Był początek 1982 roku. Polacy rozsiani po całym świecie, zaszokowani 13 grudnia – jednoczyli się w poszukiwaniu sposobów, jak pomóc odciętemu od świata i zakutemu w czerwone kajdany społeczeństwu w Kraju. Wtedy to poznałem Zbyszka.
Spotkaliśmy się na otwartym zebraniu Komitetu Spraw Polskich – Kongresu Polonii Amerykańskiej na stan Illinois. Chyba nigdy wcześniej KPA nie miał większej popularności, jak właśnie w tym okresie. Wszyscy chcieli coś zrobić, aby pomóc Tym nad Wisłą. Wnosiliśmy wówczas sobą, jakby świeżą krew do zdominowanego przez weteranów II wojny światowej i „starą” Polonię Kongresu. Nie było to jednak tak proste i łatwe, jak wszystkim mogłoby się wydawać. Nasza zapalczywość i pomysły w akcjach napotykały na ogromne trudności.
Współpracując z „Pomostem”, organizowaliśmy protesty i potężne demonstracje przed konsulatem PRL na Lake Shore Drive w Chicago. Zbyszek przyjechał do Stanów trzy lata wcześniej, toteż znał już trochę angielski – a to było ważne, gdy trzeba było podawać informacje do chicagowskich środków masowego przekazu albo prosić policję o zabezpieczenie demonstracji.
Nikt chyba bardziej jak właśnie Zbyszek Frank oddany był pracy na rzecz zniewolonego narodu nad Wisłą. Większość naszych akcji była inspirowana właśnie przez Zbyszka. Pamiętam, jak projekt apelu o bojkot towarów sprowadzanych do USA z PRL-u był nie do przyjęcia przez przywódców KPA. „Przecież polska szynka i czekolada wedlowska są najlepsze !” – krzyczała jedna z pań na zebraniu Wydziału Illinois KPA. Trudno było tych ludzi przekonać, a zrobił to właśnie Zbyszek mówiąc, że polskie dzieci w Kraju nie znają nawet smaku produkowanych przez Polaków „rarytasów”. To dzięki Zbyszkowi i jego przekonywującym argumentom akcje nasze wchodziły w życie.
Zbyszek pracował społecznie nieomalże „na okrągło”. Jego praca zawodowa i chyba nawet dom rodzinny były na drugim planie. Wspomnieć tu należy, że w nowo zakupionym wówczas budynku KPA na Milwaukee Avenue przebudowa całej instalacji elektrycznej to dzieło rąk Zbyszka. Umiejętności w tego typu pracach wyniósł Zbyszek z Politechniki Warszawskiej, którą na Wydziale Elektrycznym ukończył w 1964 roku. To Zbigniew Frank instalował systemy nagłaśniające i oświetlenie na naszych niezliczonych demonstracjach pod reżimowym konsulatem. 13 dnia każdego miesiąca i przy każdej innej okazji dawaliśmy wyraz naszych uczuć i informowaliśmy naszymi protestami opinię publiczną w Chicago o prawdziwym obliczu komunistów w Polsce i nie tylko.
Pamiętamy wszyscy głos Zbyszka w Radiu "Pomost", które to zainicjował i prowadził. Pamiętamy doskonałe komentarze Zbyszka drukowane w „Głosie Niezależnych” i we wszystkich polonijnych gazetach.
Oczywiście wywiad PRL o nas nie zapomniał ! Otoczeni byliśmy zawsze i na każdym kroku liczną zgrają agentów reżimu, którzy starali się torpedować nasze akcje, zastraszali nas i przyznać tu trzeba, że byli w tym dosyć dobrze zorganizowani. Po kilku dopiero latach zorientowaliśmy się, kto był kim. Ta liczna grupa naszych rzekomych „przyjaciół”, naszych „współbojowników” – zniknęła nagle pewnego dnia z areny. Rozjechali się gdzieś po Ameryce jako tzw. „uśpieni” albo wrócili do Warszawy. Teraz dopiero wychodzi na światło dzienne prawda o wielu naszych „kolegach”, kim naprawdę byli.
Demaskowanie tych kanalii i agentów oraz wyciąganie na światło dzienne ich przeszłości – to następny etap zaangażowania i poświęcania swojego czasu ze strony Zbyszka. Tych, którzy oczekują w tym miejscu jakiś nazwisk – muszę ich zawieść. Nie chcę zanieczyszczać mojego wspomnienia o Zbyszku imionami szubrawców i szmat, którzy za Zbyszka uczciwość, rzetelność i umiłowanie prawdy utopiliby Go dawno w przysłowiowej łyżce wody.
Po roku 2001, gdy Ameryka zaczęła zmieniać swoje oblicze, rozpoczął się kolejny etap w życiu publicznym Zbigniewa. Mój Przyjaciel uważał, że będąc obywatelem Stanów Zjednoczonych i będąc wiernym przysiędze, którą przyjmując to obywatelstwo składał, ma nie tylko prawo, ale OBOWIĄZEK, walki ze złem, oszustwem, kłamstwem i jaskrawymi przykładami łamania Konstytucji Stanów Zjednoczonych przez dzisiejszych polityków i amerykańskie środki masowego przekazu. Robił to bez spoczynku na łamach prasy, na łączach internetowych i na falach polonijnego radia.
Nikt inny, jak właśnie Zbigniew, nie znał lepiej prawdziwego oblicza tzw. „konfliktów” w Azji, na Bałkanach czy na Bliskim Wschodzie. Zbyszek był czuły na wszystko, a szczególnie na krzywdę, gdziekolwiek by się ona działa. Był przykładem prawdziwego człowieka, dobrego męża, doskonałego ojca i najlepszego, najwierniejszego przyjaciela.
Spędzałem ze Zbyszkiem całe godziny na telefonie każdego dnia. Mówiliśmy o wszystkim, poczynając od polityki, a kończąc na sprawach przyziemnych. Rozmowy ze Zbyszkiem zawsze sprawiały mi ogromną przyjemność – nawet wówczas, gdy mieliśmy odrębne zdania.
Zbigniew był od trzech lat na emeryturze. Odszedł na nią z DeVry University, gdzie wykładał fizykę i elektronikę. Był tam cenionym wykładowcą. Trudno pogodzić się z myślą, że Zbyszka już nie ma. Cały czas w to nie wierzę i boję się o dni, które będą nastawać już bez Niego. Zbyszka odejście tłumaczyć można chyba tylko tym, że w Niebie zabrakło szlachetnych i uczciwych ludzi.
Umierając tak nagle i niespodziewanie, Zbyszek pozostawił swoją żonę Barbarę, córkę Justynę, zięcia Chrisa i dwoje wnucząt, Piotrusia i Nadię, bez których „świata nie widział”, oraz brata Andrzeja i siostrę Teresę w Warszawie. Pozostawił wszystkich: i życzliwych sobie, i nieżyczliwych sobie ludzi w wielkim smutku – bo nawet tym, którzy się ze Zbyszkiem różnili, rozmowa z Nim musiała im sprawiać przyjemność i dawać uczucie satysfakcji.
Pozostawił w końcu mnie! Straciłem najlepszego Kolegę – Przyjaciela, jakiegokolwiek w życiu miałem. Pustka mi nastała ogromna i żal rozrywa piersi! DLACZEGO? Kiedyś Mu to wypomnę.
Ireneusz Stypik
5 lipca 2008
Ireneusz Stypik
Żegnaj Zbyszku! - (Pamięci Zbigniewa Franka – 26 III 1941 – 29 VI 2008)
- 07/11/2008 07:11 PM
Reklama








