Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 10:25
Reklama KD Market

Świat nie ma apetytu

Republikański kandydat na prezydenta, John McCain, już wcześniej proponował zmiany w światowej konfiguracji politycznej, to znaczy wyrzucenie Rosji i Chin z grupy pod kryptonimem G8. Tym razem proponuje powołanie instytucji, która miałaby zastąpić Narody Zjednoczone, będące spadkiem, który pozostawił Franklin D. Roosevelt.

Ta nowość oznacza ligę państw demokratycznych (league of democracies), łącznie ponad sto państw o takim ustroju, państw, które miałyby zawrzeć odpowiednie porozumienie. Liga miałaby działać w sytuacjach, w których ONZ nie ma odpowiedniej wydolności i zakłada się przy tym, że jej działania nie wymagałyby zgody Moskwy czy Pekinu – jak, na przykład, nałożenie sankcji na Iran, pomoc dla etiopskiego Darfuru czy też rozwiązywanie problemów ochrony środowiska. Zgodnie z opiniami instytutów naukowych z Waszyngtonu, celem ligi byłoby utrzymanie pokoju i ograniczenie amerykańskich interwencji militarnych.

Pomysłodawcą jest Ivo Daalder, politolog z Brookings Institution w Waszyngtonie, autor m.in. książki „America Unbound: The Bush Revolution in Foreign Policy” („Ameryka bez ograniczeń: rewolucja Busha w polityce zagranicznej”, wspólnie z innym autorem Jamesem M Lindsayem, obaj z tej samej instytucji). Daalder uważa, że jego pomysł jest skuteczniejszym sposobem na zreformowanie ONZ. Za takim pomysłem jest też Anthony Lake, teraz – jak się okazuje – doradca kandydata na prezydenta Baracka Obamy, który jednak jeszcze nie zajął oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Chociaż John McCain już powiedział, że propozycja ta oznacza wprowadzenie czegoś innego na miejsce ONZ, to jednak komentator ABC News ocenia, że świat nie ma apetytu na kolejną światową organizację pod przywództwem Stanów Zjednoczonych.

Gdy następuje zmierzch i upadek jednej epoki, przychodzi czas na rachunek sumienia. To jest narodowa atmosfera rozliczeniowa, która panuje obecnie w Ameryce, kiedy Prezydent Bush zbliża się do końca drugiej kadencji. Jak z rękawa sypią się książki opisujące i analizujące przebieg dwóch prezydenckich kadencji. Obok innych, znane są w tej chwili trzy, pełno wymiarowe analizy z tego zakresu, takich autorów jak Jacob Weisberg, Fred Kaplan czy Jacob Heilbrunn.

Wiele szumu robi obecnie książka, bardzo świeża, na rynku dopiero w czerwcu, z którą do amerykańskich czytelników wychodzi Scott McClellan, były rzecznik prasowy (sekretarz prasowy) prezydenta Busha, zwolniony ze stanowiska ze skutkiem od dnia 19 kwietnia 2006 roku.

Jego zwolnienie przypadło na okres szczególnej aktywności Białego Domu. Wówczas Karl Rove (doradca prezydencki) i Alberto Gonzalez (sekretarz sprawiedliwości) zaczynali realizować plan polityczny, którego skutkiem miało być zwolnienie dziewięćdziesięciu trzech prokuratorów federalnych. Wtedy też kończył się proces sądowy, w którym Lewis „Scooter” Libby (doradca wiceprezydenta) został oskarżony i skazany w szerszym związku ze sprawą Valerie Plame (ujawnienie jej pracy jako agentki CIA). W tym samym czasie wszystko inne było jednakowo podporządkowane realizacji interesów republikańskich, mających zapewnić im zwycięstwo w wyborach uzupełniających na jesieni 2006 roku.

Potraktowane łącznie, takie działania stanowiły przejaw kampanijnej mentalności, czyli nieustannego myślenia o osiągnięciu wyborczego zwycięstwa. To słowa bardzo często powtarzane w wywiadzie, który dziennikarka ABC News przeprowadziła ze Scottem McClellanem, wspomnianym rzecznikiem prasowym, który teraz występuje w roli autora książki, nie autobiograficznej, ale poświęconej jego pracy w Białym Domu (trzy lata) i przez to samo budzącej większe zainteresowanie.

Obietnice przedwyborcze są znane, powiada McClellan w wywiadzie. Polityka ponadpartyjna, uczciwość i honor, ale to wszystko gubi się i zatraca w waszyngtońskiej atmosferze nieustannego działania, któremu przyświeca myśl o następnych wyborach. Gdy dziennikarka uświadamia autorowi, że mówiąc o prezydencie używa on wielu słów, ale stara się unikać jednoznacznego określenia: kłamca, McClellan odpowiada defensywnie, że w pewnych sprawach prezydent był źle ukierunkowany, jego polityka była niewłaściwa, ale nie było w niej świadomego wprowadzania w błąd.

Waszyngtońska mentalność, ta wyrażająca się w permanentnym prowadzeniu kampanii wyborczej, ze swej natury jest oszukańcza, mówi autor książki, dodając, że gdy taka postawa przekłada się na proces podejmowania decyzji o prowadzeniu wojny, wtedy staje się ona bardzo groźna. McClellan przyznaje też, że prezydent często mówił o czymś, co nie było prawdą, ale nawet wtedy nie uznawał swych wystąpień za kłamstwo. Sam McClellan zastrzega się, że jako rzecznik prasowy mówił szczerze i uczciwie, ale jego wypowiedzi trzeba widzieć przez pryzmat atmosfery waszyngtońskiej.

Całkowite rozczarowanie, do którego przyznaje się McClellan, nastąpiło w ostatnich dziesięciu miesiącach jego pracy. Za pierwszym razem stało się to, gdy uświadomił sobie, iż został ordynarnie oszukany przez dwóch wyższych urzędników Białego Domu, którzy odpowiedzieli mu, niezgodnie z prawdą, że nie uczestniczyli w aferze z przeciekiem prawdziwej tożsamości Valerie Plame. Po pewnym czasie zorientował się, że w tej sprawie jego wypowiedź, jako rzecznika prasowego, była po prostu oszukiwaniem ludzi. Za drugim razem, rozczarowanie McClellana utwierdziło się w kwietniu 2006 roku, kiedy prezydent osobiście potwierdził mu, że nie brał żadnego udziału w publicznym ujawnieniu przecieku do prasy, części dokumentu zatytułowanego „National Intelligence Estimate” (raport wywiadowczy dla amerykańskiego prezydenta oparty na analizach pochodzących ze wszystkich amerykańskich agencji wywiadowczych).

Tymczasem, krótko po swej rozmowie z prezydentem, McClellan dowiedział się, że to sam prezydent dokonał tego przecieku do prasy. Psychologowie potwierdzają, że w relacjach podwładny – prezydent po stronie tego pierwszego występuje postawa zaliczania wątpliwości na korzyść zwierzchnika („prezydent wie lepiej”), a odnosząc się do takiej właśnie postawy McClellan przyznaje, że mimo wszystko jego zaufanie było umieszczone źle. To się odnosi do wielu innych spraw, jak przyznanie się prezydenta Busha do zażywania narkotyków za młodu (chodzi o kokainę) czy też do broni masowego rażenia jako słynnego narzędzia marketingowego w sprzedaży wojny irackiej amerykańskiej opinii publicznej – w kontekście tego, co jest, a co nie jest politycznie wygodne.

Źródła:
– o utworzeniu ligi państw o ustroju demokratycznym, nowej propozycji politycznej wysuwanej przez Johna McCaina; inicjatywa mająca na celu zreformowanie albo usunięcie ONZ, wg pomysłodawcy Ivo Daaldera (z Brookings Institution), za ABC News, wydanie na 30 maja, artykuł “McCain Proposal for Joint Action Group”, autor Barry Schweid,
– o książce opisującej stosunki rzecznika prasowego (Scott McClellan, autor książki „What Happened: Inside the Bush White House and What’s Wrong with Washington”) z prezydentem Buszem: rozczarowanie rzecznika co do szczerości i prawdomówności prezydenta w atmosferze kampanijnej mentalności, obezwładniającej polityków w Waszyngtonie, za ABC News, wydanie na 29 maja, wywiad „McClellan: I Became What I Wanted to Change” przeprowadzony z McClellanem przez dziennikarkę Marthę Raddatz.
Andrzej Niedzielski
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama