Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 11 grudnia 2025 16:19
Reklama KD Market

Sąd nad stanem wojennym: sprawiedliwość czy zemsta?

(Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
Warszawa – W ub. tygodniu wreszcie rozpoczął się długo oczekiwany proces gen. Wojciecha Jaruzelskiego i innych prominentnych liderów PRL-u. Generał jest oskarżony przez Instytut Pamięci Narodowej o kierowanie „związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw”, za co grozi do 10 lat więzienia. Tak akt oskarżenia określa wcześniej nigdy nie istniejącą i nieuzasadnioną żadnym zapisem prawnym Wojskową Radę Ocalenia Narodowego. Był to doraźnie powołany twór, którego celem było zdławienie „Solidarności”


Drugi zarzut to podżeganie Rady Państwa do przekroczenia jej uprawnień przez uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL. Według obowiązującej wówczas komunistycznej konstytucji, Rada Państwa mogła wydawać dekrety z mocą prawa jedynie wówczas, gdy nie odbywało się posiedzenie Sejmu. Oprócz Jaruzelskiego oskarżonych jest dalszych sześć osób, w tym ówczesny przywódca PZPR Stanisław Kania, min. obrony w 1981 r. gen. Florian Siwicki i min. spraw wewnętrznych, a faktycznie główny wykonawca stanu wojennego, gen. Czesław Kiszczak. Ten ostatni jednak nie stawia się na kolejne rozprawy, twierdząc, że jest umówiony z lekarzem, albo po prostu nie pojawiając się bez jakichkolwiek wyjaśnień.

Ponieważ nie przedstawił żadnego zaświadczenia lekarskiego, sąd uznał jego nieobecność za nieuzasadnioną. Być może celowa nieobecność była pomyślana jako próba odroczenia procesu, co w przypadku rozpraw przeciwko b. władcom PRL niejednokrotnie miało miejsce. Także w sprawie winy za masakrę robotników z 1970 r. rozprawa była wielokrotnie przerywana, bo to ktoś zachorował, to znów Jaruzelski nagle nie stąd ni zowąd zmieniał obrońcę, a nowy musiał od podstaw zapoznać się z liczącymi tysiące stron aktami sprawy. Wprawdzie obecny sąd mógłby zarządzić doprowadzenie Kiszczaka siłą, ale stosowanie takiego środka wobec 80-latka wywołałoby oburzenie publiczne nawet ze strony przeciwników komunizmu.

Póki co, oskarżeni odrzucają zarzuty. Nie przyznają się do winy, twierdząc, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji. W pierwszym dniu rozprawy generał Jaruzelski przez cztery godziny na stojąco odczytywał część liczących ponad 200 stron wyjaśnień. Jak stara płyta na różne sposoby powtarzali, że stan wojenny był „mniejszym i koniecznym złem, bo uratował Polskę przed wielowymiarową katastrofą, która groziła realnie i niechybnie”. Przyznając, że „Solidarność” ostatecznie stała się motorem demokratycznych przemian, podkreślił, że „w 1981 roku nie była ona 10-milionowym hufcem aniołów”. Brakowało tylko sugestii, że była nim rządząca z nadania moskiewskiego PZPR.”

Jaruzelski także przywołał wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który niegdyś nazwał go zdrajcą i domagał się dla niego „najwyższej kary”, kiedy jeszcze w polskim kodeksie karnym istniała kara śmierci. Zdaniem generała „akt oskarżenia współbrzmi ze słowami Kaczyńskiego”. Generał nawiązał też do słów prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który cieszy się, iż dożył postawienia zarzutów autorom stanu wojennego, i dodał: „Też się cieszę razem z panem prezydentem, bo ufam, że sprawę obiektywnie rozpatrzy niezawisły sąd”.

W dalszych wyjaśnieniach Jaruzelski twierdził, że „usprawiedliwianie stanu wojennego groźbą rosyjskiej interwencji, to, cytując Gombrowicza, ‘robienie mi gęby‚”. Zeznając przez kolejne cztery godziny na drugiej rozprawie, wylansował dość karkołomną tezę, jakoby „stan wojenny okazał się jedyną formą powstrzymania rozpadu gospodarki Polski”. Chyba jednak przewidywał, że sankcje ekonomiczne, jakie zastosują Stany Zjednoczone pod rządami znanego antykomunisty Ronalda Reagana jedynie dobiją rozpadającą się gospodarkę. Z drugiej strony, gdyby reżim Jaruzelskiego nie próbował zdławić „Solidarności” w stanie wojennym, Polska mogłaby liczyć nie tylko na moralne i polityczne, ale także finansowe poparcie Zachodu.

Niezależnie od dość sprawnie sformułowanych argumentów, Jaruzelski pozostaje mistrzem w zakresie budzenia litości. W czasie składania wyjaśnień – co, jak trzeba przyznać, jest nie lada wysiłkiem dla tak sędziwej osoby – co jakiś czas dusił go kaszel, ale o przerwę nie prosił i tylko nalał sobie jakiegoś nieznanego napoju z termosu, żartując, że ma termos tak jak niegdyś znany opozycjonista, Jacek Kuroń. W pewnym momencie sędzia zarządził 20-minutową przerwę.

Największym chyba popisem aktorskim wsławił się Jaruzelski przed paroma laty, gdy za zasługi wojenne został odznaczony przez rosyjskiego prezydenta Putina w Moskwie. Za to zażądał pozbawienia Jaruzelskiego uprawnień przysługujących byłemu prezydentowi oraz stopnia generalskiego przywódca partii Prawo i Sprawiedliwość, Jarosław Kaczyński, twierdząc, że „większość jego życia to zdrada, a jego wypowiedzi pokazały, że jest on człowiekiem ‘imperium zła’, nawet wtedy, kiedy ono upadło”. A krakowskie Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych zaapelowało do Jaruzelskiego o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa, bo „wciąż tęskni za sowiecką kolonią, jaką była PRL”.

Sam Jaruzelski przyjął wówczas postawę niewinnej ofiary, maltretowanego, schorowanego starca. „Jeśli zabiorą mi samochód – powiedział w telewizji – to będę jeździł tramwajem, bo też są dla ludzi. Jeśli zabiorą mi ochronę, mogę nastawić drugi policzek, bo tylko jeden mi ktoś zmasakrował kamieniem w 1994 r. Ostatecznie mogę iść na Dworzec Centralny i żebrać”.
Prezydent Kaczyński uznał proces autorów stanu wojennego z 1981 r. „za niezbędną sprawiedliwość, ale strasznie spóźnioną. Panie generale, powinno to spotkać pana dużo, dużo wcześniej. Ten proces powinien się odbywać ze stu powodów, 17-18 lat temu”.

Do obrońców Jaruzelskiego zalicza się kontrowersyjna feministka i działaczka antykościelna Magdalena Środa, która uważa, że „sąd nad 84-letnim (sic!) generałem Jaruzelskim wydaje mi się żałosnym aktem rewanżu, potrzebnym IPN-owi i rządzącej partii dla wykazania się skutecznością, a nie sprawiedliwością. (…) Czy sąd demokratycznego państwa musi się mścić na starcu? Czy tak rozumiemy sprawiedliwość i zadośćuczynienie?”
Natomiast Grzegorz Napieralski, lider postkomunistów pod szyldem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, zarzucił premierowi Tuskowi kłamstwo, bo w trakcie kampanii wyborczej przekonywał, że Platforma Obywatelska nie popiera „spektaklów nienawiści”, do jakich Napieralski zalicza obecny proces. Zdaniem szefa postkomuny, IPN powinien wycofać akt oskarżenia i pozwolić, by Jaruzelskiego osądziła wyłącznie historia.

Gdyby tak się stało, historia osądzałaby kogoś, kto przeszedł na służbę kraju i systemu, który zabił jego ojca na Syberii. Każdy mógł się nie załapać do Armii Andersa i dołączyć do Berlinga, aby wyjechać ze stalinowskiego „raju” i nawet nie zdezerterować po wejściu do Polski, lecz podążyć szlakiem bojowym aż do Berlina. Ale potem? Ten Polak, o szlacheckim rodowodzie (herbu Ślepowron), który odebrał wzorowe wychowanie katolickie i patriotyczne, w latach 1945-1947 wysługiwał się krwawemu reżimowi, zwalczając niepodległościowe podziemie.

W latach 1944-1957 pod pseudonimem „Wolski” był agentem uzależnionego od Sowietów kontrwywiadu wojskowego. Karierę zrobił, szybko awansował, został najmłodszym generałem, a w 1968 r. jako minister obrony, był odpowiedzialny za wys
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama