Zakończyły się obchody Miesiąca Dziedzictwa Polskiego w Chicagowskiej Bibliotece Publicznej. Naszym celem jest pokazywać Polonię przedstawicielom innych grup etnicznych, promować kulturę i obyczaje polskie, zapoznawać z polską historią i budować wizerunek Polski współczesnej jako kraju nowoczesnego i pięknego.
Ilustracją naszych zamierzeń są dwa wykłady, które odbyły się w bibliotece centralnej imienia Harolda Washingtona. Mary Mirecki Piergies, redaktor angielskiej wersji Głosu Polek, mówiła o polskich zwyczajach, tradycjach oraz obchodach świąt kościelnych i państwowych, jak 11 listopada. Po wykładzie zadawano wiele pytań, m.in. jakie tradycje praktykują najchętniej Polacy w Ameryce, gdzie można się dowiedzieć o obyczajach polskich, czy w bibliotece można znaleźć książki na ten temat, czy młodzi Polacy kultywują tradycje swych rodziców i dziadków.
Uczestnicy spotkania w większości pochodzili z polskich rodzin lub z rodzin, gdzie chociaż jedno z rodziców było polskiego pochodzenia; na sali były też osoby, które przyszły z ciekawości, bo mają polskich znajomych i przyjaciół i chcą się czegoś więcej o Polakach dowiedzieć.
Wykład Lucyny Migały, dyrektora artystycznego zespołu Lira, nosił tytuł “Piękno Polski”. Ilustrując prelekcję przezroczami, prelegentka pokazała różne krajobrazy Polski – pola, łąki, lasy, jeziora, morze i góry – a także miejsca zabytkowe i nowoczesne rozwiązania architektoniczne dynamicznie rozwijającego się kraju. Oglądaliśmy zatem starą i nową Warszawę, były też zdjęcia Wilanowa, a potem Kraków z Wawelem, Sukiennicami i kościołami, Wieliczka, Zakopane, polskie Tatry z Morskim Okiem, Wrocław, Poznań, krzyżacki Malbork i w końcu przepiękny Gdańsk – kolebka Solidarności. Po prelekcji pytano, jak się po Polsce podróżuje, czy dużo jest autostrad, jak drogie są hotele, czy można się w Polsce porozumiewać w języku angielskim.
Na zaproszenie Adult Services i Komitetu Obchodów Miesiąca Dziedzictwa Polskiego Chicagowskiej Biblioteki Publicznej przyjechali z Kansas Norman Conrad i Megan Stewart-Felt, którzy opowiedzieli zgromadzonym w audytorium Biblioteki Harolda Washingtona o tym, jak w 1999 roku narodził się projekt “Życie w słoju”, poświęcony Irenie Sendlerowej, Polce, katoliczce, która współpracując w czasie II wojny światowej z organizacją Żegota, uratowała życie 2500 dzieci żydowskich. Informacje o uratowanych przechowywała w słoju, stąd nazwa projektu.
Na rozpoczęcie bibliotecznego programu okolicznościowe przemówienie wygłosił konsul RP w Chicago, Zygmunt Matynia. Krótki film dokumentalny pokazał, jak licealistki z Uniontown w Kansas zainteresowały się historią Ireny Sendler, poznały ją w Polsce i jak zaczęły opowiadać jej historię poprzez napisany przez siebie dramat “Life in a Jar” (“Życie w słoju”). Wyświetlona została filmowa wersja sztuki, zrealizowana w 2006 roku dzięki Milken Family Foundation. Rolę Ireny Sendler od początku grała Megan Stewart-Felt. Sztuka od 1999 roku trochę się rozrosła, np. o rolę polskiej zakonnicy przyjmującej uratowane dzieci pod opiekę zakonu. O wprowadzenie tej postaci prosiła sama Irena Sendler, gdy uczennice z Kansas odwiedziły ją w Polsce.
Film nagrany na DVD robi duże wrażenie. Niewiele w nim słów, brak komentarzy, ocen. Młodzi aktorzy są oszczędni w słowach i gestach, ubrani stosownie do okoliczności w bure swetry i spódnice, zniszczone ubrania i buty, na głowach mają chustki lub szaliki. Wypowiadają słowa mądre, dojrzałe, z których tchnie wiara w człowieka, przekonanie o wartości każdego ludzkiego istnienia, bez względu na to, jakiej jest rasy, czy opływa w dostatki, czy żyje na ulicy i nie ma kawałka chleba, by zaspokoić głód.
Po wyświetleniu filmu Norman Conrad, nauczyciel dziewcząt w Uniontown, który od początku popierał ich zainteresowanie Ireną Sendlerową oraz Megan Stewart-Felt, jedna z jego uczennic, odpowiadali na pytania o ich kontakty z Ireną Sendler i z innymi osobami należącymi do Żegoty, o to, czym się w tej chwili zajmują, poza propagowaniem działalności IrenySendlerowej.
W spotkaniu w bibliotece, a także w zorganizowanym wcześniej spotkaniu w polskim konsulacie, uczestniczyli przedstawiciele organizacji polonijnych i żydowskich. Wszyscy byli bardzo poruszeni wystąpieniem gości z Kansas i ich apelem o to, by zmieniać świat na lepszy. A także ich wiarą w to, że od pojedyńcznego człowieka zależy naprawdę bardzo dużo.
Tegoroczne, piętnaste z kolei obchody Miesiąca Dziedzictwa Polskiego w Chicagowskiej Bibliotece Publicznej były, jak co roku, bardzo różnorodne. Oprócz prelekcji w naszym programie mieliśmy m.in. występy zespołów muzycznych. W bibliotece Austin-Irving wystąpił zespół szantowy Młynek, działający pod patronatem Klubu Jachtowego im. Josepha Conrada. Liderem zespołu jest Iwo Jankowski, a solistką Agnieszka Kirol. Zespół działa od kilku lat. W tym czasie występował na wielu festiwalach muzyki żeglarskiej. W 2002 roku nagrał płytę CD zatytułowaną “Odkrywamy Amerykę”. Iwo Jankowski gra na kilku instrumentach. Poza gitarą także na bębnie irlandzkim i na kościach. Towarzyszyły mu na akordeonie Marek Kalinowski na gitarze basowej Jarosław Zastawny. Zespół śpiewa szanty po polsku i po angielsku. Wśród publiczności znalazło się sporo osób z Joseph Conrad Yacht Club z komandorem Jarkiem Fin-Finowickim. Wszyscy dobrze się bawili, kołysali się w takt muzyki, klaskali do rytmu.
Kwartet jazzowy Macieja Barabasza w składzie: Maciej Barabasz (gitara), Geof Bradfield (saksofon), Bob Lovecchio (kontrabas) i Jon Deitemyer (perkusja) ma w swoim repertuarze nie tylko standardy, jak “Summertime”, który stara się nadać indywidualny charakter i nowoczesne brzmienie, ale wykonuje także utwory unikalne, np. “Inner urge” Joe Hendersona, a także kompozycje Milesa Davisa, Benny Golsona, czy Johna Coltraina, bardzo trudne i stanowiące dla muzyków prawdziwe wyzwanie. Macieja Barabasza i jego muzyków można słuchać co drugą środę w Martini Club. Najbliższy występ 3 grudnia wieczorem.
Wystąpiły też w bibliotece zespoły folklorystyczne: niezawodny “Lajkonik”, z którym współpracujemy od 15 lat, Eddie Korosa i jego “Boys from Illinois” oraz nasze ostatnie odkrycie – zespół góralski “Gronik” Władysława Pawlikowskiego.
“Lajkonik”, działający pod patronatem Związku Narodowego Polskiego, w tym roku zaprezentował grupę dzieci “Mały Lajkonik”, którą prowadzi choreograf Małgorzata Łyda. Zespół otrzymał entuzjastyczne oceny po obu występach – w Jefferson Park i w Oriole Park. Ta sama grupa wybiera się w przyszłym roku na Światowy Festiwal Dziecięcych Zespołów Folklorystycznych w Iwoniczu Zdroju.
Bardzo dobrze zaprezentował się zespół góralski Władysława Pawlikowskiego. Do zespołu należy 50 osób w wieku od 4 do 19 lat. Pomagają p.
Pawlikowskiemu jego własne dzieci – Monika (21 lat) i Bogdan (36 lat). Syn jest profesjonalnym muzykiem i gra na skrzypcach. Pomaga dzieciom należącym do zespołu rozumieć i grać klasykę oraz czytać nuty. Córka, studentka medycyny, gra na trzech instrumentach – na akordeonie, skrzypcach i basach. Gdy Władysław Pawlikowski przyjechał do USA w 1981 roku, założył pierwszą w Chicago szkółkę muzyczną, specjalizującą się w muzyce góralskiej. Na występy “Gronika” przyszli oprócz Polaków także Meksykanie, a nawet Hindusi. Jedna z Hindusek, oczarowana występem, bardzo namawiała pana Władysława, aby przyjął do zespołu jej syna.
Na uwagę zasługiwał program dla dzieci, rodzaj teatrzyku, który zaprezentowała aktorka Marzena Bukowska. Była to historia szewczyka Dratewki, który zabił smoka, by dos
tać za żonę królewnę Wandę. Pani Marzena zmieniała kostiumy i rekwizyty, aby przeobrażać się w kolejne postacie z bajki. Miała też ze sobą kukiełkę “grającą” rolę księżniczki. W roli smoka wystąpiła córka aktorki. Na widowni były dzieci w różnym wielu od bardzo małych do nastolatków. Nie było więc łatwo utrzymać uwagę tak zróżnicowanego grona. Pomogły w tym wcześniejsze doświadczenia Marzeny Bukowskiej z teatrem kukiełkowym “Kids on the Block”, sponsorowanym przez Chicago Park District, gdzie kilka lat wcześniej grała przez całe lato dla dzieci z różnych okolic Chicago.
Innym doskonałym doświadczeniem teatralnym było uczestnictwo w warsztatach Thimothy’ego Gregory, aktora z Chicago Shakespeare Theatre. Wraz z nim przygotowała “warsztaty szekspirowskie” dla uczniów szkół średnich. Te wszystkie doświadczenia zaowocowały ciekawym przedstawieniem dla dzieci w chicagowskich bibliotekach publicznych. Zadziałała magia teatru. Aktorka pokazała dzieciom, jak łatwo z pomocą rekwizytów i kostiumów bawić się w teatr. Umiejętnie stopniowała napięcie, czyniła widzów swymi partnerami, prosząc ich o pomoc w rozwiązywaniu problemów, pytając o zdanie i o przypominanie faktów. Dzieci zaangażowały całą swoją uwagę w to, co działo się na scenie. Spektakl zakończył się zaproszeniem wszystkich uczestników do udziału w weselu szewczyka i królewny. Dzieci tańczyły.Królewna rozdawała całusy na szczęście. Tego spotkania dzieci długo nie zapomną.
Bardzo udane były także programy przybliżające zainteresowanym (dzieciom i dorosłym) polską sztukę użytkową, a ściślej – sztuki związane z polskim wzornictwem folklorystycznym.
Elżbieta Wróbel uczyła, jak wykorzystywać motywy ludowe do wykonywania kartek świątecznych – wielkanocnych i bożonarodzeniowych, Lidia Walters pomagała wykonywać ozdoby choinkowe, zaś Barbara Niedorezo pokazywała, jak zrobić dekoracje wielkanocne i jak malować talerze, posługując się motywami ludowymi z Kaszub, Łowicza Pdhala i Zalipia.
Ogromnym powodzeniem cieszył się program, który po raz trzeci zaprezentowała Bogna Solak, właścicielka Oak Mill Bakery. We wszystkich trzech bibliotekach: Roden, Hegewisch i Lincoln-Belmont oceniono ten program jako “excellent”, a prowadzącą – jako osobę utalentowaną, dynamiczną i bardzo hojną.
Tak więc piętnaste obchody Miesiąca Dziedzictwa Polskiego okazały się kolejnym sukcesem. Całemu Komitetowi Organizacyjnemu Chicagowskiej Biblioteki Publicznej, którego jestem przewodniczącą, gorące podziękowania za owocną współpracę.
Maria Zakrzewska
Pielęgnowanie tradycji stanowi o naszej tożsamości
- 11/25/2008 08:19 AM
Reklama