Z okazji piątych urodzin itvn, Bożena Dykiel, znana wszystkim z roli Marii – charyzmatycznej głowy rodziny Ziembów z ulicy Wspólnej – opowiada nam o ostatnich pięciu latach swojego życia, o tym w jak nietypowy sposób „zdecydowała” się zostać aktorką i czemu miejsce każdego mężczyzny jest w kuchni.
– itvn obchodzi właśnie swoje piąte urodziny, od pięciu lat nasi widzowie oglądają Cię „Na Wspólnej”. To dużo czasu?
To kupa czasu ale jeżeli się intensywnie pracuje to czas tak szybko mija, że dopiero kiedy obchodziłam swoje urodziny stwierdziłam, że jestem tyle lat w serialu. Dlaczego ten czas tak szybko leci?
– Zdziwiłaś się, że tak to zleciało?
Tak, ale jeżeli człowiek ma pracę którą lubi, w której się sprawdza, w której jest doceniany przez widzów to jest to, uwierzcie mi, po prostu mgnienie. Pewnie dopiero po zakończeniu „Na Wspólnej” usiądę, odetchnę i zacznę liczyć te lata wszystkie lata.
– Przez ten czas musiałaś bardzo zżyć się ze swoją bohaterką. Ile dzisiaj jest Marii Ziemby w Bożenie Dykiel?
Oj bardzo dużo. Maria jest bardzo poukładana, Maria jest szybka, Maria lubi gotować, lubi dbać o swoich domowników, trzyma niby za ucho swojego męża ale tak naprawdę jest pod pantoflem, słucha się Włodka.
– A to ciekawostka!
Tak właśnie jest, może trudno to dostrzec na pierwszy rzut oka, ale Maria bardzo ceni jego zdanie. Jak widzicie dużo jest Marii Ziemby we mnie ale jednocześnie nie lubię sprzedawać się na ekranie do końca.
– Czyli oglądając „Na Wspólnej” pomimo wszystkich podobieństw oglądamy Marię a nie Bożenę?
Zgadza się, coś musi zostać dla mojego domu, dla mojego męża, dla moich córek i dla mojego wnuka.
– A jak sytuacja wygląda w druga stronę? Czy Maria dała coś Tobie?
Dała i daje mi cały czas wspaniałą rzecz. W moim zawodzie nie wolno rdzewieć, nie ma nic gorszego niż aktor nieużywany. Aktor używany po prostu potrafi dwa razy więcej. I to jest właśnie to co mi dała – mam ciągły kontakt z kamerą, z dźwiękiem, z kolegami. Uczę się tekstów więc gdyby mi się przytrafi np. Alzheimer to ja go od siebie wyrzucę, powiem mu żeby uciekał bo muszę nauczyć się kilometra tekstów. Aktor jest przez to wszystko nakręcony, sam się doskonali. Maria utrzymuje mnie w dobrej formie. Co z tego, że Maria Ziemba jest dojrzałą kobietą? Ona musi o siebie przecież dbać, więc dbam o siebie tak naprawdę za dwie osoby.
– Czy jest ktoś kto nie zna Bożeny Dykiel?
Nie mam pojęcia, pewnie ktoś by się znalazł. Muszę powiedzieć, że spotykam się na co dzień z dużą życzliwością i sympatią. Może dlatego, że gram takie postaci które ludzie lubią i mam wrażenie, że mają się ochotę odezwać bo wiedzą, że ich nie zignoruje.
– Jak idziesz do urzędu, to Pani w okienku pyta Cię o imię i nazwisko?
Nie, nie pyta, ale ja zawsze mówię.
– Po co skoro wszyscy Cię rozpoznają?
Z prostej przyczyny – żeby nie wpisali Maria Ziemba (śmiech). Ale jest też tak, że ludzie wiedzą, że mnie znają, że jestem z „Na Wspólnej” ale akurat w tym momencie gdzieś w głowie ucieka im nazwisko. Mogą o mnie powiedzieć wszystko, wymienić każdy mój film i pamiętać każdą sztukę w jakiej zagrałam ale to nazwisko nagle gdzieś wylatuje.
– Cała Twoja filmografia nie licząc filmów i seriali wynosi grubo ponad 70 pozycji. Idziesz na jakiś rekord?
Nie, nie idę. Tak się po prostu składało. Miałam ten fart, że zaczynałam swoją karierę zawodową kiedy robiło się bardzo dużo filmów. A ponieważ miałam szczęście zaczynać u najlepszych i w teatrze i w filmie okazało się, że mam smykałkę i film mnie wchłonął.
– W takim razie Hoffman, Wajda czy Kieślowski? Z którym się najlepiej pracowało i który jest tym arcymistrzem polskiego filmu?
Z każdym pracowało się zupełnie inaczej. Ponieważ najwięcej pracowałam z Wajdą i z nim zaczynałam swoją pracę w filmie więc mam Andrzejowi bardzo dużo do zawdzięczenia. Trafiłam na jego znakomity okres, właściwie to najlepszy który miał, a poza tym chciało mu się ze mną pracować. Chciało mu się dawać mi uwagi które rozumiałam i które zostały mi na całe życie. Hoffman natomiast czerpał już z mojego doświadczenia, tak samo zresztą jak Kieślowski. Oni mieli mnie już ukształtowaną. Nie zmienia to oczywiście faktu, że każdy dał mi coś od siebie.
– A pamiętasz dzień w którym postanowiłaś, że zostaniesz aktorką?
Nie pamiętam dnia. To był taki powolny proces który założyła sobie moja polonistka.
– Polonistka?!
Tak, dostałam w siódmej klasie szkoły podstawowej polonistkę która na pierwszych zajęciach kazała nam nauczyć się wiersza na pamięć. Po mojej recytacji powiedziała, że zaczyna mieć już powoli materiał na kółko dramatyczne. „Dykiel Ciebie zapisuję jako pierwszą” – powiedziała.
– Czyli krótko mówiąc decyzja o Twojej karierze została podjęta za Ciebie.
Zgadza się, tylko ja wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogę być aktorką. Nasza „Wiśnia” prowadzała nas do teatrów i kin. Zaliczałam wszystkie najlepsze spektakle w Warszawie, wszystkie filmy. Chodziła z nami bo kochała teatr i kochała kino a mi tę miłość sprzedała. Później w dziesiątej klasie powiedziała: „Dykiel, Ty idziesz do szkoły teatralnej”. I poszłam, dostałam się za pierwszym razem.
– Czyli nie było okresu w którym jak każda nastolatka chciałaś zostać księżniczką, pielęgniarką albo policjantką?
Był taki mały epizod. Jak byłam w pierwszej klasie to chciałam zostać baletnicą. Baletnice miały najpiękniejsze sukienki na świecie, cudownie się ruszały i ten ukłon na koniec. Wszystko było jak z bajki. Ale życie niestety bajką w tamtych czasach nie było i baletnicą nie zostałam.
– Ale koniec końców nie żałujesz tej podjętej za Ciebie decyzji?
Nie, nie żałuję. Nie żałuję chociażby dlatego, że na swojej drodze życiowej było mi dane poznać najlepszych polskich aktorów. Ci ludzie mnie uczyli, dawali porady. Ja zawsze byłam osobą otwartą, nigdy nie zadzierałam nosa. Byłam otwarta na wszelką konstruktywną krytykę.
– No i w pewnym momencie kariery dostałaś Brązowy Krzyż Zasługi. Co to za historia?
Nie wiem, to chyba była jakaś pomyłka. Pamiętam, że pewnego wieczoru dzwoni do mnie Dałkowska i mówi: „Dostałaś Brązowy Krzyż Zasługi? Ja też dostałam.” Mam nawet gazetę na której jesteśmy ze swoimi orderami. Czasami siadamy przy herbacie i oglądamy zdjęcie na którym prężymy się dumnie z odznaczeniem. Pewnie otrzymałam go dlatego, że dawali wszystkim (śmiech)
– Jest jakaś rzecz w życiu o której marzysz, a której nigdy jeszcze nie miałaś okazji zrobić?
Nie ma chyba takiej rzeczy. Wszyscy marzą o podróży dookoła świata ale ja mam to za sobą. Z zamiłowania jestem raczej wędrowcem, zamiast podróży statkiem wolę spacer po plaży. Mogę chłonąć ciepło, słońce, zapachy, kolory i szum fal godzinami. Nigdy mnie to nie znudzi.
– Gdzie w takim razie znajduje się Twoje ulubione miejsce na ziemi?
Miejsce które podoba mi się najbardziej na świecie to Kapsztad, to raj na ziemi! Kocham też Vancouver ale jak dla mnie za dużo tam deszczu. Kocham też Niagarę!
– Dwa miasta i wodospad? Niagara jakoś nie pasuje do tego zestawienia?
Ostatnio byłam po dwudziestu latach drugi raz nad Niagarą. Muszę z przykrością stwierdzić, że wolałam ją 20 lat temu. Była bardziej dzika, w ogóle była zupełnie inna. Nie było hoteli, nie było takich tłumów. Było po prostu cudnie i ujutnie. Natomiast gdy później wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w okolice Niagary, jak wyjechaliśmy w tamte okolice, w małe miejscowości…
bajka. Tam są tak piękne domy, tak piękne winnice, tak dobre wino – zwłaszcza Ice vine – chyba każdy by chciał w to wejść i zostać. To po prostu zupełny obłęd. Do tego perspektywa wspaniałej rzeki, szum, kaskady, wodospady. No po prostu cudowne. Ja kocham przyrodę.
– I dlatego mieszkasz tu gdzie mieszkasz?
Tak, dlatego mieszkam w lesie. Muszę się przyznać, że kiedy odwiedzam swoich przyjaciół, którzy mieszkają w warszawskich mieszkaniach, to mówię sobie w duchu: Boże, jak tu ciasno, jak tu jest mało przestrzeni, jak tu nie ma czym oddychać. Są oczywiście dzielnice gdzie trochę tego powietrza jest, ale ja u siebie wystawiam nogę za próg domu i już jestem w lesie.
– A jak doszliśmy już do domu to powiedz jak jest u Ciebie z kuchnią? Polska czy zagraniczna?
Tylko Polska. Ja uważam, że Polska ma najlepszą kuchnię na świecie.
– To chyba niemożliwe. Nie wierzę, że jakiś hamburger czy spaghetti nie chodzi Ci czasami po głowie.
No to uwierz! Ja jadłam raz w życiu hamburgera. A wiesz dlaczego? Ja nie lubię miękkiej bułki. U mnie w domu tostuje się absolutnie każde pieczywo. Gdyby bułka była chrupiąca, wtedy hamburger byłby zupełnie innym hamburgerem.
– Muszę w takim razie spróbować. A co myślisz o mężczyznach spędzających więcej czasu w kuchni niż ich partnerki?
Mają absolutną rację, że tak robią. Mężczyźni są zdecydowanie lepszymi kucharzami niż kobiety. Powiem Wam dlaczego. To jest tak, że ja jak gotuję to nie jestem skupiona tylko na gotowaniu. Mam za dużo różnych rzeczy na głowie. Tutaj włączyłam pralkę przy okazji, tutaj rozmrażam i czyszczę kawałek lodówki, przy okazji robię sobie coś do jedzenia na następna dzień a tu z boczku leży tekst którego muszę się nauczyć i na niego co chwilę spoglądam. Natomiast jak facet gotuje to on jest skupiony tylko na gotowaniu. Gorzej już ze sprzątaniem (śmiech).
– Naturalnie! Jak się już gotuje to trzeba to robić z odpowiednim rozmachem.
Tak, ale by posprzątać później po takim facecie to trzeba ekipę remontową zamawiać. Z drugiej strony przynajmniej przyjemność z jedzenie jest wprost proporcjonalna do wysiłku który trzeba później włożyć w sprzątanie. Muszę też dodać, że faceci mają większą fantazję w gotowaniu. Kobiety są bardziej racjonalne, facetom udaje się połączyć rzeczy które by się wydawały nie do połączenia.
– Ale pomimo ciągłego braku czasu lubisz gotować?
Lubię gotować. Lubię gotować szczególnie wtedy kiedy mam czas, kiedy wiem, że przyjdzie parę osób i wiem, że to co zrobię rodzina zje ze smakiem.
– A co w takim razie byś ugotowała Grześkowi Ziembie gdyby nagle wrócił na Wspólną?
Grześ to kawał chłopa i na pewno najchętniej zjadłby tłuczone ziemniaczki tak jak ja robię, z odrobiną jogurtu, masła i dużą ilością kopru. Na to troszeczkę mojej ulubionej włoskiej przyprawy isany. Do tego obowiązkowo musi być schabowy z obsmażaną kapustą i szklaneczka zimnego piwka.
– A jaki byś upiekła tort urodzinowy dla itvn?
Nie umiem niestety piec tortów, natomiast uwielbiam be-zowe ciasta.
– Ale w takie ciężko by było włożyć nasze pięć świeczek.
Nie tam, da się. Trzeba po prostu położyć na wierzchu np. spore wiśnie w które można włożyć świeczki ale tak jak mówię, tort bezowy z bezą wykonaną w domu to jest po prostu mistrzostwo świata.
– A często spotykasz na ulicy ludzi którzy proszą Cię o porady prawdziwej, polskiej gospodyni?
Często spotykam się z pytaniami o przepisy które robię w serialu albo np. ostatnio zaczepia mnie kobieta i mówi: Przypaliła mi się patelnia, niech mi Pani powie, jak ja mam ją z powrotem przywrócić do stanu używalności?
– I co odpowiadasz? Żeby kupić nową i jak najszybciej starasz się zakończyć rozmowę?
Nie, absolutnie. Pytam czy to patelnia metalowa, teflonowa czy jakaś inna i taka fachowa rozmowa może się czasami przeciągnąć na ładnych parę minut.
– Oglądasz siebie w telewizji?
Ostatnio niestety nie mam kiedy. Ale za to co jakiś czas robię nalot i oglądam moją Wspólną odcinek po odcinku. Mam bardzo krytyczne oko i staram się udoskonalać bez przerwy.
– Ja natomiast mogę zapewnić, że nasi widzowie oglądają Cię „Na Wspólnej” nie raz na jakiś czas ale od poniedziałku do czwartku o 20:00. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również i do zobaczenia „Na Wspólnej”!
Rozmawiał Jarosław Banaszek (itvn)
Bożena Dykiel, aktorka teatralna i filmowa. Występowała w Studenckim Teatrze Satyryków i na deskach Teatru Narodowego w Warszawie. Grała u najlepszych polskich reżyserów w takich dziełach jak „Człowiek z żelaza” czy „Ziemia obiecana”. Od 2003 możemy ją oglądać w roli Marii Ziemby z serialu „Na Wspólnej”.
5 lat w 5 tygodni z itvn
- 04/21/2009 05:04 PM
Reklama








