Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 11 grudnia 2025 15:40
Reklama KD Market

Motto: Dobry Boże, chroń nas przed powtórką - Polski dramat

Przez to, że polski rząd nic nie robi w tej sprawie powstaje zaniedbanie o proporcji, której świadectwo dają lata komunizmu. Najpierw władze komunistyczne są winne takiego zaniedbania, równającego się zdradzie narodowej, bo trwającego przez pół wieku. Tak mówi się i pisze również o obecnym rządzie kraju.

Europejski Trybunał Praw Człowieka odrzuca skargę, którą wniosło Powiernictwo Pruskie (Preussische Treuhand) w imieniu swych członków, którym przewodzi Rudi Pawelka.

Trybunał odrzuca pozew ze względu na brak właściwości czasowej, bo Polska ratyfikowała Europejską Konwencję Praw Człowieka w dniu 10 października 1994 roku. Nie przyjmuje też opinii strony skarżącej, dwudziestu trzech osób fizycznych zarzucających Polsce pogwałcenie prawa międzynarodowego przez konfiskatę mienia, położonego na byłych terenach wschodnich niemieckiej Rzeszy. Sąd nie ma żadnych wątpliwości, że Państwo Polskie przejęło Ziemie Zachodnie wg prawa międzynarodowego, to znaczy zgodnie z Umową Poczdamską z 1945 roku, w trybie narzuconym w Jałcie (Teheran nie jest wspomniany). Dwustronne umowy z dwoma poprzednimi państwami niemieckimi i ostatnia, między Rzeczpospolitą Polską i Federalną Republiką Niemiec (Mazowiecki i Kohl), potwierdzają polskie granice. Nie występuje ciągłe naruszanie Konwencji Europejskiej, tego nie można imputować Państwu Polskiemu.

Przystępując do rozpatrzenia sprawy, sąd opiera się na stanie prawnym właściwym dla czasu, w którym zaistniały przypadki zgłoszone przez skarżącą stronę. Ten stan prawny traktuje się jako niezależny od trybu, jaki doprowadził do jego powstania. Państwo Polskie działało na podstawie tego prawa i nie można mu zarzucić działania bezprawnego. Jeśli nie można, to należy odrzucić argumenty strony skarżącej. I sąd to czyni, stwierdzając, że nie ma podstaw prawnych, aby akty pozbawienia własności, które ci ludzie wyliczają, uznać za ciągłe łamanie prawa własności. Nie można uznać również pozostałych argumentów, które skarżąca strona wysuwa, za właściwe dla takiego stanu prawnego.

Wśród dwudziestu trzech osób jest jedna, wymieniona na pierwszym miejscu na liście, której skarga stanowi ilustrację tego, co jest w istocie próbą wyduszenia z Polski haraczu czy kontrybucji. Jest nią niemiecka Żydówka z Wrocławia, która po wojnie mieszkała w Stanach Zjednoczonych i Izraelu, obecnie mieszka w Berlinie. Nie złożyła ona żadnych dokumentów i dowodów, jak podaje się w uzasadnieniu na potwierdzenie wcześniejszego wystąpienia do władz polskich, nie podała daty wywłaszczenia. To jest jedna z tych osób, w imieniu których demokratyczny kongresman z Florydy, Robert Wexler - inspirowany z zewnętrznych środowisk, jakim jest Światowy Kongres Żydów – wystąpił ze Wspólną Rezolucją w Izbie Reprezentantów (House Concurrent Resolution 371), żądając od Polski zwrotu mienia lub kompensaty.

Dla Polaków nie ma żadnej wątpliwości, że takie żądanie jest równoznaczne z nałożeniem na nich, na Polskę, kontrybucji, czytaj okupu, w olbrzymiej wysokości – już teraz wszędzie mówi się o sześćdziesięciu pięciu miliardach dolarów. Jak widać, kontrybucję można nazwać łagodniej - kompensatą.
Komisja Spraw Człowieka w Genewie, gdzie ma apelować Rudi Pawelka, nie może zlekceważyć decyzji Trybunału, bo w grę wchodzi stan prawny, którego ignorować się nie da. Chyba, że Komisja podważy tryb, w którym wcześniej stan taki zaistniał a to oznaczałoby zasadniczą zmianę myślenia historyczno-politycznego a przecież umowy między państwami są źródłem prawa międzynarodowego. Zmiana tego myślenia nie jest w interesie Pawelki, ona działa na jego szkodę, i dlatego powinien dobrze się zastanowić nad następnym posunięciem. Herr Pawelka, sie sollten an es wieder denken.

Od kiedy Polska zaczęła sprawować - de facto i de iure – kontrolę nad Ziemiami Zachodnimi? Wg Trybunału, Polska nie sprawowała tej kontroli w okresie od stycznia do kwietnia 1945 roku. Dodać trzeba, że ten brak polskiej kontroli trwał praktycznie do uznania władz komunistycznych narzuconych Polsce przez pozostałych sojuszników, do Konferencji Poczdamskiej. Powiada się - Piotr Andrzejewski w „Naszej Polsce” - że wejście przez Polskę we własność tych ziem w tamtych latach miało charakter niejasny i dorozumiany, chociaż Trybunał nie ma wątpliwości, że Polska suwerennie stanowiła prawo na Ziemiach Zachodnich, to znaczy przyjmowała ustawy, które unieważniają i przekreślają prawo byłych właścicieli niemieckich do własności na tych terenach. Chodzi jednak o to, powiada Piotr Andrzejewski, aby w obrębie prawa międzynarodowego usunięto wszelkie wątpliwości w kwestii ostatecznego unieważnienia prawa własności niemieckich posiadaczy. Do tego celu jest potrzebny traktat pokojowy między Rzeczpospolitą Polską i Federalną Republiką Niemiec, traktat, którego nie było do tej pory. O potrzebie tego traktatu wyraźnie mówi również Wojciech Reszczyński w „Naszym Dzienniku”.

Umowa podpisana przez Mazowieckiego i Kohla nie jest ostatecznym załatwieniem sprawy. Polityczne wydarzenia w Niemczech - Pawelka, Steinbach, kanclerz Merkel (nie łudźmy się) i inni – dają nam do zrozumienia, że kwestie niemieckiej własności i prawnej oceny wysiedleń są tam nadal otwarte. Takie podejście będzie trwać, jeśli nie podejmie się rokowań polsko-niemieckich w sprawie traktatu pokojowego między Polską i Niemcami. Co więcej, taki stan spraw będzie trwać ze skutkami dającymi się łatwo przewidzieć, chociaż jak na chwilę obecną te skutki trudno jest ująć w jednoznacznych, politycznych kategoriach
Wśród kwestii, które wymagają załatwienia przez traktat pokojowy, są też roszczenia osób, które wyjechały do Niemiec na podstawie polsko-niemieckich uzgodnień w 1975 roku. To jest skandaliczna sprawa, bo mamy do czynienia de iure i de facto z handlem ludźmi na podstawie deklaracji o przynależności do narodu niemieckiego. W czasie okupacji w Polsce, ludzi, którzy na odpowiednich listach przyznali się do narodowości niemieckiej, nazywano po prostu volksdeustchami (folksdojczami) wysługującymi się okupantom. A w pierwszych dniach sierpnia 1975 roku, w Helsinkach, komunista Gierek i żydowski oficer Werhmachtu Schmidt w nocnych rozmowach ujawnili sto kilkadziesiąt tysięcy volksdeutschów, właściwie uśpionych, bo odwołali swoje poprzednie deklaracje o przynależności do Narodu Polskiego i ponownie przystąpili do narodowości niemieckiej. Na podstawie nowej deklaracji utracili prawo własności, ale nie zrezygnowali z niej, chociaż ich tam nie ma fizycznie, bo teraz sądy polskie wydają wyroki przywracające im to prawo.

Brak zapisów w księgach wieczystych, tylko tyle i aż tyle. Ten brak uświadamia nam brutalnie, dlaczego można mówić o dorozumianym charakterze wejścia Polski we własność tych terenów (tymczasowość). I jak się okazuje, rząd polski nie robi nic, aby przyjść z pomocą obywatelom polskim, tym, którzy mają oddać własność.

Nie tak dawno Radio Maryja przeprowadziło rozmowę radiową z senatorem Dorotą Arciszewską-Mielewczyk na tematy wywłaszczeń Polaków. W trakcie radiowej rozmowy pani senator przyjęła kilka telefonów od słuchaczy, w tym ostatni od pani Teresy z Olsztyna, która powiedziała najpierw, że „wybrali Niemca, to on jest za swoimi”, a później, że „trzeba wyrzucić ten Tusk”. Nie, proszę państwa, to nie jest błąd gramatyczny, to jest odniesienie do obecnej władzy. Wyrzucić ten Tusk, tę władzę, cały czas o to chodzi.
Andrzej Niedzielski
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama