W sobotę 4 czerwca 1989 roku przyjechałem z domu na Northwest Side pod Konsulat Generalny PRL na Lake Shore Drive o wpół do piątej rano. Przed otwarciem dwóch lokali wyborczych na terenie konsulatu trzeba było wszystko sprawdzić i przygotować do wpuszczenia pierwszych wyborców. Od jeziora Michigan zacinał ostry zimny wiatr, który ośmielony gasnącą ciemnością nocy smagał sporą grupę ludzi. Nie sprawiali wrażenia zaspanych, rozmawiali i dowcipkowali. Zamieniliśmy kilka zdań. W odpowiedzi unoszono ręce z dwoma palcami w kształcie litery V.
O 6:00 rano pracownicy konsulatu otworzyli, zgodnie z przepisami, placówkę zamienioną w tym dniu na siedzibę komisji pierwszych od czasu Jałty wyborów w Europie Środkowo-Wschodniej z wbudowanym w nie elementem demokracji i wolności. Gęstniejąca grupa Polaków wparowała do środka. Jako pierwszy zagłosował rosły mężczyzna, który prosto od urny wyborczej pojechał do pracy na budowę domu w Des Plaines. I tak już było do 2:30 nad ranem w niedzielę.
Przez ponad 20 godzin przed konsulatem PRL i w jego wnętrzach kłębił się tłum ludzi głodnych wolności w dalekiej ojczyźnie. Było potwornie zimno i wietrznie, chwilami padał nawet śnieg. Ale nikomu nie przeszkadzało, że w tej pierwszej w Chicago po wojnie polskiej kolejce do demokracji trzeba odstać kilka godzin. Dominowała radość, lekkość, entuzjazm. Słychać było odśpiewywanie ballad Kaczmarskiego. Pracownicy peerelowskiego konsulatu wytoczyli pojemniki z kawą, herbatą, roznosili też coś do jedzenia.
W samym konsulacie tłok nie do opisania. Setki, tysiące ludzi. Nikt na nikogo nie wrzeszczał, nikt nie wytykał rejwachu i lekkiego bałaganu, który tak wielkiej operacji musiał towarzyszyć. Łącznie, o ile mnie pamięć nie myli, do wyborów w chicagowskim konsulacie przyjechało ponad 7 tysięcy ludzi! Przyjechało z 8 stanów USA! W ciągu tego wyborczego dnia przeżyłem wiele podniosłych momentów, ale spektakularności dwóch nic nie mogło przebić. Oba wydarzyły się po południu.
W krótkim odstępie czasu do komisji wyborczej, która wydawała karty do głosowania na I piętrze frontowego budynku konsulatu, przyjechało dwóch panów. Jeden bardzo wiekowy, z trudem poruszający się (chyba był na wózku), drugi znacznie bardziej żwawy, z nieodłączną laseczką. Tym pierwszym był 93-letni wówczas Juliusz Szygowski, ostatni przed wojną konsul II Rzeczypospolitej w Chicago! Tym drugim – profesor Leszek Kołakowski, wielki filozof i myśliciel, wyrzucony z Polski po niesławnym 1968 roku. Nic dla mnie w tamtym dniu nie uzyskało już większego historycznego znaczenia niż głos oddany na przyszłą wolną Polskę przez obie te wielkie i symboliczne postaci.
I tylko co chwilę musiałem wybiegać z konsulatu i opowiadać o tym reporterom różnych stacji telewizyjnych Chicago, które w tę pamiętną sobotę przysłały karawanę swoich wozów transmisyjnych na Lake Shore Drive.Po 2:00 w nocy zamknięto placówkę od wewnątrz. Cały wielki zespół – my, reprezentanci i mężowie zaufania kandydatów na posłów i senatorów z ramienia opozycji i „Solidarności” oraz konsulowie i wicekonsulowie PRL – przystąpił do liczenia tysięcy głosów. Skończyliśmy po nieprzerwanych 11 godzinach i wielokrotnym sprawdzaniu zgodności wszystkiego ze wszystkim. Przygotowaliśmy ostateczny komunikat o wyniku wyborów. Podałem go do publicznej wiadomości licznie oczekującym dziennikarzom.
To, co stało się potem – wszyscy dobrze znamy. Zamknięte przez dziesięciolecia drzwi do wolności Polski i Polaków zostały uchylone. Ich pełne otwarcie było już tylko kwestią niedługiego czasu, o czym jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy. Ale był w nas przecież entuzjazm miażdżąco wygranych 4 czerwca 1989 roku wyborów i nasze nadzieje poczęły rosnąć jak na drożdżach. W rok później zdecydowałem się do Polski wrócić.
Dziś jak najserdeczniej pozdrawiam tych wszystkich z Państwa, z którymi przeżyłem przed 20 laty tamte wspaniałe i niezapomniane chwile i którzy obywatelską troskę o losy i rozwój wolnej Polski pielęgnują w sobie do dziś.
__
Krzysztof W. Kasprzyk w 1989 roku mieszkał w USA. Po obradach Okrągłego Stołu w Polsce został pełnomocnikiem Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym „Solidarności” i przewodniczącym komisji wyborczej w Konsulacie Generalnym PRL w Chicago z ramienia „Solidarności”. Obecnie pełni funkcję Konsula Generalnego RP w Nowym Jorku.
Wspomnienia z chicagowskich wyborów 4 czerwca 1989 r. (Korespondencja z Nowego Jorku)
- 06/09/2009 10:53 PM
Reklama








