Jak międzynarodowa wieść niesie, od dłuższego czasu w trzeci czwartek listopada na świecie strumieniami leje się młode francuskie wino Beaujolais Nouveau – przy wtórze muzyki, w beztroskim i radosnym nastroju.
Joanna Kmieć już od trzech lat wprowadza Polonię w tę zrodzoną we Francji tradycję, organizując w Art Gallery Kafe "Rendez-vous Paris", czyli wieczór wina, francuskich piosenek i dobrej zabawy.
Wybór piosenek został skoncentrowany wokół repertuaru trójki wielkich wykonawców – Edith Piaf, Jacques'a Brela i Charles'a Aznavoura. Natomiast w dziedzinie kostiumów królowały berety, głównie czerwone.
Agata Paleczny wyznała, że od paru lat – za namową Joanny – myślała o śpiewaniu piosenek Piaf i dopiero teraz poczuła się gotowa do tego ambitnego zadania. Nie próbowała imitować legendarnej piosenkarki. Śpiewała je po swojemu, z własną ekspresją. Widać było, że dobrze się w nich czuje, zbierała też wielkie brawa.
Ewa Staniszewska, jak zawsze świetna wokalnie i aktorsko, oraz Julitta Mroczkowska, która ku rozczarowaniu widzów nie zatańczyła zapowiedzianego kankana, tylko o nim tekstem Ref-Rena opowiedziała – dalej budowały nastrój, który coraz bardziej udzielał się publiczności, na co niemały wpływ miały coraz to nowe pojawiające się na stołach butelki i kieliszki pełne młodego czerwonego wina.
Krzysztof Arsenowicz, który wyłamał się z konwencji i wystąpił z gołą głową – nie wiadomo, czy na znak protestu, czy z właściwej sobie przekory, czy też z braku wystarczająco twarzowego beretu – znakomicie wypadł w prowokujących piosenkach Aznavoura, które puentował z iście francuską brawurą.
Akompaniujący aktorom – gitarzysta Bartosz Kuchno (w kapeluszu) i trójka akordeonistów – Mieczysław Dziś, AndrzejWalkosz Berda i Marek Lichota (w beretach) byli czarująco francuscy, a malarz Piotr Drake – również w berecie – przez cały program pracował przy sztalugach, popijając koniak i szelmowskim uśmiechem dając znać, że maluje coś bardzo francuskiego.
Była to – jak się później okazało – wieża Eiffela, zamówiona przez Joannę Kmieć, która tymczasem brylowała, imponując doskonałym francuskim akcentem i grasejując tak swobodnie, jakby tylko na chwilę wpadła do Chicago z Montmartre'u. Mirosław Krawczyk dzielnie jej towarzyszył, nie wkraczając jednak w niebezpieczne rejony francuszczyzny.
Kawiarnia pękała w szwach, kilkadziesiąt osób odeszło z kwitkiem, fizycznie nie mieszcząc się w niewielkim lokalu. Kto wie, czy organizatorzy nie dadzą się namówić na powtórzenie "Randki w Paryżu", choćby nie było to zgodne z tradycją Beaujolais Nouveau.
Krystyna Cygielska
Młode wino po francusku
- 11/26/2008 08:22 PM
Reklama