd padła ofiarą dwóch żydowskich braci. Listę ocalałych dzieci przekazała Adolfowi Bermanowi, przewodniczącemu Centralnego Komitetu Żydów w Polsce, który zabrał ją do Izraela i nie wiadomo, co się z nią stało. Natomiast jego brat Jakub, zwany „prawą ręką Stalina” nadzorował znienawidzonej bezpiece, która na różny sposób nękała Sendlerową. Działała w podziemiu niepodległościowym, sympatyzowała z antykomunistycznym skrzydłem Polskiej Partii Socjalistycznej i była urzędniczką Żegoty, będącej ekspozyturą „reakcyjnego” rządu emigracyjnego. Wystarczy przypomnieć, że po przesłuchaniu w Urzędzie Bezpieczeństwa przedwcześnie urodziła dziecko, które wkrótce potem zmarło.

Dopiero w 20 lat po wojnie, w 1965 r., jerozolimski Instytut Yad Vashem przyznał Sendlerowej tytuł „Sprawiedliwej wśród Narodów Świata”, choć jej wyborowi – nie wiadomo czemu – miał się sprzeciwiać żyjący jeszcze w Izraelu Adolf Berman. Mimo tego wyróżnienia, prawie do końca życia pozostała osobą nieznaną. O jej zasługach pamiętali jedynie niektórzy spośród tych, których uratowała. Wszystko się odmieniło dopiero w 1999 r., kiedy na drugim końcu świata dziwnym trafem pewien nauczyciel amerykański w stanie Kansas zainteresował jej życiem swoich uczniów.

Norman Conrad, nauczyciel liceum w miejscowości Uniontown, pokazał trzem uczennicom wycinek z amerykańskiego tygodnika sprzed pięciu lat, który w krótkiej wzmiance zaliczył Sendlerową do „Innych Schindlerów”. Nawiązywało to do głośnego wówczas filmu Stevena Spielberga „Lista Schindlera”, o hitlerowskim przemysłowcu, który w interesie własnej fabryki uratował od zagłady 1200 wykwalifikowanych robotników żydowskich. Conrad zaproponował uczennicom, by zbadały i opracowały sprawę Sendlerowej jako szkolny projekt z historii.

Do grupy dołączyli inni uczniowie, którzy zdziwili się, że Sendlerowa jeszcze żyje, choć wówczas miała już 89 lat. Nawiązano z nią kontakt i wywiązała się z tego ciekawa wymiana. Owocem tych kontaktów była szkolna sztuka teatralna pt. „Life in a Jar” („Życie w słoiku” – choć w rzeczywistości Sendlerowa chowała dane o dzieciach w butelkach). Sztukę tę, która opowiada o bohaterskich dokonaniach Ireny Sendlerowej, młodzi Amerykanie wystawiali już setki razy w USA i Polsce. To z okazji ich pierwszego przyjazdu do Polski o sprawie rozpisała się prasa polska i międzynarodowa i dopiero wtedy się zaczęło.

Schorowaną już Sendlerową zaczęto nagabywać o wywiady, pisano o niej artykuły, powstał film dokumentalny i pojawiły się książki na jej temat. Posypały się też wyróżnienia: Krzyż Komandorski Orderu Polonia Restituta oraz najwyższe polskie odznaczenie: Order Orła Białego. W 2006 r. przy udziale Ministerstwa Spraw Zagranicznych Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu i Fundacja „Life in a Jar” ustanowiły nagrodę im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”, a wśród jej pierwszych laureatów znalazł się amerykański nauczyciel Norman Conrad, który całą akcję zainspirował. Wreszcie bohaterkę nominowano do Pokojowej Nagrody Nobla.

Jak powiedział prof. August Grabski, historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego, „Irena Sendlerowa uratowała od zagłady dwa razy więcej osób niż znany na całym świecie Oskar Schindler, a tymczasem jej heroiczna postawa była przez wiele lat zapomniana. Była osobą bardzo skromną, nieuczestniczącą w życiu publicznym i wcale nie oczekiwała rozgłosu”. Jej wielkość a zarazem skromność podkreślają m.in. naczelny rabin Polski (Amerykanin), Michael Schudrich jak i b. ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss. Ale nie wszyscy Żydzi są aż tak pozytywnie nastawieni.

Specjalizująca się w stosunkach polsko-żydowskich historyczka izraelska Mijam Bohem ma za złe „wielu Żydom, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości zaangażowania Ireny Sendlerowej i jej współpracowników w akcję ratowania dzieci. Nawet w tak poważnych gazetach jak Haarec pisano o niej z ironią. W artykule w 2006 r., na przykład, można było przeczytać, że Irena Sendlerowa uratowała ‘kilkoro dzieci w wozie’. Również w Polsce można usłyszeć głosy Żydów powątpiewających w liczbę 2500 uratowanych dzieci” .

Jedno wydaje się pewne. Wojenny życiorys Ireny Sendlerowej aż prosi się o scenariusz filmowy, który rozsławiłby heroiczne wyczyny tej drobnej, skromnej Polki na cały świat. Przy okazji światowa opinia publiczna wreszcie dowiedziałaby się i o Żegocie, jedynej w okupowanej Europie rządowej organizacji założonej w jednym, jedynym celu: ratowania Żydów. Miejmy nadzieję, że Spielberg rozważy możliwość wzięcia tego tematu na warsztat. Na pewno laureat Oskara za całokształt osiągnięć, Andrzej Wajda, też poradziłby sobie z jej życiorysem.
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama