Katastrofy są obecnie tematem “modnym”. Może z tej przyczyny, że – dosłownie – z każdego kąta wyzierają na nas “dark prophecies” – “czarne przepowiednie”. Jesteśmy w sporym stopniu poddani presji apokaliptycznych czasów, które wkrótce mają nadejść, bo Antychryst pojawił się i gotuje do ostatecznej walki z Bogiem. Poza tym nastąpił koniec całej epoki, co łączyło się z wejściem cywilizacji ludzkiej w Trzecie Tysiąclecie. Tak czy inaczej, przeciętni ludzie sądzą, że tym razem musi “coś” nastąpić i nic nam się nie upiecze tak łatwo, ani bezboleśnie...
Lawinowo wzrasta ilość publikacji na temat najróżnorodniejszego rodzaju kataklizmów, które spaść mogą na ludzi niczym biblijne plagi egipskie.
Prawdę powiedziawszy, nie ma w tym nic dziwnego, bo do całego aresenału zagrożeń, cywilizacja techniczna, która dominuje na globie ziemskim, dołączyła nowe okazje do powstania “własnych” katastrof. I nie żywioły, zderzenie – powiedzmy – z jakimś ciałem niebieskim nadbiegającym z kosmicznych przestrzeni, ale awaria elektrowni atomowej na taką skalę, jak ta ostatnia – w Czernobylu, lub szybów i platform wiertnicznych, połączona z pożarem, lub skażenie wody trującymi chemikaliami, wypadki komunikacyjne i transportowe o niespotykanej dotychczas skali i skutkach, czy choćby tylko katastrofy ekologiczne, których sprawcą byłaby przemysłowa działalność człowieka i które uderzyłyby w całe biocenozy i zakłóciły w nich zjawisko homeostazy (pierwszym takim poważnym zakłóceniem stało się rabunkowe wycięcie lasów w Amazonii, czy poprzednio użycie DDT jako środka ewadobójczego w czasach, kiedy to postanowiono zintensyfikować uprawy rolnicze na świecie).
Czy cywilizacja ludzka uwikłana jest ponadto w trudną do ogarnięcia sieć wzajemnych powiązań przybliżających perspektywę ostatecznej samozagłady ludzkości, już to w wyniku użycia broni termojądrowej, bakteriologicznej, czy prowokowanych zmian klimatycznych i środowiskowych.
Kataklizmy – niezawodny temat dyżurny
Żyjemy zatem w chronicznym cieniu Wielkiej Katastrofy, w obliczu tego, że jakiś przywódca niespełna rozumu, który zapragnie wybawić świat, pociśnie guzik, wyzwalając upiory: Grozę oraz Nieszczęście. I czy jest w tym coś dziwnego, że globalna katastrofa stanowi temat tak ‘‘łatwy” do obróbki na warsztacie dziennikarskim. Ja sam, nie chwaląc się (bo i nie ma czego) pisuję o katastrofach dość często, gdyż jest to temat “chodliwy”, ludzie lubią być straszeni i niech przeżywają jedynie w artykułach te straszne możliwości, bo – prawdę powiedziawszy – każda katastrofa, nawet ta najmniejsza, zaledwie na lokalną skalę, łączy się z nieszczęściem ludzkim i za stratami materialnymi.
Ale stacje telewizyjne i radiowe, redakcje pism i wydawnictwa robią wszystko, by dostarczyć publice “pełny serwis’’ z miejsca wypadku czy katastrofy z każdego miejsca na kuli ziemskiej, gdyż żądany mocnych wrażeń odbiorca “domaga się’’ faktów. A więc dostaje to, czego sam chciał! Kamery zaglądają w oczy ofiar katastrof, a reporterzy dopytują się, “jak cudownie ocalony czuje się?” Bestsellerami wydawniczymi stają się pozycje z literatury faktu dotyczące głośnych katastrof, a do kina wybieramy się najchętniej na filmy, które obrazują ewentualność uderzenia o Ziemię jakiegoś “przybłędy” z kosmosu: asteroidu lub planetoidy wytrąconej ze swej orbity.
Czy katastrofy rządzą się prawidłowościami?
W tej powodzi obrazów, artykułów i literatury katastroficznej, zdecydowanie wyróżnia się ten kierunek, który usiłuje, zamiast gonić za sensacją, wyławiać i zrozumieć pewne prawidłowości jakimi rządzą się katastrofy, opisywać mechanizmy sterujące tego typu wydarzeniami, krótko mówiąc: wyjaśniać i przewidywać, coś, co jest stanem ekstremalnym i nieprzewidywalnym. Są to prace powstające w poważnych ośrodkach akademickich i w instytutach naukowo badawczych, a nie z powodu odczytu “kryształowej kuli” czy prekognicyjnych snów, biorą zaś w nich udział znane autorytety z takich dziedzin wiedzy, jak: psychologia, socjologia, ekonomia, a nawet aspekty prawne katastrof. Po drugiej stronie jest badanie aspektów technicznych wydarzeń tak złożonych, że prawie niemożliwych do badania, choć niewątpliwie istniejących, np. zmęczenie materiałowe, aerodynamika czy wpływ czynników atmosferycznych na zaistnienie danego zjawiska.
Z uwagi na wagę zagadnienia w niektórych państwach, w tym także w Stanach Zjednoczonych, powołane są specjalne komitety badawcze zajmujące się wyłącznie tą problematyką. Gromadzą one wszelkie dostępne dane, prowadzą studia porównawcze, dokonują analiz wszystkich pojedyńczych przypadków i syntez ich na dłuższej przestrzeni czasowej. O randze tej sprawy niech świadczy fakt, że amerykański komitet badawczy działa w ramach programu bezpieczeństwa narodowego i składa swe sprawozdania bezpośrednio do prezydenta i senackiej komisji. To, że niewiele wiemy o działalności tego komitetu, czy raczej składowej Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego, zawdzięczyć trzeba utajnieniu bardzo wielu prac i jeszcze liczniejszych faktów przed opinią publiczną, bo nie są one zbyt zachęcające i, w wielu przypadkach, mogłyby wstrząsnąć ludźmi o zbyt słabych nerwach!
Ja zresztą sam trafiłem na pewne ślady, czy może raczej odpryski istnienia i permanentnego działania komitetu, który egzystuje pod kryptonimem “Omega” (ostatnia litera alfabetu greckiego – nomen omen!).
Pozornie proste pytania
Czym właściwie jest katastrofa? Co stanowi istotę zjawiska o tylu, tak różnych postaciach – od klęsk żywiołowych do katastrof będących całkowicie dziełem niedbale działających ludzi? Jakie to okoliczności zdarzeń sprawiają, że niektóre z nich klasyfikujemy właśnie w ten sposób?
Cienka linia oddziela wypadek od katastrofy, linia którą na dobrą sprawę nigdy nie przeprowadzono do końca. Wszak każdy incydent (wypadek) może być uznany za katastrofę z punktu widzenia tego, kto brał w nim udział! Chyba słusznie, jeśli chodzi o indywidualne czy nawet grupowe (najczęściej – rodzinne) spojrzenie. Ale jest jeszcze inne spojrzenie – spojrzenie całej zbiorowości (społeczności ludzkiej). Otóż, patrząc w ten sposób na wydarzenie, musimy je uznawać za katastrofalne, jeśli nastąpiła w nim multiplikacja (wielość) śmierci, zranień i zniszczenia dorobku ludzkiego. Jest to podstawowy element “straty społecznej’’, rozuminej jako połączenie prestiżu osób zabitych, ich pozycji społecznej oraz spodziewanego wkładu, jaki mogłyby wnieść, gdyby żyły w sprawy publiczne i oszacowanych strat materialnych.
Podkreśla się przy tym element zaskoczenia i szoku, jakiego doznało społeczeństwo, oglądając katastrofę i gubiąc się w przypuszczeniach co ją naprawdę spowodowało (błąd, niedbalstwo, sabotaż czy akt terroryzmu).
Powiada się, że w przypadku katastrofy mamy do czynienia nie tyle z nieoczekiwanym nadejściem nieszczęścia żywiołowego, które jest przecież niezależne od woli człowieka i pochodzi z “bezrozumnego” działania tych czy innych sił przyrody, choć czasami ten stan rzeczy pochodzić może równie dobrze z zaniechania i z tego, że – powiedzmy – władze zatajają raport np. sejsmologów o nadchodzącym trzęsieniem ziemi, słowem: o “niespodziewanym” nadejściem sił potężnych i złowrogich (tylko dla tych, którzy żyli normalnym ludzkim trybem i nie potrafili wyciągnąć wniosków z symptomów nadchodzącego nieszczęścia, o ile takie były, a wiemy dobrze, że przyroda potrafi ostrzec przed zagładą np. świat zwierzęcy), z któr
ymi należy się liczyć.
Uwolnione w wyniku katastrofy siły destrukcyjne niszczą nie tylko środowisko fizyczne – załamaniu ulegają również potoczne wyobrażenia normalnego stanu i biegu spraw. Ściany walą się i osuwają, obnażając dotychczas bezpieczne schronienie człowieka – dom, betonowe stropy pękają, samochody eksplodują, ciała płoną, grunt zapala się pod stopami...
Unicestwiony zostaje społeczny kontekst, w którym zwykle funkcjonuje każdy człowiek. Niezależnie od skutków owych przerażających zdarzeń, sam fakt katastrofy prowokuje pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść i kto zawinił? Jeśli to były bezpośrednio siły przyrody, to wobec ich skomasowanego udrzenia człowiek jest po prostu bezradny, ale niekiedy pojawia się i inny element sprawczy: niedbalstwo, zaniechanie czy lekceważenie zapowiedzi kataklizmu. A tu już staje się sferą wpełni uzależnioną od człowieka. Mógł przewidzieć – nie przewidział! Zlekceważył ostrzeżenie – zapłacił to srogą karę. Nie poinformował o nadciągającym katakliźmie – spowodował ustokrotnienie ofiar ludzkich i rzeczowych!
Katastrofa stanowi wyzwanie dla istniejących założeń kulturowych. Oto nagle zawodzą dotychczasowe środki bezpieczeństwa. Wydarza się coś, co ujawnia lukę w obronnym pancerzu społeczeństwa, grożąc fatalnymi konsekwencjami. Zatem już pierwszy zgon na chorobę rozpoznaną później jako AIDS był sygnałem nadciągającej katastrofy...
Znaczną część prac wspomnianych powyżej komitetów dokumentują zachowania społeczności dotkniętych tornadami, trzęsieniami ziemi, powodziami i innymi formami “dewastacji na wielką skalę’’. Koncentrują się na sposobach, w jakie jednostki, grupy i społeczności ludzkie reagują na “gwałtowne dyslokacje swego środowiska społecznego”.
Katastrofy mają swój rytm i jego lokalizacja może osłabić ich skutki
Nie jest od rzeczy stwierdzenie, w jaki sposób reagują poszczególni ludzie, lokalne społeczności i całe społeczeństwo na katastrofy, ich rodzaje i przebieg. To wszystko bowiem może przyczynić się do tak niebagatelnych spraw, jak organizowania akcji ratowniczej, pomocy sąsiedzkiej, współdziałania z siłami porządkowymi, zarówno profesjonalnymi jak i tymi, które organizowane są ad hoc – powiedzmy – z członków Czerwonego Krzyża czy z organizacji paramilitarnych. Wielkie przy tym znaczenie ma wypracowanie procedury, dzięki której jest przywracany normalny bieg spraw i wychodzenie społeczeństwa z szoku oraz z zapaści po zaistniałej już katastrofie.
Te naprawdę istotne sprawy “porządkują’’ pole pozostałe po katastrofie i dają możliwość socjotechnicznego studiowania problemu oraz dania społeczeństwu najlepszego antidotum na ów anormalny stan, z którego powinno wyjść jak najszybciej.
W kolejnym artykule postaram się rozwinąć ogólną teorię katastrof, co nie jest czymś nieistotnym, zwłaszcza teraz, gdy niemal codziennie dzienniki donoszą nam o katastrofach rozgrywających się w coraz to innych “spokojnych” dotychczas miejscach.
Leszek A. Lechowicz
Teoria nieprzewidywanych katastrof (Korespondencja z Nowego Jorku)
- 10/13/2008 05:12 PM
Reklama








