Odrzucenie przez Senat finansowej pomocy wywołuje oburzenie, któremu nie ma się co dziwić. Ponad ćwierć wieku temu trzej producenci samochodów znaleźli się w takiej samej sytuacji, jak obecna, blisko bankructwa.
To, co się dzieje w gospodarce amerykańskiej, jak zawsze, roznosi się po całym świecie. I tak było w tamtym czasie, gdy prezydent Reagan podejmował decyzje w obronie amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego. Jeśli patrzeć na nie wprost, decyzje takie są czystym zastosowaniem protekcjonizmu, który był wkalkulowany w politykę gospodarczą, od początku określaną mianem reaganomiki (reaganomics) – i tak ta nazwa się przyjęła.
W bieżącym komentarzu Buchanan – dając wyraz swemu oburzeniu – mocno pisze, że to, co wówczas zrobił Reagan, było „gospodarczym nacjonalizmem”. Tak więc można bez żadnego oporu potwierdzić, co skądinąd jest oczywiste, że izolacjonizm Buchanana jest równoznaczny z nacjonalizmem i protekcjonizmem. Gdyby jednak prezydent Reagan nie postąpił, tak jak postąpił, Amerykanie nie pogodziliby się ze skutkami katastrofy swego przecież narodowego przemysłu.
Reagan wydał wówczas dwie decyzje prezydenckie, które uratowały kraj przed kryzysem gospodarczym, decyzje dotyczące bezpośrednio międzynarodowego handlu samochodami i motocyklami na linii Ameryka-Japonia.
Po pierwsze, firma Harley-Davidson, ikona amerykańskiej produkcji motocykli – jak pisze Buchanan, zostałaby wyeliminowana z własnego rynku amerykańskiego przez japońskie maszyny, gdyby do sprawy nie wkroczył prezydent Reagan. To on nałożył cło w wysokości pięćdziesięciu procent na każdy pojedynczy egzemplarz motocykla importowanego przez Amerykę z Japonii. Japończycy dla pozoru trochę pohałasowali, wyrażając rzekomo własną zgodę, ale zostali postawieni w sytuacji przymusowej. Pięć lat później stan amerykańsko-japońskiego handlu zaczął wracać do normy. Firma amerykańska została uratowana, utrzymała się na rynku.
I o przywrócenie takiej polityki upomina się Buchanan, uszczypliwie wypominając republikańskim senatorom zablokowanie pomocy. I podpiera się jeszcze innym przykładem – kwotami importowymi, które Reagan wprowadził i co stało się chlubą jego dziedzictwa. Ile narobiły one hałasu na świecie, szczególnie w jednym regionie – w Sowietach, teraz dobrze znanych z brutalnej polityki zagranicznej realizowanej przez handel ropą i gazem.
Po drugie, kwoty importowe od 1983 roku zmuszały Japończyków do eksportowania ustalonej wcześniej ilość samochodów, co było też wyrazem gospodarczego nacjonalizmu, jak pisze Buchanan, ale co stanowi tradycyjną politykę obrony krajowego przemysłu przed zagraniczną konkurencją. W tamtym czasie Ameryka przeżyła recesję i ledwo zaczęła z niej wychodzić, co uwidoczniało się w tym, że u trzech wielkich producentów z czynnego zatrudnienia nadal wyłączonych było trzysta do pięciuset tysięcy pracowników. I w tym miejscu Buchanan przypomina, że kwoty importowe dały Japończykom porządna nauczkę, tę mianowicie, że “jeśli chcecie sprzedawać swoje samochody w Ameryce, najpierw musicie je budować na terytorium amerykańskim”.
Efekty nauczki są dostrzegalne w wielu stanach. W stanie Alabama istnieje zakład produkujący samochody marki Honda – powstał w 1999 roku, przy pomocy finansowej władz stanowych na wysokości 158 milionów dolarów. Także w tym stanie, firma Hyundai produkuje samochody własnej marki od 2002 roku a na uruchomienie produkcji władze stanowe przeznaczyły 252 miliony z własnego budżetu. Poza tymi dwoma firmami, samochody montują też inne firmy japońskie: Toyota, Nissan, Mazda i Mitsubishi.
Buchanan wypomina republikańskim senatorom, że ich decyzja jest fanatyzmem ideologicznym, niszczącym to, co jest wielką wartością. W dobrym roku, jak przypomina komentator, Amerykanie kupują siedemnaście milionów samochodów. W obecnej Europie producenci sprzedają tyle samo. A do tego, powiada Buchanan, trzeba patrzeć na rynek trzech miliardów potencjalnych nabywców w Indiach, Chinach i Azji Płd. Wschodniej, gdzie powstaje liczna klasa średnia, będąca potencjalnym nabywcą aut, wśród których – grzmi Buchanan – nie może naturalnie zabraknąć samochodów amerykańskich.
Takie teksty, jak tekst Buchanana, czyta się z komfortem psychicznym, podpierając się zaangażowaniem w sprawy narodowe, zaangażowaniem autora, który przecież nie jest polskim autorem i nie o polskie dobro mu chodzi. I w Polsce są autorzy piszący z wielkim zaangażowaniem w dobro narodowe, dającym tym samym pewną pociechę polskim czytelnikom. Ale jest to namiastka, bowiem w kraju jest tak fatalnie, że po Warszawie krąży opowiastka o tym, jak znajomy pyta „No i jak tam ci jest?”, a drugi odpowiada „gorzej niż źle, a do tego tamta jeszcze tam siedzi”, ruchem głowy wskazując na siedzibę władz miejskich Warszawy. Rząd traktowany jest jak miernota, a Sejm – jak hołota. Kraj jest najwidoczniej spacyfikowany, jednak nie w sensie nadzoru i nacisku militarnego, ale ewidentnie agenturalnego. Przykłady: w Szczecinie promuje się niemieckość w taki sposób, jakby niebawem miasto miało się stać die neue deutsche Stadt von Stettin a na Uniwersytecie Wrocławskim odwołuje się konferencje, na której miały być ujawnione niemieckie oszustwa na temat historii Polski (czytaj jako kolejna odmiana antypolskiego rasizmu, antypolonizmu). W samych Niemczech nasila się prześladowanie Polaków w znaczeniu rasistowskim i politycznym, widoczne w zakazie porozumiewania się polskich matek z własnymi dziećmi w języku polskim.
Źródła: na podstawie artykułu „The Toyota Republicans” zamieszczonego na Internecie z datą 16 grudnia, autor Patrick J. Buchanan.
Andrzej Niedzielski
Gorzej niż źle
- 12/31/2008 07:18 PM
Reklama








