(Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
Warszawa – Do niedawna rząd Donalda Tuska udawał, przynajmniej dla publicznej konsumpcji, że kryzysu nie ma. Owszem, gdzieś tam w świecie upadają banki, na giełdzie rekordowe spadki, ludzie tracą domy, fabryki zwalniają robotników, rządy opracowują awaryjne plany doraźnej pomocy dla przemysłu itp., ale jakoś wszystko to Polaków raczej nie dotyczy.
Zadufanie, niewiedza, naiwność czy chęć niewywoływania paniki? A może zimna kalkulacja? Prawdopodobnie po trosze wszystkie te elementy odegrały pewną rolę. Premier natomiast dokonał wolty pod tym względem dopiero potem, jak wyszła na jaw jego wypowiedź na tajnym, zamkniętym dla mediów zebraniu w kameralnym gronie kilku przedstawicieli rządu i związków zawodowych w połowie listopada. W przypływie niby-szczerości Tusk narzekał, że w ostatnim czasie 10 godzin dziennie poświęca problemowi dwutlenku węgla, a 10 godzin poświęca emeryturom pomostowym, co zostawia cztery godziny na sen.
„Gdybym wiedział, na czym będzie polegało moje rządzenie, nie pchałbym się, bo ani to pasjonujące, ani przyjemne. Przez emerytury pomostowe wyłysieję i stracę 15 procent (nie precyzował, czy wagi czy poparcia – RS) – żalił się premier – ale wezmę na siebie ten brud, którego inni nie chcieli dokończyć”.
Po spotkaniach z szefem Europejskiego Banku Centralnego i francuskim prezydentem Sarkozym premier powiedział na owym zamkniętym zebraniu, że sytuacja gospodarcza „jest nieporównywalnie gorsza, niż to wydawało się jeszcze tydzień temu”. Szczególnie tajemniczo zabrzmiało następujące stwierdzenie Tuska: „Przestańmy przez moment zakładać, że tu są ukryte kamery i mikrofony, i że to będzie gdzieś w mediach. Nie, nie będzie”. Również wyjaśnił, istniejący stan rzeczy przed społeczeństwem: „Nie mówiłem tego publicznie. Prosiłbym też wszystkich o powściągliwość, bo to niczemu dobremu nie służy wprawianie w stan nerwowości ludzi. Ale jest dużo gorzej, niż mogło się komukolwiek wydawać, jeszcze, nie mówię, pół rok temu, ale tydzień temu”.
Skąd ta pewność, że kamer i mikrofonów nie ma? Czy członków rządu i przywódców związkowych poddano rewizji osobistej? Jako człowiek otrzaskany z nowoczesną technologią, premier zapewne wie, że telefonem komórkowym można zarówno filmować jak i nagrywać. I tak rzeczywiście się stało. Ale dopiero po dwóch tygodniach nastąpił głosowy przeciek do mediów i z wyżej wspomnianą wypowiedzią zapoznał się cały kraj.
Komentatorzy natychmiast zauważyli, że wypowiedź Tuska z jednej strony była zabiegiem negocjacyjnym, który miał zmiękczyć stanowisko związków zawodowych. Z drugiej strony widać w tym było próbę ocieplenia wizerunku samego Tuska jako ciężko pracującego premiera. Ugruntowanie takiego wizerunku wśród elektoratu przyda się w przyszłej kampanii prezydenckiej, w której Tusk najprawdopodobniej wystartuje. Jego przeciwnicy natomiast skomentowali jego narzekania na trudy rządzenia w ten sposób, że widocznie ta praca go przerasta i powinien dać z tym sobie spokój.
Czy zatem był to przeciek kontrolowany, mający pokazać ciężko pracującego premiera, który stara się wynegocjować sensowny kompromis ze światem pracy bez przyprawiania rodaków o niepotrzebne stresy? A może rząd nie miał z przeciekiem nic wspólnego, bo jeden z uczestników zamkniętych rozmów na własną rękę przekazał nagranie do mediów, a to zmobilizowało premiera do akcji? Tak czy inaczej, pewna jest tylko kolejność: wkrótce po upublicznieniu tajnej wypowiedzi premier zwołał specjalną konferencję prasową, by zaprezentować swój program antykryzysowy.
Premier oznajmił, że jego rząd przygotował tzw. „plan stabilności i rozwoju” na kwotę 91,3 miliarda złotych (ok. $30 mld). Plan ten ma zapewnić stabilność finansów publicznych i stymulować wzrost gospodarczy. Mają wzrosnąć gwarancje dla banków, powstaną dodatkowe możliwości kredytowe dla małych i średnich firm i przyspieszone zostaną inwestycje z pieniędzy Unii Europejskiej. Zwiększone zostaną inwestycje m.in. w energię odnawialną (farmy wiatrowe) i telekomunikację.
Ma zostać wprowadzona dwustopniowa skala podatku dochodowego od obywateli (18 i 32 procent) a podatek VAT ma zostać zreformowany. W sumie zmniejszy to wpływy podatkowe państwa o 10 miliardów złotych, ale premier ma nadzieję, że pozostawianie tych pieniędzy w kieszeniach podatników zachęci ich do wydawania, co powinno nakręcić koniunkturę.
Plan antykryzysowy ma się opierać na urealnionej prognozie wzrostu. Dotychczas rząd trzymał się oficjalnego założenia sprzed paru miesięcy, że w 2009 r. Produkt Krajowy Brutto (suma wytworzonych przez kraj dóbr i usług) wyniesie 4,8 procent. Obecnie wartość ta została obniżona do 3,7 procent. Nie jest to wcale taki zły wskaźnik zważywszy, że w krajach „starej Unii” przewiduje się na przyszły rok wzrost zerowy. Oczywiście nikt nie daje gwarancji, że cel ten (3,7% wzrostu PKB) zostanie osiągnięty. Sytuacja jest płynna, kryzys rozlewa się po świecie i tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie za pół roku, a nawet za miesiąc.
Warto zwrócić uwagę jeszcze na inny element planu – specjalną „rezerwę solidarności społecznej” dla potrzebujących, m.in. na pomoc dla rodzin wielodzietnych czy bezpłatne posiłki szkolne. Kwota przeznaczona na ten cel nie jest wielka (1,3 miliarda złotych), ale zawsze sprawia wrażenie, że rząd jest społecznie wrażliwy na dolę słabszej części społeczeństwa, a na to Tusk będzie mógł się powoływać z prezydenckiej kampanii wyborczej w 2010 r. szkolne. Pieniądze te mają wspierać m.in. rodziny wielodzietne i finansować bezpłatne ciepłe posiłki dla dzieci w szkole.
Owa rezerwa spowodowałaby przekroczenie dopuszczalnego deficytu budżetowego, ale rząd i na to znalazł sposób. Zwiększony zostanie podatek akcyzowy o dodatkową złotówkę od każdej półlitrowej butelki wódki oraz o 7 groszy od butelki. O pięć punktów procentowych (z 13,6 do 18,6 procent) wzrośnie także podatek od samochodów importowanych o pojemności silnika przekraczającej 2000 cm³.
Dobrze się stało, że zwiększone opodatkowanie dotyczy nie ceny samochodu, lecz wielkości jego silnika. Niewiadomo, czy twórcy planu po prostu uważali, że kogo stać na większy samochód, tego także stać na wyższą akcyzę, czy też kierowali się tym, że większe silniki bardziej zanieczyszczają atmosferę. Faktem jest, że plan antykryzysowy zaprezentowano w przededniu największej w historii Polski zjazdu klimatycznego. Przez dwa tygodnie ponad 10 tys. delegatów z 186 krajów świata obradować będzie w Poznaniu nad sposobami ograniczania emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, zwłaszcza dwutlenku węgla. Dyskutowane są założenia nowego porozumienia klimatycznego, które zastąpi wygasający w tym roku Protokół z Kioto.
Jest to cel szczególnie trudno osiągalny dla Polski, która jako bodaj jedyny kraj w Europie czerpie ponad 90 procent energii ze spalania najbardziej trucicielskiego paliwa, jakim jest węgiel. Kraj nie jest w stanie udźwignąć niebotycznych kosztów szybkiego przejścia na przyjaźniejsze dla środowiska źródła energii. Ponadto ceny za prąd znalazłyby się ponad zasięgiem sporej części społeczeństwa. Dlatego też przemawiając na konferencji poznańskiej premier Tusk zaapelował o większą międzynarodową solidarność energetyczną. Jego zdaniem, zadania w tym zakresie powinny być sprawiedliwiej rozdzielone zgodnie z możliwościami technicznymi i gospodarczymi poszczególnych państw.
Jako alternatywę dla „czarnego złota”, jak niekiedy mówi się na węgiel, Tusk widzi energię atomową. „Jaka jest dzisiaj napraw
dę tania i proekologiczna energia? Energia jądrowa, nie mam co do tego wątpliwości – powiedział premier. – Chcemy w sposób spokojny, odpowiedzialny oraz szybki rozpocząć już nie badania, ale decyzje inwestycyjne w tej kwestii. Plan, by w roku 2021 prąd płynął do polskich gospodarstw domowych z elektrowni jądrowych, jest ambitny, ale realny – zakończył premier.
Jak wiadomo, budowa siłowni jądrowej w Żarnowcu nad Bałtykiem została definitywnie wstrzymana po katastrofie czernobylskiej na sąsiedniej Ukrainie. Z drugiej strony, od tego czasu urodziło się całe pokolenie Polaków, które nie było świadkiem horrorów, jakie płynęły z ówczesnych mediów. Zresztą, reaktor czernobylski oparty był na raczej prymitywnej technologii sowieckiej, a dziś takie kraje, jak np. Francja, większość elektryczności zawdzięczają bardziej nowoczesnym i bezpiecznym atomowym zakładom energetycznym.
Robert Strybel
Jak rząd Tuska uchroni rodaków przed kryzysem?
- 12/06/2008 08:28 AM
Reklama