Najkrótsza droga z Paryża do Anchorage na Alasce biegnie przez Arktykę. Dopóki jednak ludzie poruszali się po powierzchni ziemi lub wody, była to droga praktycznie niemożliwa do przebycia. Wybudowanie samolotów początkowo również nie dawało szczególnych nadziei na skrócenie drogi pomiędzy Europą a Alaską. Dopiero postęp w konstrukcji coraz wytrzymalszych samolotów i budowie doskonalszych urządzeń nawigacyjnych umożliwił wytyczenie korytarzy powietrznych przez okolice bieguna północnego, skracając podróż na trasie Paryż – Anchorage – Seul.
Taką też trasę miał zamiar pokonać 20 kwietnia 1978 r. Boeing 707 koreańskich linii lotniczych KAL. Lot oznaczony był numerem 902 – samolot kierowany przez kapitana Kim Chang Ky wyruszył z Paryża z 97 pasażerami i 12 członkami załogi na pokładzie. Po lądowaniu w Anchorage mieli udać się w dalszą podróż na lotnisko w Seulu.
Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem i samolot przeleciał nad Grenlandią. Wtedy, ok. 400 mil od bieguna północnego, samolot zaczął zawracać. Manewr ten odbywał się tak płynnie, że nikt tego nie zauważył – włącznie z doświadczonym kapitanem. Nikt nie dostrzegł, że słońce świeci z zupełnie innej strony samolotu, niż powinno. W efekcie zamiast dolatywać do Alaski, samolot znajdował się już nad Morzem Barentsa i zmierzał w kieunku granic Związku Radzieckiego, nad Murmańsk.
Większość pasażerów nie zdawała sobie sprawy, że nadlatują właśnie nad bazę radzieckich atomowych okrętów podwodnych, chronioną przez lotnictwo i 900,000 czerwonoarmistów. Obsługa naziemna rozpoznała koreański samolot jako wojskowy samolot zwiadowczy Boeing RC-135. Była to zresztą w sumie dość poprawna ocena, bo nikt nie spodziewał się w tamtym miejscu i o tej porze samolotu pasażerskiego, a Boeing 707 powstał na bazie RC-135. Po osiemnastu minutach od przekroczenia linii brzegowej Związku Radzieckiego w powietrzu znalazły się myśliwce przechwytujące Su-15 i skierowały się w kierunku intruza.
Co działo się potem przez kilka minut nie jest jasne. Zgodnie z zasadami międzynarodowymi myśliwce przechwytujące winny podlecieć od tyłu do obcego samolotu, wyprzedzić go i zająć pozycje z przodu po lewej.Następnie powinny zamachać skrzydłami, co oznaczało wezwanie do posłuszeństwa. Na znak zgody przechwycony samolot odpowiadał takim samym sygnałem, po czym samoloty przechwytujące kierowały się, wraz ze zdobyczą, na swoje lotniska lub poza granice państwa. Oficjalny koreański raport mówi, że radzieckie myśliwce nie dawały znaków skrzydłami. Rosjanie twierdzą, że wzywały obcy samolot do podążania za nimi, jednak obcy zignorował wezwania. Co gorsza część pasażerów potwierdza dawanie znaków, a część uważała, że to samoloty amerykańskie i sobie robią żarty.
Piloci Su-15 na miejscu zdawali sobie sprawę, że jest to jednostka cywilna. Jednak w punkcie dowodzenia nie było to takie jasne – w końcu Amerykanie mogli korzystać z pasażerskich maszyn w celu szpiegowania bazy okrętów podwodnych. Był to okres zimnej wojny, w której oba mocarstwa – Związek Radziecki i Stany Zjednoczone wzajemnie sobie nie ufały i podejrzewały podstęp na każdym kroku.
Kapitanowi Bosowowi z Su-15 nie udało się przekonać zwierzchników, że wykryty obiekt jest cywilny i otrzymał rozkaz otwarcia ognia. Odpalił dwie rakiety R-60 (lekkie rakiety typu powietrze-powietrze), z których jedna chybiła, ale druga trafiła w kadłub i uszkodziła go na wysokości 23 i 24 rzędu siedzeń. Pocisk zabił japońskiego turystę i koreańskiego biznesmena, a co gorsza, uszkodzenie skrzydła spowodowało, że samolot wpadł w lot nurkowy. Zniknął między chmurami ścigającym go Su-15 – i cudem, jedynie dzięki wysokim umiejętnościom pilotów, uniknął rozbicia o ziemię. Ok. 3/4 mili nad ziemią udało się wyprostować lot. Piloci podjęli decyzję o poszukiwaniu miejsca do wylądowania, bo z takimi uszkodzeniami nie mogli kontynuować lotu. Trzy razy próbowali wylądować, ale za każdym razem musieli rezygnować z powodu przeszkód terenowych. W końcu samolot został odnaleziony przez kolejny Su-15, który pokierował Koreańczyków nad zmarznięte jezioro Korpijarvi. Leżało ono 250 mil od Murmańska i tylko 20 mil od granicy Związku Radzieckiego z Japonią.
Na szczęście, stutonowej maszynie udało się bezpiecznie wylądować na lodzie. Przez dwie godziny musieli czekać na przybycie radzieckiej piechoty, która zabrała pasażerów helikopterami do Murmańska. Tam po dwóch dniach wypuszczono pasażerów, natomiast załoga spędziła w areszcie nieco więcej czasu – ale wkrótce i oni, po przyznaniu się do naruszenia granicy powietrznej Związku Radzieckiego i wyrażeniu z tego powodu głębokiego ubolewania, zostali wypuszczeni. Pasażerowie zostali przewiezieni amerykańskim samolotem do Helsinek, skąd wrócili do Korei.
Oprócz dwóch zabitych w wyniku wybuchu rakiety pasażerów to wydarzenie stało się przyczyną śmierci jeszcze jednej osoby – oficer odpowiedzialny za obronę powietrzną tego rejonu Związku Radzieckiego został rozstrzelany za spóźnione przechwycenie koreańskiego samolotu.
Rosjanie później starannie podliczyli koszty uratowania i wyżywienia ponad setki ocalałych z katastrofy rozbitków. Wysłali Koreańczykom rachunek, opiewający na ok. $100,000. Oburzona Korea nigdy nie uregulowała tego rachunku.
Jerzy Paśko
Lot KAL 902 - Historyjki o Historii Ameryki
- 07/04/2008 12:02 AM
Reklama