Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 14:17
Reklama KD Market

Stuletni Jubileusz Sabiny Pawlikowskiej - Poprzez Kazachstan, Liban i Anglię, do Chicago

Wygląda co najmniej 15 lat młodziej. Trzyma się prosto, zawsze jest ładnie uczesana i ubrana. Stosuje dyskretny makijaż i perłowy manicure. Dama w każdym calu, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Pięknie mówi, zawsze pogodna i uśmiechnięta. Zainteresowana sprawami bieżącymi, czyta czasopisma i książki, ogląda telewizję i filmy.

Osoba wyjątkowa pod wieloma względami. Namalowała wiele pięknych obrazów (zazwyczaj kwiaty), wydała tom poezji zatytułowany ‘‘Głogi i ciernie’’, w którym zawarła refleksje na temat doświadczeń młodości naznaczonej wieloma trudnymi wydarzeniami związanymi z II wojną światową:
aresztowaniem męża, oficera Wojska Polskiego, tułaczką w Kazachstanie, Persji i Libanie, trudnym przystosowaniem do nowego życia tzw. dipisów.
Urodziła się 2 lipca 1909 roku w Łodzi. Jej ojciec, Julian Majewski, był lekarzem. Mama, Wiktoria, zajmowała się dziećmi. Sabina była jedną z trzech córek Juliana i Wiktorii. Ojciec zmarł wkrótce po zakończeniu I wojny światowej. Matka musiała podjąć pracę zawodową. Po ukończeniu szkoły podstawowej młodziutka Sabina uczęszczała do Państwowej Szkoły Przemysłu Artystycznego. Nauczycielka tej szkoły, p. Julia Zbijewska, rozbudziła w Sabinie umiłowanie do piękna języka polskiego. To wtedy zaczęła pisać wiersze – dla samej siebie.
Miała 21 lat, gdy wyszła za mąż za Wacława Pawlikowskiego, którego znała od dziecka, ponieważ byli sąsiadami. W roku 1931 urodziła syna Witolda. Sielanka nie trwała długo. W kwietniu 1939 roku mąż p. Sabiny, który był oficerem Wojska Polskiego i zarazem nauczycielem, został przeniesiony do Doliny, miasteczka położonego koło Stanisławowa (obecnie na Ukrainie), gdzie prowadził szkolenie wojskowe w tamtejszym gimnazjum. We wrześniu 1939 roku, podporucznik Pawlikowski miał wrócić do jednostki macierzystej, czyli 28. pułku piechoty w Łodzi. Nigdy tam nie dotarł, ponieważ jednostka została rozbita przez Niemców.

Ranny, postanowił zatem wrócić do Doliny, gdzie nadal mieszkała żona i syn. Jego celem było przejść na Węgry do Wojska Polskiego formującego się na Zachodzie. Niestety, został aresztowany przez Rosjan na przejściu granicznym i więziony w Dolinie, o czym dowiedziała się żona poprzez znajomego policjanta. On to umożliwił Sabinie i jej synowi sekretną wizytę w więzieniu wczesną wiosną 1940 roku. Witold miał wówczas 9 lat. Było to jedyne i ostatnie spotkanie rodzinne przed jeszcze bardziej tragicznymi wydarzeniami. Jak się okazało, wkrótce potem, w marcu 1940 roku, Wacław Pawlikowski został wywieziony w nieznanym kierunku. Rodzina nigdy nie dowiedziała się o jego późniejszym losie.

Tymczasem 13 kwietnia 1940 roku Sabina Pawlikowska, która wciąż przebywała w Dolinie, została z synem wywieziona tuż za Ural, do Kazachstanu. Było tu kilkanaście rodzin polskich i oczywiście Kazakchowie. Zamieszkali w sowchozie, koło Karabałyku, w województwie Kustunai. Sabina pracowała w oborze, opiekowała się cielętami, Witold chodził do szkoły. Krajobraz był tu bardzo ponury, surowy klimat, zimno w trzcinowo-glinianych barakach. Panował głód.

Atmosferę pobytu w Kazachstanie najlepiej oddaje wiersz napisany w 1941 roku, zamieszczony w tomie “Głogi i ciernie”. Zatytułowany jest on ‘‘Pokuta”:
Odbywamy najcięższą pokutę,
Za winę – uznaną przez wroga.
Za miłość do naszej Ojczyzny,
Za miłość do bliźnich
i Boga.
Odbywamy najcięższą pokutę,
Czołgając się na kolanach
Przez łany ze stepów wyprute,
By wrogom plony wydały.
Brniemy w śnieżystej zamieci,
Głodni i w strzępach odzienia
Pokutnie – aż po dzień śmierci
I obca grzebie nas ziemia.
W 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej i zawarciu umów międzynarodowych między Francją, Anglią i Rosją oraz Rosją i Polskim Rządem na Uchodźstwie, Polacy znajdujący się na terenie Związku Radzieckiego odzyskali możliwość przemieszczania się po Kraju Rad, a nawet wyjazdu z ZSRR.

To wtedy Sabina Pawlikowska postanowiła wyjechać na południe, do Uzbekistanu, gdzie zaczęła się formować 5 Dywizja Wojska Polskiego. Zamieszkali w kołchozie Frunze koło miejscowości Dzalal Abad. Tu Sabina zachorowała na tyfus, który spowodował śmierć wielu osób, między innymi jej przyjaciółki, Aliny Sochaczewskiej. Sabina zaopiekowała się synem Aliny, kilkunastoletnim Januszem, którego traktowała jak własne dziecko.

W kwietniu 1942 roku, wraz z wojskiem i innymi rodzinami dzielącymi ich los, Sabina w towarzystwie dwóch chłopców, Witolda i Janusza, udała się do Persji, gdzie przebywali do 1945 roku. Mieszkali w jednym z obozów dla uchodźców, w pobliżu Teheranu. Sabina Pawlikowska pracowała w kwatermistrzostwie obozu.
Po likwidacji obozów w Teheranie, w lipcu 1945 roku, Pawlikowscy zostali przeniesieni z Persji do Libanu. Zamieszkali w miasteczku Ghazir, na północ od Bejrutu. Tu z kolei Sabina pracowała w świetlicy, gdzie prowadziła zajęcia z robótek ręcznych opłacane przez NCWC (National Catholic Welfare Conference). Przydało się wówczas to, czego nauczyła się jako nastolatka w Państowej Szkole Przemysłu Artystycznego w Łodzi.

W lipcu 1950 roku kończyła się opieka URNY nad wychodźcami i Polacy zaczęli opuszczać Liban. Pani Sabina wraz z synem wyjechała na krótko do Anglii. Dzięki zgodzie rządu Wielkiej Brytanii, otrzymała wizę amerykańską, o którą starał się jej wuj Mieczysław, mieszkający w USA od wielu lat. W Nowym Jorku wylądowali 14 lutego 1951 roku. Ale nie był to jeszcze koniec ich tułaczki. Z Nowego Jorku pojechali do Bridgeport w stanie Ohio, a potem jesienią 1951 do Baltimore, w stanie Maryland, do drugiego wuja. Tutaj syn p. Sabiny, Witold, rozpoczął wieczorowe studia inżynieryjne na Johns Hopkins University i prace w Betlehem Steel Co. W 1955 roku został powołany do wojska amerykańskiego. Jego jednostka stacjonowała w Norymberdze i była częścią amerykańskich wojsk okupacyjnych w Niemczech. Przebywał tam do 1957 roku.

Od 1957 roku matka i syn znowu byli razem. Zamieszkali w Chicago. Nie było im łatwo – zwłaszcza p. Sabinie, która po raz kolejny musiała się uczyć obcego języka, dostosowywać do nowych warunków życia i do innej kultury. I jeszcze to poczucie wydziedziczenia, pogarda ze strony niektórych Amerykanów patrzących niechętnie na nowo przybyłych. Mówi o tym inny wiersz p. Sabiny, opisujący sytuację “dipisów”, czyli “displaced people”, ludzi, którzy nie mają swojego miejsca:
D.P.
I...
Zatrzasnęły się drzwi –
Za nimi zostało wszystko
Czym żyłeś,
Co było tobą,
Poszedłeś...
Oślepły pożogą,
Która w czas onych dni
chodziła ulicami
Miast –
i wsi.
Włóczęga...
Którego imię “Człowiek”
Zmieniono...
Na obce, pogardliwe miano
D.P.
Sabina Pawlikowska podejmowała wiele dorywczych prac, które nie odpowiadały jej z wielu względów, ale zapewniały skromne utrzymanie. Miała szczęście do ludzi. Dzięki znajomości z panią Wandą Rozmarek, żoną Karola Rozmarka, przez kilka lat pracowała z młodzieżą polonijną na letnich kursach w Alliance College w Pensylwanii, który to college należał do Związku Narodowego Polskiego. Tam również pracował z młodzieżą Feliks Konarski (Ref-Ren) i jego żona Nina Oleńska. To dzięki znajomości z Rozmarkami ostatnie 5 lat przed emeryturą p. Sabina pracowała w biurze ZNP. Oddawała się też pracy społecznej pomagając w Komitecie Rodzicielskim przy polskiej szkole im. generała Pułaskiego.

Od 1971 roku w wieku 62 lat przeszła na emeryturę. Ale jej dni zawsze wypełnione były czymś pożytecznym, np. opieką nad wnuczką Beatą, która jest obecnie hufcową hufca żeńskiego Tatry. Poza tym p. Sabina malowała i wciąż maluje obrazy, którymi obdarowywa
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama